— Co znaczy, że tylko ja zostanę bez przydziału — stwierdziła Cha Thrat.
— Co więc ma wyższy priorytet? — spytał Fletcher, jakby wcale jej nie słyszał. — Poszukiwania tego jednego nieprzytomnego czy dostarczenie całej grupy do Szpitala?
— Ja przeszukam statek — powtórzyła głośniej Sommaradvanka.
— Dziękuję, Cha Thrat — rzekł Prilicla. — Czuję, że chcesz się zgłosić na ochotnika, ale nie decyduj się pochopnie. Wprawdzie rozbitek, gdy go znajdziesz, będzie zbyt słaby, żeby zrobić ci krzywdę, ale to nie koniec niebezpieczeństw. Statek jest wielki i całkiem nieznany, tak nam, jak i tobie.
— Właśnie — dodał kapitan. — To nie szpitalne tunele. Tutejsze oznaczenia barwne, nawet jeśli są, będą mówiły co innego. Nie możesz niczego zakładać z góry. Ani niczego dotykać… Dobrze, szukaj, ale uważaj na siebie. — Spojrzał na Priliclę. — Jak sądzisz, wzięła sobie to do serca czy tylko marnuję na nią czas?
Rozdział siedemnasty
Zaopatrzona w wydruki z tego, co skanery Rhabwara zdołały ustalić na temat rozplanowania obcego statku, ze szczególnym uwzględnieniem większych pustych przestrzeni, przystąpiła do szybkiej, ale metodycznej penetracji. Zignorowała tylko mostek i zajęte kabiny oraz obszary w pobliżu reaktora, które nie nadawały się dla istot typu FGHJ oraz wszystkich innych, z wyłączeniem rzadkich ras żywiących się twardym promieniowaniem. Ostrożnie sprawdzała wnętrza detektorami dźwięków oraz ciężkim skanerem i dopiero potem otwierała drzwi czy włazy. Nie bała się, ale niekiedy ciarki przebiegały jej po grzbiecie.
Zwykle działo się to wtedy, gdy zaczynała się zastanawiać nad poszukiwaniami. Przecież jeszcze nie tak dawno nie uwierzyłaby nawet w istnienie tego rodzaju stworzeń, podobnie jak innych, spotkanych w Szpitalu. Wiele z nich przypominało bestie zrodzone w koszmarach szaleńca, a jednak nie tylko pogodziła się z ich istnieniem, ale jeszcze zaczęła je akceptować jako element codzienności. A wszystko przez to, że podjęła kiedyś ryzyko utraty kończyny i wzięła na siebie odpowiedzialność za leczenie pewnego obcego.
Wyobraziła sobie, jaka przyszłość by ją czekała, gdyby zlękła się tego ryzyka, i ponownie się wzdrygnęła, tym razem z przerażenia.
Wprawdzie pierwsze przeszukanie miało być szybkie i pobieżne, zabrało jednak więcej czasu, niż oczekiwała. Gdy dobiegło końca, rękaw był już zamontowany, Cha Thrat zaś czuła, jak oba żołądki zdecydowanie domagają się pożywienia.
Prilicla kazał jej się najeść, a dopiero potem zameldować się z raportem.
Gdy przybyła na pokład medyczny, Prilicla, Murchison i Danalta pracowali nad ciałem, Naydrad i przytulony do szklanego przepierzenia Khone zaś obserwowali wszystko z takim napięciem, że tylko empata wyczuł Sommaradvankę.
— Coś nie tak, przyjaciółko Cha? Coś cię wzburzyło na statku. Czuję to nawet stąd.
— To — odparła, chwytając jeden z metalowych cylindrów, które Murchison zdjęła ze zwłok i zostawiła na korytarzu jeszcze przed przeniesieniem ciała na Rhabwara. — Łańcuch nie jest przymocowany na stałe. Trzyma się na prostym zatrzasku ze sprężyną i można go odczepić, naciskając w tym miejscu. — Zademonstrowała. — W trakcie przeszukiwania dziobu przyjrzałam się osobnikowi w centrali tak, aby on mnie nie widział. Zauważyłam, że ma na nogach takie same kajdany z zatrzaskami. I on, i ten, który zginął, mogliby łatwo się uwolnić, ale żaden z nich tego nie zrobił. Na dodatek żywy szarpie się cały czas. Zagadkowe to dość, ale tak czy owak, muszę chyba odrzucić hipotezę, że którykolwiek z nich jest więźniem.
Wszyscy patrzyli na nią z uwagą.
— Ale co im się stało? Co sprawia, że inteligentna istota wystarczająco wykształcona, aby pilotować statek międzygwiezdny, zmienia się w zwierzę niezdolne do odpięcia zwykłego zatrzasku? Co tak upośledziło pozostałych, że nie potrafią nawet otworzyć drzwi ani poszukać czegoś do jedzenia? Co jest winne ich cofnięcia się do poziomu zwierząt? Może zatrucie pokarmowe albo brak jakichś składników odżywczych? Słyszałam przypuszczenie starszego lekarza, że to choroba tkanki mózgowej. Czy jest możliwe, żeby…
— Jeśli przestaniesz zadawać nowe pytania, może zdołam na któreś odpowiedzieć — przerwała jej Murchison. — Nie, na statku jest dość żywności i nie zawiera ona żadnych toksyn. Sprawdziłam kilka rodzajów pożywienia, będziesz więc mogła ich nakarmić, gdy wrócisz na pokład. Co do mózgu, nie znaleźliśmy żadnych uszkodzeń, zatorów, infekcji ani anomalii. Trafiłam niemniej na śladowe ilości pewnego złożonego związku chemicznego, który działa na te istoty jak bardzo silny środek uspokajający. To, ile go jeszcze jest w organizmie, sugeruje, że trzy albo cztery dni temu przyjęli dużą dawkę, ale jej działanie już ustąpiło. Zapas tego środka znaleźliśmy w jednej z toreb znajdujących się przy pasie. Wygląda więc na to, że członkowie załogi najpierw zażyli go, potem jeden przykuł się do fotela, reszta zaś zamknęła się w kabinach.
Zapadła dłuższa cisza przerwana dopiero przez Khone’a, który uniósł wysoko potomka, aby ten mógł zobaczyć dziwne istoty po drugiej stronie przegrody. Cha zastanowiła się, czy nie chodzi tu o osłabienie ksenofobicznego uwarunkowania dziecka. Nawet jeśli miało dopiero dwa dni…
— O ile jest szansa, że bardziej inteligentni i doświadczeni uzdrawiacze nie będą mieli mi tego za złe, chciałbym zauważyć, że na Goglesk zdarza się niekiedy, iż cywilizowane istoty zachowują się wbrew sobie jak zwierzęta. Być może pasażerowie tego statku mają podobny problem i muszą brać regularnie duże dawki jakiegoś środka, aby utrzymać swe naturalne predyspozycje pod kontrolą, pozostać cywilizowanymi istotami, rozwijać się i budować pojazdy kosmiczne. Może po prostu zagłodzili się. Nie w zwykłym sensie, ale z braku cywilizacyjnego stymulatora.
— Ciekawy pomysł — powiedziała z uśmiechem Murchison. — Podziwu godna idea, niemniej z żalem pozostaje stwierdzić, że wspomniany środek nie zwiększa wydajności mózgu, jego ciągłe stosowanie zaś wiodłoby do stanu znacznego ograniczenia świadomości.
— A może stan ten jest dla nich miły i pożądany? — wtrąciła się Cha. — Wstyd przyznać, ale na Sommaradvie zdarzają się istoty świadomie wprowadzające się w taki stan, chociaż tego rodzaju chwile przyjemności prowadzą niejednokrotnie do trwałego uszkodzenia mózgu…
— Równie wstydliwe sprawy są udziałem bardzo wielu światów Federacji — powiedziała ze złością Naydrad.
— A gdy substancji tej nagle zabraknie, gdy przestanie być regularnie podawana, zachowanie takich osobników zaczyna przypominać pod wieloma względami to, co widzieliśmy na obcym statku.
Murchison pokręciła głową.
— Raz jeszcze nie. Nie mogę być absolutnie pewna, gdyż chodzi o nową dla nas formę życia z nie zbadanym jeszcze w pełni metabolizmem, jednak powiedziałabym, że substancja odnaleziona w mózgu martwego osobnika była zwykłym środkiem uspokajającym, który raczej osłabiał czujność, a nie pobudzał. Niemal na pewno nie wywoływała ona też uzależnienia. Gdyby było inaczej, zaproponowałabym użycie jej jako środka do narkozy. Zanim spytasz, dodam, że prace nad tym drugim środkiem przebiegają bardzo wolno. Dane uzyskane podczas autopsji nie wystarczą tutaj, potrzebowałabym próbki krwi i wydzieliny żywego osobnika. Inaczej nie zdołam stworzyć czegoś, co byłoby bezpieczne nawet w dużych dawkach.
Cha Thrat zastanowiła się i spojrzała na Priliclę.