Выбрать главу

— Wiem, co czuje — stwierdził cicho Prilicla i nagle zalała ich olbrzymia fala ciepła, życzliwości i spokoju. — Cieszymy się, że cię poznaliśmy, przyjacielu Crelyarrel. Nie pozwolimy ci umrzeć. A teraz chodź, mały przyjacielu. Odpoczniesz. Jesteś w dobrych rękach.

Nie ustając w przekazywaniu emocjonalnego wsparcia, przystąpił do organizowania pomocy.

— Odłóż ten palnik, przyjaciółko Murchison, i idź z pacjentem oraz przyjaciółką Cha do gniazda Rhiimów. Tam poczuje się on bezpieczniej, a ty będziesz miała sporo pracy z jego martwymi przyjaciółmi. Przyjacielu Fletcher, zawiadom Szpital, aby przygotował się na przyjęcie nowej rasy. Przygotuj się też na długą transmisję do Thomnastora. Ułożymy wiadomość, gdy tylko będziemy mieli jasny obraz kliniczny. Przyjaciółko Naydrad, czekaj z noszami na wypadek, gdybyśmy ich potrzebowali albo gdyby trzeba było przetransportować ciała DTRC na Rhabwara do autopsji…

— Nie! — odezwał się kapitan.

Murchison wypowiedziała pod jego adresem kilka słów, które normalnie rzadko były używane przez Ziemianki, i przeszła do rzeczy.

— Kapitanie Fletcher, mamy tu pacjenta w poważnym stanie, który jako jedyny ocalał z szalejącej na pokładzie zarazy. Zna pan sytuację równie dobrze jak ja. Proszę zrobić to, o co prosi Prilicla.

— Nie — powtórzył kapitan, chociaż jakoś mniej pewnie. — Rozumiem, co czujecie. Ale czy to naprawdę wy? Ciągle nie przekonaliście mnie, że to stworzenie jest niegroźne. Dobrze pamiętam, jak wyglądała załoga. Może tylko udaje chore? Może opanowało was albo przynajmniej wpływa na wasze postępowanie? Decyzja o kwarantannie pozostaje w mocy aż do przybycia szefa patologii albo nawet ekipy dekontaminacyjnej. Do tego czasu nikt nie opuści statku.

Cha Thrat podtrzymywała już Crelyarrela aż trzema małymi mackami. Teraz, gdy wiedziała w końcu, kto to jest, dysk wcale nie wydawał jej się obrzydliwy. Wyrostki wisiały między jej palcami, a skóra jaśniała, coraz bardziej upodabniając się do wyschłej tkanki martwych Rhiimów unoszących się w gnieździe. Czy on naprawdę musi umrzeć? — pomyślała ze smutkiem. Musi umrzeć tylko dlatego, że dwie osoby mają odmienne zdanie, a każda z nich uważa, że ma rację? Udowodnienie, że jedna z nich się myli, szczególnie gdy osobą tą był władca, mogło mieć dla niej poważne konsekwencje. Cha zastanowiła się, czy sama nie była też niekiedy zbyt uparta. Być może zaznałaby w życiu więcej radości, gdyby częściej dopuszczała możliwość, że też potrafi błądzić. Tak na Sommaradvie, jak i w Szpitalu.

— Przyjacielu Fletcher — powiedział cicho Prilicla. — jako empata znajduję się nieustannie pod wpływem wszystkich w moim otoczeniu. Wiem, że są istoty, które mogą celowo albo przypadkiem wywołać wrażenie nie oddające ich odczuć. Jednak nie jest możliwe, aby jakakolwiek inteligentna istota udawała rzeczywiste uczucia. Każdy empata przyznałby mi rację, ale pan musi mi uwierzyć na słowo. Rozbitek nie może wyrządzić nikomu krzywdy.

Kapitan milczał chwilę.

— Przepraszam, starszy lekarzu. Nadal nie jestem w pełni przekonany, że mówi pan wyłącznie w swoim imieniu i nikt nie kontroluje pańskiego umysłu, nie mogę zatem wpuścić pana na statek.

Cha Thrat uznała, że sytuacja wymaga bardziej zdecydowanego działania. Prilicla był stanowczo zbyt łagodny, aby sobie z nią poradzić.

— Doktorze Danalta, zechce pan udać się do rękawa i objąć tam wartę, a następnie, przybierając dowolną postać, zniechęcić każdego oficera Korpusu, który próbowałby zamknąć przejście, rozmontować je czy w jakikolwiek inny sposób zablokować ruch w obie strony. Naturalnie, nie posunie się pan do wyrządzenia komukolwiek krzywdy, nie sądzę też, aby ktokolwiek spróbował zagrozić panu bronią, chociażby dlatego, że mogłoby to spowodować przebicie kadłuba, niemniej…

— Techniku!

Mimo że kapitan tkwił na odległym mostku, a zasięg odczuwania Prilicli był ograniczony, mały empata zadrżał, odebrawszy emocje Fletchera. Uspokoił się dopiero, gdy kapitan znowu zapanował nad sobą.

— Dobrze, starszy lekarzu — powiedział lodowatym tonem. — Przy moim sprzeciwie i wyłącznie na pańską odpowiedzialność rękaw pozostanie otwarty. Możecie poruszać się swobodnie między statkiem a pokładem medycznym, ale reszta jednostki pozostanie zamknięta dla was i tego… tego stworzenia, które zwie pan rozbitkiem. Sprawą Cha Thrat, która dopuściła się poważnej niesubordynacji, a być może nawet nakłaniała do buntu na pokładzie, zajmiemy się później.

— Dziękuję, przyjacielu Fletcher — rzekł Prilicla i wyłączył mikrofon. — Co do ciebie zaś, przyjaciółko Cha, wykazałaś się wielkim brakiem rozwagi i dopuściłaś się niesubordynacji. Obawiam się, że nawet jeśli dowiedziemy kapitanowi, że nasze działania były słuszne, może on zachować wobec ciebie mało przyjazne nastawienie, i to dość długo.

Murchison nie odzywała się, dopóki nie dotarli do gniazda. Tam zaczęła badania pasożyta skanerem. W pewnej chwili oderwała oczy od ekranu i spojrzała na Cha.

— Jak jedna osoba może narobić sobie w tak krótkim czasie tyle kłopotów? — spytała ze zdumieniem, ale i sympatią. — Co w ciebie wstąpiło, Cha?

Prilicla zadrżał lekko, ale nic nie powiedział.

Rozdział dwudziesty

Cha Thrat przybyła na spotkanie z naczelnym psychologiem punktualnie. Wiedziała, że zdaniem O’Mary przedwczesne pojawienie się w jego gabinecie jest równie wielkim marnotrawieniem czasu jak spóźnienie. Tym razem jednak to O’Mara się spóźnił, pośrednio zresztą z jej winy. Ziemianin Braithwaite, który pełnił dyżur w sekretariacie, wyjaśnił, o co chodzi.

— Przepraszam za opóźnienie, Cha Thrat — powiedział, wskazując głową na drzwi gabinetu O’Mary. — Niestety, zebranie się przedłuża. U szefa jest starszy lekarz Cresk — Sar oraz, wyliczając według starszeństwa, pułkownik Skempton, major Fletcher i porucznik Timmins. Drzwi podobno są dźwiękoszczelne, ale chwilami słyszę, że rozmawiają właśnie o tobie. — Uśmiechnął się ze współczuciem i wskazał najbliższe z trzech siedzisk. — Siadaj. Może uda się znaleźć coś wygodnego w oczekiwaniu na werdykt. Postaraj się nie niepokoić. Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, wróciłbym do pracy.

Cha Thrat powiedziała, że w żadnym razie jej to nie przeszkadza, i była zdumiona, gdy na ekranie przy zajętym przez nią biurku pokazało się to, co aktualnie absorbowało Ziemianina. Wprawdzie nic z tego nie pojmowała, ale przynajmniej miała zajęcie. Była pewna, że Braithwaite zrobił tak świadomie, aby nie myślała tyle o tym, co działo się w sąsiednim pomieszczeniu.

Jako główny asystent maga też musiała znać wiele skutecznych zaklęć.

Od powrotu do Szpitala Cha Thrat znalazła się w czymś w rodzaju administracyjnej nadprzestrzeni. Dział utrzymania nie chciał od niej dokładnie nic, władca Rhabwara zapomniał jakby o jej istnieniu, personel medyczny zaś zaczął okazywać jej sympatię i troskę, chociaż trochę przypominało to podejście do pacjenta, który nie miał zbyt długo zabawić na oddziale.

Oficjalnie nie było dla niej żadnego zajęcia, ale prywatnie nigdy jeszcze nie była tak zapracowana.

Diagnostyk Conway nie krył zadowolenia z tego, co zrobiła na Goglesk, i zachęcał ją do jak najczęstszych odwiedzin u Khone’a. Tylko oni dwoje mogli podejść do pacjenta na tyle blisko, żeby go dotknąć, chociaż trzeba przyznać, że sytuacja zmieniała się z wolna na lepsze. Przy cichym wsparciu naczelnego psychologa i Prilicli zbliżano się małymi krokami do znalezienia sposobu, który pozwoliłby uwolnić Gogleskan od ich uwarunkowania. Ees — Tawn pracował tymczasem nad miniaturową zagłuszarką, która mogłaby zostać wszczepiona pacjentowi i która włączałaby się na milisekundy przed atakiem, uniemożliwiając zainicjowanie połączenia.