Havig przypomniał sobie gorące powitanie po przyjeździe, ale się powstrzymał od uwag.
— Kiedy wreszcie zdobyłem pierwszych pomocników, mogłem zacząć się rozwijać — mówił dalej Wallis. — Rozszerzyliśmy obszar badań. Założyliśmy bazy lokalne w najważniejszych epokach. Mogliśmy wreszcie zbierać nowych podróżników z innych epok. Chociaż z naszej własnej też kilku jeszcze się udało znaleźć. Mogliśmy wreszcie wybrać miejsce na nasze Orle Gniazdo i przejąć władzę nad lokalną ludnością, by zapewnić sobie zaopatrzenie. Ci głodujący biedacy przyjęli z radością naszych wojowników niosących z sobą prawdziwą broń i ziarna na pierwsze zasiewy.
— Można spytać, dlaczego pan wybrał akurat ten czas i to miejsce na swoją siedzibę, sir?
— Jasne, pytaj, o co chcesz — oznajmił łaskawie Wallis.
— Są duże szanse, że ci odpowiem… Badałem historię. Jak widzisz po tych zdjęciach, zwiedziłem wiele epok. Sprawdzałem nawet nasze szanse w czasach Karola Wielkiego. To zbyt odległa przeszłość. Nawet w niezbadanych epokach prekolumbijskich istniało ryzyko pozostawienia wielu śladów dla archeologów. Musisz pamiętać, że Mauraiowie również mogą mieć swoich podróżników w czasie. W tej konkretnej epoce feudalizm taki, jak nasz tutaj, pleni się wszędzie. Cywilizacja zaczyna się odbudowywać, a my staramy się nie zwracać na siebie uwagi. Nasz lud wie oczywiście, że jesteśmy potężni, ale uważają nas za czarowników i dzieci bogów. Zanim te opowieści przedostaną się przez otaczających nas barbarzyńców do świata zewnętrznego, zostaje z nich tylko mglista relacja o kolejnym zabobonie.
Havig musiał docenić spryt tego posunięcia.
— O ile zdołałem ustalić, sir — powiedział — to kultura Maurai zaczyna się właśnie formować w basenie Pacyfiku. Nawet gdyby ktoś z ich przyszłości chciał badać historię, bardziej byłby zainteresowany rozwojem własnej cywilizacji niż tymi zacofanymi terenami zamieszkanymi przez barbarzyńców.
— Jesteś niesprawiedliwy dla rodowitych Amerykanów — zwrócił mu uwagę Wallis. — Z punktu widzenia Mauraiów masz oczywiście rację. Musisz jednak przyznać, że mieliśmy wyjątkowego pecha.
Było w tym trochę prawdy. Obszary Oceanii nie odgrywały wielkiej roli w uprzemysłowieniu czy w rozgrywkach supermocarstw. Olbrzymie obszary oceanów łatwiej się również regenerowały niż inne morza, wokół których skupiała się stara cywilizacja. A tamtejsi mieszkańcy nie byli po prostu grabieżcami pozostałości Edenu. Wiedza zawarta w książkach zachowała się w stanie nienaruszonym. Podobnie jak infrastruktura technologiczna.
Ameryka Północna, Europa, większa część Azji i Ameryki Południowej, sporo regionów Afryki — to wszystko były obszary, które uległy największym zniszczeniom z uwagi na obfitość celów. W chwili kiedy znikły ośrodki przemysłowe, medyczne i rolnicze, ludność zaczęła masowo umierać. Nieliczni, którzy przeżyli ten koszmar, zamieniali w ruinę nieliczne ocalałe resztki dawnej świetności w walce o zwykłe przetrwanie.
Nawet na takich terenach zachowywały się oazy wiedzy w formie izolowanych społeczności i półreligijnych enklaw. Teoretycznie były w stanie przekazać część zachowanej wiedzy otaczającym je barbarzyńcom. W praktyce to nie zadziałało, ponieważ stara cywilizacja wyssała prawie wszystkie zasoby naturalne.
Teoretycznie można było przecież dość prymitywnymi metodami zagospodarować dziewiczy las, wykorzystać rzekę czy zrobić prosty odwiert i wydobywać ropę naftową. Dałoby to podstawę do odbudowania większych i bardziej nowoczesnych fabryk zdolnych do wytwarzania bardziej skomplikowanych przyrządów. W miarę wyczerpywania się surowców można zastępować drewno plastikiem, wyodrębniać żelazo z takonitu i szukać nowych złóż ropy naftowej na całej planecie.
W momencie wybuchu wojny ostatecznej wszystko to już zrobiono. Nikt nie zamierzał ponownie tworzyć tej kombinacji maszyn, wyspecjalizowanych pracowników do ich obsługi i doskonale leczonych podatników konsumujących wytwory tych maszyn.
Wiedza umożliwiająca odbudowę cywilizacji technicznej nie zaginęła i mogła zostać ponownie wykorzystana. Brakowało jednak surowców naturalnych niezbędnych do jej wskrzeszenia.
— Nie sądzi pan, sir — zaczął ostrożnie Havig — że budując alternatywną cywilizację, Mauraiowie oddają nam przysługę?
— Do pewnego momentu jak najbardziej. To trzeba przyznać tym sukinsynom — warknął Wallis, znowu machając cygarem. — Ale nic więcej. Niech tylko utrwalą struktury cywilizacji. Cały czas sprawdzamy, czego jeszcze zabraniają. Sam się o tym przekonasz. Co zaś się tyczy naszej organizacji… — Wallis nagle zmienił temat. — Ani ja, ani moi najlepsi ludzie nie tkwimy w jednej epoce. Bez przerwy staramy się przemieszczać w czasie, żeby zapewnić ciągłość władzy na naszym obszarze. I to nam się udaje. Wszystko teraz właściwie kręci się samo. W przeszłości, teraźniejszości i w przyszłości. Mamy już setki agentów i tysiące oddanych zwolenników. Władamy obszarem o powierzchni kilku dawnych stanów. Chociaż handel odbywa się raczej przez czas niż w przestrzeni. Kiedy się sprawdzi drogę życia obiecującego rekruta od dzieciństwa, można z niego zrobić człowieka oddanego i godnego zaufania. Zwłaszcza jeżeli się go przekona, że nie będzie w stanie nic ukryć przed nami ani nigdzie się schować.
Nie zrozum mnie źle. Nie jesteśmy potworami, chociaż czasami musimy być bezlitośni. Naszym celem jest przecież przywrócenie świata na ścieżkę wskazaną przez Boga. — Pochylił się nad biurkiem. — I przywrócimy. — Potem dodał niemal szeptem: — Podróżowałem tysiąc lat w przyszłość i widziałem… Czy jesteś z nami?
Rozdział 8
Kilka następnych miesięcy upłynęło mi wspaniale — wyznał Havig. — Chociaż starałem się zachować ostrożność. Unikałem na przykład podawania zbyt dokładnych informacji na swój temat. Tak samo wmówiłem im, że chronolog jest aparatem do pomiarów promieniowania i natężenia fal radiowych, zaprojektowanym do wyszukiwania ewentualnej działalności innych podróżników w czasie. Wallis stwierdził, że wątpi, by to się do czegoś przydało, i przestał się nim interesować. Mogłem więc spokojnie go ukryć. Gdyby mieszkańcy Orlego Gniazda byli takimi ludźmi, jakimi miałem nadzieję, że są, z pewnością by mnie zrozumieli, gdybym im podarował tak przydatne urządzenie po jakimś czasie.
— Co wzbudziło twoje podejrzenia? — spytałem.
— Och… — skrzywił się nieco — z początku drobiazgi. Na przykład styl bycia Wallisa. Mimo że nie zdążyłem go dobrze poznać, bo wkrótce przeniósł się o rok do przodu. W ten sposób przedłużał i umacniał swoją władzę.
— O ile podwładni nie zaczynali spiskować w czasie jego nieobecności — zauważyłem.
— Nie w tym przypadku. Dobrze wiedział, kto jest lojalny. I to zarówno w odniesieniu do podróżników w czasie, jak i zwykłych ludzi. Zresztą zawsze podróżował w czasie z grupą — najbardziej zaufanych, a w każdej epoce kontrolowanej przez niego jeden z nich zostawałjako szef lokalny. Poza tym jak niby można zorganizować konspirację pośród zalęknionych chłopów i robotników, aroganckich żołnierzy i urzędników i samych podróżników w czasie? Wszyscy, których spotkałem z fortecy i w jej okolicach, stanowili mieszankę poglądów, języków i upodobań. Prawie wszyscy pochodzili z zachodniej Europy z różnych epok, ale w większości od końca średniowiecza wzwyż.
— Ciekawe dlaczego — powiedziałem. — Przecież w innych epokach proporcje powinny być podobne.