— To dla mojej córki. — Doukas się uśmiechnął. — Ona kocha kwiaty, a nie możemy zabierać jej codziennie za miasto.
Kobiety miały w Konstantynopolu wysoki status oraz wiele praw i przywilejów. Doukas uważał, że jego gość potrzebuje jednak dokładniejszych wyjaśnień.
— Chyba zbytnio ją rozpieszczamy. To nasza jedyna córka. To znaczy byłem już żonaty ze świętej pamięci Eudoksją, ale moi synowie już dorośli. Xenia jest pierwszym dzieckiem Anny i moją jedyną córką. — Potem powodowany jakimś impulsem dodał: — Kyriosie Hauku, wybacz, że to powiem. Jestem zdumiony spotkaniem… z przyjezdnym… obcokrajowcem… z tak odległego kraju. W dawnych czasach wielu z was służyło w naszej Gwardii Waregów. Z przyjemnością porozmawiałbym z tobą dłużej. Czy zechcesz zaszczycić nasz dom wspólną wieczerzą?
— Cóż… z przyjemnością. — Havig uznał to zaproszenie za doskonałą okazję do poznania najnowszych plotek. Handel i rzemiosło w Bizancjum było zrzeszone w gildiach zarządzanych przez prefektów. Ten człowiek z racji swoich umiejętności musiał wiedzieć wszystko o swoich kolegach i sporo na temat innych rzemiosł. — Jestem zachwycony twoim zaproszeniem.
— Czy nie będzie ci przeszkadzało, czcigodny gościu, towarzystwo mojej żony i córki? — spytał nieśmiało Doukas. — Zapewniam, że nie będą nam przerywały, zechcą tylko, jeśli wyrazisz zgodę, cię słuchać. Xenia ma dopiero pięć lat, ale już jest spragniona wiedzy.
To była wyjątkowo piękna dziewczynka.
Hauk Thomasson powrócił w kolejnym roku. Opowiadał, że prowadzi teraz interesy w Atenach. Grecja wciąż jeszcze należała do cesarstwa i miało tak być aż do jego upadku. Wielu cudzoziemców zaczynało się zajmować handlem, więc historyjka była wiarygodna i nie wzbudzała podejrzeń. Ponieważ jego interesy wymagały częstych wizyt w Konstantynopolu, odnowił starą znajomość. Miał również nadzieję, że córka kyriosa Manassesa przyjmie drobny upominek…
— Ateny! — wyszeptał złotnik. — Dusza Hellady! — Ujął go za ramiona ze wzruszeniem. — Tak bym pragnął zobaczyć ateńskie świątynie, zanim umrę… niech mi Bóg wybaczy… bardziej niż zwiedzić Ziemię Świętą.
Xenia była zachwycona zabawką. W czasie posiłku i długo potem uważnie wszystkiego słuchała, dopóki niania nie zabrała jej do łóżka. Była dzieckiem wyjątkowo bystrym i nie zepsutym, mimo że Anna najwyraźniej nie mogła już mieć dzieci.
Czuł się doskonale w ich towarzystwie. Zawsze jest miło przebywać wśród ludzi kulturalnych. Bez względu na epokę. Jego zadanie straciło nieco ze swojego upiornego charakteru.
W rzeczywistości po prostu przeniósł się w przyszłość. Musiał sprawdzić, czy nie przeoczył jakichś wydarzeń, które by zdemaskowały jego historyjkę. Mógł tym sposobem śledzić jednocześnie wiele wątków i zadawać więcej pytań. Za jednym razem wszystko to mogłoby wydać się mocno podejrzane.
Po kilku latach (wizytach) zaczął się jednak zastanawiać, czy powinien przyjaźnić się z Doukasem Manassesem i jego rodziną, jeździć wspólnie na wycieczki i pikniki, a nawet zabierać ich na przejażdżkę wynajętą barką. Nie mówiąc już o tym, że przekroczył swój budżet… To nie było ważne. Zawsze mógł zagrać na Hippodromie, sprawdzając wcześniej wyniki. Agent pracujący samotnie miał sporo swobody.
Czuł się winny, że okłamuje przyjaciół, ale w końcu robił to po to, żeby uratować im życie.
Głos Xeni przypominał szczebiot ptaków. Takie Havig miał skojarzenie, kiedy wreszcie przełamała swoją nieśmiałość i zaśmiała się przy nim radośnie. Od tamtej pory zawsze z nim rozmawiała, jeśli rodzice jej pozwalali. A nawet kiedy tego nie widzieli. Była bardzo szczupła, ale nigdy nie widział jeszcze nikogo, kto by poruszał się z taką gracją. Jej gęste włosy sprawiały wrażenie, że zginają dziewczynie szyję swoim ciężarem. Miała jasną cerę, owalną twarz z pięknym noskiem, małe usta ciągle rozchylone i duże, pełne wyrazu oczy. Takie oczy można było zobaczyć na mozaikach przedstawiających wielką cesarzową Teodozję i potem nigdy już się ich nie zapominało.
Spotykał Xenię w odstępach kilku miesięcy, które dla niego były tylko godzinami lub dniami. Dorastała, rozkwitała. Ze smutkiem uświadomił sobie po raz kolejny, że tylko on potrafi pływać w tym morzu czasu, a inni skazani są na mozolną podróż od jednej ciemności do drugiej.
Dom Doukasa zbudowany był wokół wewnętrznego atrium, w którym kwitły kwiaty i pomarańcze. Gospodarz z dumą pokazał mu najnowszy nabytek: posąg cesarza Konstantyna, od którego imienia nazwę wzięło całe miasto.
— Patrząc na wyrazistość tej postaci, jestem pewien, że to dawna szkoła rzeźby — powiedział. — Dzisiaj ta sztuka upadła. Spójrz tylko na jego dumnie zaciśnięte usta…
Dziewięcioletnia Xenia parsknęła śmiechem.
— Co ci jest, dziecko? — zdziwił się jej ojciec.
— Nic. Naprawdę — odparła, ale dalej nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
— Nie wstydź się. Powiedz nam, co cię śmieszy.
— On… on ma minę, jakby… chciał powiedzieć coś bardzo ważnego, ale musi powstrzymać gazy…
— Do licha! — wyrwało się Havigowi. — Ona ma rację! Doukas przez dłuższą chwilę walczył ze sobą, ale w końcu i on wybuchnął śmiechem.
— Pójdź z nami do kościoła, Hauk, proszę! — błagała. — Nawet nie wiesz, jak tam jest cudownie. Śpiewają, palą kadzidła i świece na cześć Chrystusa Pantokratora. — Miała wtedy jedenaście lat i przepojona była miłością do Boga.
— Wybacz, ale jestem katolikiem.
— Świętym to nie przeszkadza. Pytałam już taty i mamy. Im również nie przeszkadza. Możemy powiedzieć, że przybyłeś z Rosji, jeżeli będzie trzeba. Pokażę ci, co trzeba robić. — Złapała go za dłoń — Chodź!
Ustąpił jej, nie będąc pewnym, czy chciała go nawrócić, czy po prostu pokazać coś wspaniałego przybranemu wujkowi.
— Cudowne! — Rozpłakała się ze wzruszenia w swoje trzynaste urodziny na widok prezentu. — Tato, mamo, spójrzcie, co dostałam od Hauka! To książka! Tragedie Eurypidesa. Wszystkie! Tylko dla mnie.
— To królewski podarunek — powiedział Doukas, kiedy poszła się przebrać na skromne przyjęcie na swoją cześć. — Nie mówię o kosztach zrobienia i oprawienia kopii. Chodzi mi o sam pomysł.
— Wiem, że uwielbia starożytność. Podobnie jak wy — odparł Havig.
— Wybacz — wtrąciła Anna — ale w jej wieku… Eurypides? Czy to nie jest trochę za poważne?
— To są poważne czasy — odparł Havig, który nie potrafił już udawać wesołości. — Tragiczne wersy mogą ją przygotować na tragiczne wydarzenia. — Spojrzał na Doukasa. — Jeszcze raz cię zapewniam, że Wenecjanie właśnie w tej chwili zmawiają się z pozostałymi Frankami…
— Mówiłeś już o tym — potwierdził złotnik. Jego włosy i broda zrobiły się już całkiem siwe.
— Jeszcze nie jest za późno na wywiezienie rodziny w bezpieczne miejsce. Mogę wam pomóc.
— Gdzie jest bezpieczniej niż za tymi murami, których nikt nigdy nie zdobył? Jeśli zlikwiduję warsztat, czeka nas bieda i głód. A co mam zrobić z uczniami i sługami? Oni nie mogą uciec. Wybacz mi, stary przyjacielu, ale ostrożność i obowiązek nakazuje mi pozostać tutaj i ufać Bogu. — Doukas uśmiechnął się ze smutkiem. — Mówię do ciebie „stary przyjacielu”, choć wydajesz się nie zmieniać. Oczywiście masz też swoje lata.