— Chcesz powiedzieć, że zastanawiasz się, czy świat naprawdę mógłby skorzystać na panowaniu Orlego Gniazda? Czy raczej że Mauraiowie byli specjalnie oczerniani, a tobie pokazywano tylko wypaczenia, które w rzeczywistości były wyjątkami, a nie regułą?
— To nie jest takie jednoznaczne. Wszystko zależy od interpretacji… weźmy pierwszy z brzegu przykład.
Nie każdemu rekrutowi zapewniano tak pełne wprowadzenie jak Havigowi. Najwyraźniej w opinii Wallisa miał potencjalnie wielką wartość dla sprawy, ale wymagał szczególnie starannych wyjaśnień.
Dzięki skomplikowanym podróżom w przyszłość i w przeszłość udało mu się skopiować pewne supertajne dokumenty. Ich odczytanie było możliwe tylko dzięki jego szczególnym zdolnościom językowym oraz temu, że zniekształcony angielski, będący w użyciu w federacji, uległ większym zmianom w wymowie niż pisowni. Jeden z nich opisywał, jak naukowcy z Hinduraju opracowali w tajemnicy generator oparty na syntezie wodorowej, który mógł rozwiązać wszystkie problemy energetyczne federacji. Mauraiowie, również w tajemnicy, doprowadzili do zniszczenia prototypu i utrzymania opinii publicznej w niewiedzy na ten temat.
Ich motywem było przekonanie, że taki generator może zagrozić pokojowi. Gorzej nawet, bo uważali, że może on doprowadzić do odrodzenia starej kultury opartej na wykorzystaniu maszyn, co doprowadziłoby do zniszczenia całej planety.
Podążając dalej w przyszłość federacji, Havig widział olbrzymie, bezgłośnie pracujące maszyny i fabryki… oraz ludzi, zwierzęta, trawę, gwiazdy i krystalicznie czyste niebo…
— Trudno powiedzieć, czy socjolodzy i władcy federacji szczerze wierzyli w to, co pisali w tajnych raportach — stwierdził ze smutkiem. — Może po prostu chcieli zachować władzę? Podobnie trudno ocenić, czy ta odległa przyszłość jest dobra, czy zła. Może to jakaś forma dobrze zarządzanej dyktatury? A może coś innego? Skąd mam wiedzieć?
— A co mówili twoi przewodnicy?
— Mieli te same wątpliwości. Kierował nimi Austin Caldwell. Nawiasem mówiąc, to uczciwy człowiek. Twardy i bezlitosny jak Indianie, którzy kiedyś zerwali mu skalp, ale uczciwy.
— A co on mówił?
— Żebym przestał szukać dziury w całym i zaufał Wodzowi, który do tej pory odwalił kawał doskonałej roboty, prawda? Wódz osobiście to badał i rozważał wszelkie wątpliwości. I obiecał podzielić się wszystkimi wnioskami z tych przemyśleń, kiedy będzie już do tego gotowy i poprowadzi nas wybraną ścieżką. Austin przypominał mi, że cała ich wiedza wymagała wielu lat długich i mozolnych wypraw w czasie. Setki razy musieli wracać w przeszłość, żeby zdobyć środek transportu i przenieść się w inny rejon, by ponownie udać się w przyszłość. Potem dodał, że właśnie skończyły się środki i czas, jaki mogli poświęcić na przekonywanie mnie do spraw dla nich oczywistych. A skoro nie potrafię się podporządkować ich dyscyplinie i zasadom, to mam wolną drogę. Mogę wracać tam, skąd przyszedłem. Pod warunkiem że nigdy więcej nie będę się plątał wokół Orlego Gniazda. Co miałem zrobić? Przeprosiłem wszystkich i wróciłem z nimi.
Rozdział 9
Po powrocie przez kilka dni nie miał nic do roboty. Wykorzystał ten czas na odzyskanie dobrego humoru w towarzystwie Leoncji. Nawet nie zauważył, kiedy przyszła zima i nastał czas zabaw na śniegu. Potem go poproszono, żeby przeczytał raz jeszcze historię przyszłości stworzoną przez Wallisa i porównał ją z tym, co sam widział. Mógł o tym dyskutować z Wacławem Krasickim, który spośród mieszkańców Orlego Gniazda miał najlepsze przygotowanie naukowe.
Wódz sam przyznawał, że nie jest wszystkowiedzący, ale widział najwięcej z nich wszystkich. Ponieważ był Wodzem, mógł w pełni wykorzystać ograniczone środki transportu, przenosić się w różne miejsca na Ziemi i stamtąd podróżować w czasie. Jego agenci nie mieli takich możliwości. Przeprowadził mnóstwo wypraw i sporządził notatki z mnóstwa rozmów w różnych epokach.
Wiedział, że Orle Gniazdo istniało i było pod jego władzą przez następne dwa wieki. Spotkał się ze swoim „ja” z przyszłości i dowiedział się, że faza pierwsza planu zakończyła się sukcesem. W tym samym czasie trzeba było opuścić Orle Gniazdo. Zalążki nowej cywilizacji zaczęły się rozprzestrzeniać po całej Ameryce i Mauraiowie byli wszędzie. Forteca nie miała już racji bytu ani szans na pozostanie w ukryciu.
Nowa baza powstała (powstanie) w dalszej przyszłości. Odwiedził ją i stwierdził, że wyglądała całkiem inaczej niż ich forteca. Zastosowano nowe materiały, prostą architekturę i większość pomieszczeń umieszczono pod ziemią. Wstawiono tam potężne maszyny, elektrownię termojądrową i mnóstwo automatyki.
Była to epoka powstań przeciw dominacji Mauraiów, którzy ostatecznie nie zdołali przekonać do swojej filozofii wszystkich mieszkańców Ziemi. Wątpliwości i niezadowolenie we własnych szeregach osłabiło ich politykę zagraniczną. W końcu jedno ze zbuntowanych państw ponownie zbudowało generator oparty o syntezę wodoru i zupełnie się z tym nie kryło. Stare alianse i traktaty zaczęły się rozpadać, a nowe rodziły się w wielkim zamieszaniu.
„Musimy zawsze pamiętać o cierpliwości, śmiałości i ruchliwości — pisał Wallis. — Będziemy mieli w przyszłości większe środki niż obecnie, a także o wiele większe umiejętności. Myślę tu o podróżach w celu zwiększenia liczby naszych żołnierzy, aż osiągniemy przewagę liczebną. Ale w żadnym wypadku nie należy się łudzić, że będziemy w stanie zapanować nad światem szybko. Cywilizacja, która ma przetrwać tysiąclecia, musi być budowana powoli”.
Czy tak miała się skończyć faza druga: że wysłannicy Orlego Gniazda staną się niezniszczalnymi misjonarzami nowej wiary? Wallis w to wierzył. Wierzył także, że faza trzecia będzie polegała na pokojowym przemodelowaniu tego nowego społeczeństwa i stworzeniu całkowicie nowej rasy ludzi. Udając się w bardzo odległą przyszłość, widział cuda, których nie potrafił opisać. W tej części jego książki opisy stawały się szalenie mgliste, trudne do zrozumienia. Zamierzał kontynuować te badania, ale coraz bardziej korzystał z pośredników. Przyznawał, że jego rola kończy się na fazie pierwszej. Jego „ja” z tej epoki było już w bardzo podeszłym wieku.
„Musimy się zadowolić rolą boskich wysłanników w dziele odkupienia — pisał. — Chociaż każdemu wolno mieć marzenia. Może nauka pozwoli na pokonanie starości i starcy znów staną się młodzi? Może uda się nawet stworzyć nieśmiertelne ciała? A wtedy niewątpliwie podróże w czasie przestaną być tajemnicą i będą powszechne. Może wysłannicy owej dalekiej przyszłości pojawią się w naszej epoce, żeby nam podziękować za swoje stworzenie?”.
Havig zasępił się jeszcze bardziej. Wiedział, do czego może doprowadzić zaślepienie człowieka ideologią. Ale potem zaczął się dalej zastanawiać i pomyślał: W tym wywodzie jest miejsce na dużą dowolność. Możemy przecież zostać bardziej nauczycielami niż władcami. W końcu postanowił: Pomyszkuję tu jeszcze trochę. Mogę mu służyć przez jakiś czas albo moje życie i dar pójdą całkowicie na marne.
Wezwał go do siebie Krasicki. Było bardzo mroźno. Słońce migotało przez sople lodu zwisające z wieżyczek. Havig drżał nieco z zimna, kiedy szedł przez dziedziniec.
Krasicki siedział w swoim spartańsko urządzonym biurze w pełnym umundurowaniu.
— Siadaj — rzekł. — Czy czujesz się już na siłach do pracy? Havig poczuł ssanie w żołądku.