Выбрать главу

Ogólnie mówiąc — na twarzy znowu przemknął mu jakiś cień — to był drugi najlepszy okres w moim życiu. I za to zawsze będę jej wdzięczny. Oraz za to, co było potem.

* * *

Podejrzenia narastały w Havigu powoli. Starał się je zwalczać. Jednak różne kawałeczki zaczynały się układać w pewność, że czegoś mu nie mówią. Starannie omijano pewne tematy. Niekiedy widział zażenowanie na twarzy Austina Caldwella. Czasami Coenraad van Leuven ostro mówił: „Nie mogę powiedzieć, co mi przekazano”. Reuel Orrick udawał pijanego w niektórych momentach. Natomiast ojciec Diego, inkwizytor, mawiał wtedy: „Jeżeli Bóg zechce, wszystko ci kiedyś wyjawi, mój synu”. Pozostali z reguły wulgarnie kazali mu się odchrzanić.

Nie on jeden podlegał jakieś formie izolowania. Inni, którzy byli w podobnej sytuacji, mieli to gdzieś. Albo z ostrożności, albo naprawdę było im wszystko jedno. Jedynie młody Jerry Jennings wykrzyknął:

— Na Boga, masz rację!

Podobnie zachowała się Leoncja, chociaż zrobiła to bardziej rozważnie. Po chwili zastanowienia powiedziała:

— Cóż, może nie mogą wszystkim nowo przybyłym opowiedzieć wszystkiego w tak krótkim czasie?

— Coenraad przybył tu również niedawno — odparł. — Później niż ty.

To rozbudziło jej ciekawość. Miała własne sposoby zbierania informacji. Nie takie jak można podejrzewać. Dorównywała mężczyznom prawie we wszystkim. Potrafiła ich upić na umór, zachowując całkowitą jasność umysłu. Trzeźwych umiała usidlić sprytnymi pytaniami. W końcu nie darmo była szamanką. I dobijała Haviga, szepcząc mu nocami o swoich nielegalnych wyprawach. Przenosiła się do zabronionych epok trwania Orlego Gniazda, żeby myszkować i podsłuchiwać.

— O ile potrafię to zrozumieć, najdroższy — podsumowała — Wallis i inni obawiają się po prostu, że możesz wściec się na wieść, co on i jego ludzie robią w niektórych epokach i miejscach.

— Miałem podobne podejrzenia — stwierdził Havig. — Widziałem, jak wyglądają różne epoki i jakich rodzą ludzi. Podróżnicy w czasie, którzy trafiali do Orlego Gniazda, zawsze wcześniej wyróżniali się we własnych czasach okrucieństwem i brakiem umiaru. Po rekrutacji nic praktycznie się nie zmieniało.

— Wydaje mi się, że wszyscy dostali rozkazy, żeby wprowadzać cię w te szczegóły bardzo ostrożnie. Mnie też to objęło, bo jestem z tobą. — Pocałowała go. — Wszystko w porządku, kochanie.

— Czyli popierasz rabunki i…

— Przestań. Musimy pogodzić się z faktami. Może są trochę twardzi. W twoich czasach było inaczej?

Ze wstydem przypomniał sobie okrucieństwa własnej epoki… Nigdy nie wypierał się własnego narodu. A zresztą czy istniała w ogóle jakaś epoka idealna? Po prostu marzył o innym świecie.

(Może Dania? Duńczycy pochodzili od wikingów, ale to było bardzo dawno. Chociaż oni również zachowali podejrzane milczenie na wieść o wydarzeniach na Wyspach Dziewiczych w 1848 roku czy całkiem niedawno na Grenlandii. Od 1950 roku siedzieli w cieniu Szwedów, którzy nie tylko handlowali z Hitlerem, ale jeszcze zapewnili mu transport wojsk do Norwegii. A przecież te kraje zrobiły wiele dobrego dla całego świata).

— Poza tym — stwierdziła niewinnie Leoncja — słabi zawsze przegrywają, chyba że mają szczęście lub znajdą kogoś silnego do obrony. A tak naprawdę to wszyscy jesteśmy słabi. — Zamyśliła się na moment. — Ja także. Nigdy nie zabijałam bez powodu. Prawie zawsze robiłam to, żeby zdobyć pożywienie. Ale i tak umrę. Też jestem częścią tej gry. Ty również, kochany. Musimy grać, tak jak można, a nie tak, jak chcemy.

Długo w nocy rozważał jej słowa.

— Musiałem się jednak sam przekonać — powiedział — czy to złoto było splamione krwią.

— Albo czy cel naprawdę uświęcał środki? — dorzuciłem. — Właśnie. Mówienie, że nigdy tak nie jest, to zwykła hipokryzja. W prawdziwym świecie zawsze dokonujemy wyboru mniejszego zła. Mówię jak stary lekarz, prawda? Muszę przyznać, że sam musiałem robić czasami zastrzyki kończące czyjeś cierpienia. Niekiedy wybór bywa jeszcze gorszy. Mów dalej.

— Obiecano mi sprawdzanie epoki Mauraiów. Żebym mógł się uspokoić. W najlepszym wypadku można było powiedzieć, że był to okres przejściowy, choć ta epoka w ich cywilizacji zrodziła tyranów, którzy hamowali wszelki postęp. Musiałem się właściwie zgodzić, że kiedy ich hegemonia zacznie się chwiać, może dzięki naszym działaniom, to powinniśmy się ujawnić i przejąć władzę, żeby ludzkość ponownie mogła wkroczyć na drogę postępu.

— Ale chyba nie tak otwarcie? — zdziwiłem się. — Nagłe pojawienie się wielu podróżników w czasie mogło doprowadzić do zamieszek.

— Jasne. Mieliśmy spędzić setki lat na budowaniu naszych struktur w całkowitej tajemnicy. Potem powinniśmy być gotowi do działania pod przebraniem. Nie było tylko jasne, jak to przebranie miało wyglądać. Natomiast było jasne, że przepływ informacji pozostał niepełny. Toczyliśmy długie dyskusje filozoficzne na temat wolnej woli. Ojciec Diego w tym celował. Uważałem, że jego logika cuchnie inkwizycją, ale wolałem siedzieć cicho.

— A Leoncja? Wtedy już podróżowała do przyszłości?

— Tak. Dlatego w zasadzie zgadzała się z Wallisem, mimo chwilowych wątpliwości. Opowiadała mi o świecie, w którym dokonał się wielki postęp. I to pokojowo, chociaż trwało to wiele stuleci. Nie była jednak pewna, czy to był rzeczywiście postęp. Ten świat miał wielką flotę statków żaglowych i napędzanych silnikami elektrycznymi sterowców. Miał farmy oceaniczne, ogniwa słoneczne, stosował oczyszczanie ścieków za pomocą bakterii. Nastąpił wielki rozwój nauk ścisłych i humanistycznych, zwłaszcza biologii… — Przerwał na moment.

— Nie mów mi, że ta twoja walkiria używała takich zwrotów — starałem się trochę go rozluźnić.

— Nie. Jasne, że nie — odparł, dalej poważny. — Po prostu wybiegam w przyszłość i opowiadam to, co sam widziałem i co opowiadali mi inni. Jej wrażenia były bardziej ogólnej natury. Chociaż miała szczególny dar obserwacji, właściwy tylko myśliwym i szamanom. Potrafiła bardzo trafnie odkryć podstawowe zależności.

— Które polegały na…

— Ludzkość nie zdobyła żadnych nowych szczytów nauki i techniki. Po prostu dostali się na pewien poziom i kurczowo się go trzymali. Na przykład biotechnologia zupełnie zastygła w miejscu. Tylko zaczęli ją stosować na szerszą skalę.

— Jak to wygląda? — spytałem. — Możesz coś powiedzieć?

— Niewiele — odparł szorstko. — Nie miałem czasu na zbadanie szczegółów. Nie bardzo mi wierzysz, prawda? A jednak tak było. Pamiętaj, że jestem ścigany.

— Czyli wycieczka w przyszłość nie zmieniła twojej podejrzliwości w stosunku do Wallisa? — stwierdziłem w miarę spokojnym tonem. — Dlaczego?

— Jestem tworem tej epoki — powiedział, przeczesując sobie włosy dłonią. — Sam pomyśl, doktorze. Nawet inteligentni ludzie, jak Bertrand Russell czy Henry Wallace, popełniali głupie pomyłki. Obaj przecież zwiedzali stalinowską Rosję i obaj stwierdzili, że wszystkie oskarżenia były przesadzone i zostały wywołane czynnikami zewnętrznymi, a dobrotliwy rząd radziecki dba o wszystkich. Co gorsza, jest bardzo prawdopodobne, że towarzyszący im przewodnicy sami głęboko w to wierzyli i szczerze pragnęli ochronić cennych gości przed wszelkimi dwuznacznymi sytuacjami. — Uśmiechnął się nieprzyjemnie. — A może po prostu życie zmusiło mnie do tego, żebym nikomu nie wierzył.