Выбрать главу

— Przez pewien czas nie będę przyjeżdżał do Konstantynopola — powiedział Havig. — Obowiązki zatrzymają mnie gdzie indziej. Postaraj się być ostrożny. Nie zwracaj na siebie uwagi i ukryj swoje bogactwo. Wychodź na ulice jedynie po zmroku. Uwierz mi! Znam Franków.

— Będę pamiętał o twoim ostrzeżeniu, Hauk, gdyby coś… Ale chyba przesadzasz. To jest przecież Nowy Rzym.

Anna dotknęła ich dłoni z niepewnym uśmiechem.

— Starczy tej polityki, panowie. Rozchmurzcie się. Mamy przecież przyjęcie urodzinowe. Zapomnieliście o Xeni?

* * *

Schowawszy się w zaułku, Havig zrobił krótki wypad w czasie w przyszłość. W czasy pierwszego ataku krzyżowców. Nic złego temu domowi się nie zdarzyło. Wrócił w spokojniejsze czasy, wynajął pokój w dobrej gospodzie, zjadł obfitą kolację i zafundował sobie długi sen. Rano zrezygnował ze śniadania. Ogólnie był to dobry pomysł w każdej epoce, jeżeli ktoś szykował się do walki.

Przeniósł się do dwudziestego kwietnia 1204 roku.

* * *

W tych dniach i nocach pełnych okrucieństwa mógł być tylko obserwatorem. Miał jasne i logiczne rozkazy. Za wszelką cenę unikać ryzyka i trzymać się z dala od niebezpieczeństwa. Pod żadnym pozorem nie mieszać się do oglądanych wydarzeń, a już za żadną cenę nie starać się ich zmieniać. Nigdy, pod groźbą surowych kar, nie wolno mu było zbliżać się do miejsc, w których toczyły się walki. Oczekiwano od niego raportów, więc musiał przeżyć.

Wszędzie było pełno pożarów. Kwaśny dym unosił się dookoła. Ludzie jak szczury kulili się w domach lub próbowali uciekać na oślep. Niektórym to się nawet udało, ale tysiące innych zostało złapanych i zastrzelonych, posiekanych, zatłuczonych, stratowanych, torturowanych, okradzionych, zgwałconych przez umorusanych krwią i będących w szale bitewnym mężczyzn odzianych w ukradzione z kościołów jedwabne szaty. Ciała spychano do rynsztoków spływających krwią. Wiele z tych ciał było bardzo małych. Matki czołgały się w stronę piszczących dzieci. Dzieci próbowały dostać się do matek. Ojcowie na ogół leżeli martwi. Kapłani w świątyniach byli poddawani nieludzkim torturom, dopóki nie powiedzieli, gdzie znajduje się skarbiec świątynny. W którym z reguły nic już nie było. Wtedy zwyczajowo oblewano im brody olejem i podpalano. Gwałcono kobiety, zakonnice, dziewczęta jęczały bądź łkały. Wymyślano coraz bardziej wyrafinowane tortury.

Pijana kurtyzana zasiadła na tronie w Bazylice Mądrości Bożej, a na ołtarzu grano w kości o zdobyte łupy. Konie z brązu zdobiące Hippodrom zostały przewiezione do Wenecji do Katedry Świętego Marka. Dzieła sztuki, biżuteria i naczynia liturgiczne miały się znaleźć w całej Europie, i w ten sposób zostały ocalone dla potomności. Inne przetopiono na metal lub spalono dla zabawy. W taki sposób zniszczono większość dzieł sztuki klasycznej i prawie wszystkie książki, które przetrwały aż do tej chwili. Nie jest prawdą, że wszystko zniszczyli Turcy. Krzyżowcy ich w tym dziele ubiegli.

Potem zapadła cisza. W mieście zapanowały smród, choroby i głód.

Tak oto w epoce, którą katoliccy historycy nazwali apogeum cywilizacji, zachodnie chrześcijaństwo zniszczyło swoją wschodnią flankę. Półtora wieku później Turcy połknęli Azję Mniejszą i wkroczyli do Europy.

* * *

Havig znowu przeniósł się w czasie.

Wrócił do spokojnych czasów i przeszedł do wybranych wcześniej lokalizacji. Za każdym razem robił wypad w przyszłość, oceniając siły i wyszkolenie Franków. W większości przypadków wpadali do wybranych przez niego domów na krótko i zadowalali się tylko mordowaniem mieszkańców bądź braniem jeńców, za których mieli nadzieję otrzymać okup. Te budynki skreślał ze swojego spisu. Nie wolno było zmieniać historii.

W niektórych miejscach widział jednak, że krzyżowcy zostali przestraszeni hukiem wystrzałów karabinów maszynowych. Nie napawało go to radością, ale odczuwał jednak pewną satysfakcję. Z takich domów agenci Orlego Gniazda sami zabierali cenne przedmioty. Wszyscy nosili stroje krzyżowców, chociaż w tym całym zamieszaniu było mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek na nich zwrócił uwagę. Zakotwiczony w zatoce statek miał wywieźć skarby w bezpieczne miejsce.

Krasicki obiecał, że zajmą się również ludźmi. Zależnie od okoliczności. Niektóre rodziny po prostu pozostawiono przy życiu z odpowiednim zapasem pieniędzy na ucieczkę. Innym pomagano znaleźć nowe miejsce zamieszkania.

Nie musiano obawiać się paradoksów. Opowieści o tym, jak dobre duchy uratowały niektórych ludzi, miały szybko ulec zapomnieniu. Z pewnością nie dostały się do podręczników historii. Zresztą po zjednoczeniu chrześcijan przez Michała VIII Paleologa nawet pamięć o tej rzezi uległa zatarciu.

Havig nie przyglądał się zbyt dokładnie każdej akcji. Nie tylko z powodu zakazu. Wszystko to kosztowało go mnóstwo wysiłku i nerwów. Wiele scen, których był świadkiem, wywołało u niego szok. Musiał cofać się w przeszłość, żeby się uspokoić i zregenerować. Dopiero kiedy się porządnie wyspał, wracał do swojego zajęcia.

Dom Manassesa był jednym z pierwszych, które obserwował. Nie pierwszym, bo chciał najpierw zdobyć trochę wprawy, ale jednym z pierwszych. Wiedział, że później będzie zbyt zmęczony.

Z początku miał nadzieję, że to domostwo ocaleje. Niektóre domy najeźdźcy omijali z niezrozumiałych powodów. Nie miało sensu sprawdzanie zachowania krzyżowców w najbardziej znanych miejscach, bo Wallis nie miał dość ludzi, żeby z nimi walczyć. Skoncentrował się więc na mniejszych rezydencjach, których łączne bogactwo i tak było niewyobrażalne. Konstantynopol był za dużym miastem, zbyt bogatym i było w nim zbyt wiele zaułków, żeby krzyżowcy dotarli wszędzie.

Nie obawiał się zbytnio. W tym konkretnym przypadku wiedział, że coś na pewno się stanie. Włączą się inni albo on sam. Albo nawet Caleb Wallis. Kiedy jednak dostrzegł dziesięcioosobową bandę kierująca się w stronę domu Manassesa, serce zaczęło mu bić szybciej. Gdy przywódca bandy i trzech jego kompanów padło bez życia, a dwóch kolejnych wierzgało na ziemi, wijąc się z bólu, wyrwał mu się krzyk radości. Pozostali uciekli.

* * *

Powrót do Orlego Gniazda nie był łatwym przedsięwzięciem. Havig musiał się liczyć z promieniowaniem i brakiem możliwości dokładnego określenia daty. Nie mógł wylądować w zniszczonym Istambule i potem próbować jakoś dopasować datę i godzinę, kiedy miał czekać na niego samolot. Nie mógł też pojawić się zbyt wcześnie, bo ludzie z Orlego Gniazda nie dysponowali wtedy samolotem. Później z kolei miasto zostało ponownie zasiedlone i wyglądałby bardzo podejrzanie w swoim przebraniu. I dalej miałby problem ze znalezieniem się w odpowiednim miejscu.

— No właśnie — mruknął wreszcie do siebie. Że też wcześniej na to nie wpadł, kiedy omawiali całą sprawę z Krasickim.

Przez chwilę podziwiał genialną prostotę swojego pomysłu. Mógł przecież zwyczajnie skorzystać ze swojej tożsamości z dwudziestego wieku. Złożyć w hotelowym sejfie trochę gotówki oraz zapasowe ubranie i wyjaśnić w recepcji, że bierze udział w zdjęciach do kolejnego filmu historycznego. To by rozwiązało wszystkie jego problemy.

Cóż, miał za dużo spraw na głowie i dlatego teraz musiał się martwić. A tego nie mógł wymyślić nikt inny. Wallis, mimo że używał wielu urządzeń z czasów szczytowego rozwoju cywilizacji, wciąż miał mentalność człowieka dziewiętnastowiecznego. I tak właśnie organizował swoje wyprawy.