Выбрать главу

Chłopiec powtarzał tylko, że kręcił się po okolicy, że jest mu przykro i że więcej tego nie zrobi.

* * *

I nie zrobił. Udało mu się nawet zaprzyjaźnić z chłopakiem Dunbarów. Pete z zapałem opiekował się swoim małym spokojnym kolegą. Nie był głupi. Dzisiaj jest kierownikiem lokalnego sklepu A&R. Ale w tym związku dominował John. Bawili się w jego zabawy, chodzili do jego ulubionych kryjówek w lesie, odtwarzali historie ze świata jego wyobraźni.

Eleonora znowu zjawiła się w moim gabinecie.

— Uważam, że John jest tak dobry w tych swoich marzeniach, że teraz Pete'owi nasz świat wydaje się zbyt blady. I na tym polega kłopot. On jest zbyt dobry w marzeniach.

Potem minęły kolejne dwa lata. Widywałem Johna od czasu do czasu. Przepisywałem mu jakieś leki na grypę, ale nic dziwnego nie zauważyłem. Dlatego zdziwiłem się, kiedy Eleonora znowu poprosiła o spotkanie.

— Wiesz, jaki jest Tom… — Śmiała się przez telefon. — To typowy jankes. Nigdy prywatnie cię nie poprosi o opinię zawodową.

Po głosie zrozumiałem, że czuje się osamotniona ze swoim problemem. Usiadłem wygodniej w fotelu i splotłem palce dłoni.

— John opowiada ci historie, które nie mogą być prawdziwe, ale on w nie wierzy? To normalne i mija z wiekiem.

— No właśnie, Bob. — Zmarszczyła brwi z troską. — Czy on nie jest na to trochę za duży?

— Może. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że przez te kilka ostatnich miesięcy szybko dorasta. Umysłowo i fizycznie. Ale wiem jedno: „średnia” i „normalność” nie są tożsame… John ma wyimaginowanych przyjaciół, prawda?

Uśmiechnęła się z przymusem.

— Ma wyimaginowanego wujka.

— Naprawdę? — zdziwiłem się. — Co ci powiedział?

— Prawie nic. Dzieci prawie nic nie mówią swoim rodzicom. Podsłuchałam jego rozmowę z Pete'em. Opowiadał o wujku Jacku, który często przychodzi i zabiera go w fantastyczne podróże.

— Wujek Jack. I co to za podróże? Do wymyślonego przez niego królestwa, o którym kiedyś wspominałaś? Tam gdzie rządzi lew Leo?

— Nie. I to jest właśnie najdziwniejsze. O swoim świecie zwierząt opowiadał Tomowi i mnie. Doskonale wie, że to fikcja. Ale podróże z tym wujkiem są… inne. To, co podsłuchałam, było takie… realistyczne. Na przykład wizyta w obozie indiańskim. Nie opowiadał o obrazkach z książek. Opowiadał o pracach, które wykonywali Indianie, o zapachach suszących się skór, o paleniu odchodami w ogniskach. Innym razem twierdził, że latał samolotem. Mogę jeszcze zrozumieć, że wymyślił sobie samolot większy niż dom, ale dlaczego twierdził, że nie miał śmigieł? Zawsze sądziłam, że chłopcy uwielbiają, kiedy samolot nurkuje lub jest bardzo głośny. A ten wymyślony przez Johna latał spokojnie i prawie bezgłośnie. Na pokładzie puszczano film. W technikolorze. John nawet jakoś nazwał ten samolot… Odrzutowiec? Tak, chyba odrzutowiec.

— Boisz się, że zaczyna wierzyć we własne wyobrażenia? — spytałem trochę bez sensu.

Pokiwała w milczeniu głową. Pochyliłem się i poklepałem ją po dłoni.

— Ellie, wyobraźnia dziecka to cudowne zjawisko. Twój syn jest nie tylko zdrowy, ale to może nawet geniusz. Cokolwiek będziesz robiła, staraj się w nim tego nie zabić.

Wciąż uważam, że dobrze jej poradziłem. Myliłem się co do całego problemu, ale rada była dobra. Dodałem jeszcze:

— A co tych odrzutowców, trzymam zakład, że Pete ma w domu sporo komiksów z Buckiem Rogersem.

* * *

Mali chłopcy nie cierpią szkoły. John nie był wyjątkiem. Niewątpliwie nudził się tam jak każdy chłopak, który umie myśleć i jest zmuszony do przebywania w zamknięciu. Miał jednak doskonałe oceny i autentycznie lubił przedmioty ścisłe i historię (Gwiazda przeleciała obok naszego Słońca, ciągnąc za sobą ogon gazowy, z którego powstały potem planety… Nasza cywilizacja dzieli się na egipską, grecką, rzymską, wieki średnie i czasy nowożytne, które liczymy od 1492 roku).

Również jego grono przyjaciół się powiększyło. Rodzice Johna żałowali, że nasz Billy był o cztery lata od niego starszy, a Jimmy o dwa i Stuart o trzy lata młodsi. W takim wieku te różnice były wielkie jak Wielki Kanion. John stronił od gier zespołowych i raczej trzymał się na uboczu. Eleonora musiała na przykład sama wszystko przygotowywać na jego przyjęcia urodzinowe. Był jednak grzeczny i umiał opowiadać. Kiedy ktoś przejął inicjatywę i zmobilizował go do współpracy, okazywało się, że nawet był lubiany.

Kolejną sensację wywołał, kiedy skończył osiem lat. Kilku szkolnych twardzieli postanowiło się zabawić. Przyczaili się w krzakach na drodze do szkoły i okładali pięściami nieszczęsne ofiary, które wpadały w ich zasadzkę. Autobusy dowoziły jedynie dzieciaki z farm, a Senlac był wciąż jeszcze małym miasteczkiem z mnóstwem krzaków i odludnych miejsc. Ofiary oczywiście nie miały prawa się poskarżyć nikomu.

Poskarżyli się sami twardziele po ich ataku na Johna Haviga. Z płaczem twierdzili, że wezwał całą armię na pomoc. Faktem jest, że ktoś im spuścił porządne lanie.

Te opowieści skończyły się dla nich dodatkową karą.

— Byki są zawsze tchórzliwe — stwierdzili ich ojcowie. — Patrzcie, co się stało, kiedy ten miły chłopak Havigów nie uciekł, tylko zaczął walczyć.

Przez jakiś czas John stał się obiektem podziwu, chociaż czerwienił się i jąkał za każdym razem, kiedy pytano go o szczegóły. Od tamtej pory zaczęto nazywać go Jack.

Szybko zapomniano o całym wydarzeniu, bo akurat tego roku padła Francja.

* * *

— Jakieś wieści od tego mitycznego wujka? — spytałem Eleonory. Podczas przyjęcia w domu Stocktonów wyszliśmy na werandę, bo miałem już dość rozmów o polityce.

— Co? — zdziwiła się. Oświetlone okna i szum rozmów za naszymi plecami nie przeszkadzały w podziwianiu pełni księżyca nad kapliczką w Holberg College. — Ach! — odetchnęła z ulgą, kojarząc, o co mi chodzi. — Mówisz o moim synu. Nie. Od dłuższego czasu nie wspomina o nim ani słowa. Miałeś rację. Minęło mu.

— Albo zaczął się lepiej kontrolować. — Gdybym trochę pomyślał, nie powiedziałbym tego głośno.

— Myślisz, że całkiem się zamknął w sobie? — spytała porażona moimi słowami. — Jest nieufny. Nie rozmawia z nami o niczym ważnym. Ani z nikim innym.

— Wrodził się w ojca — powiedziałem pośpiesznie. — Znalazłaś sobie dobrego męża, Ellie, i twoja synowa będzie — miała to samo szczęście. A teraz wracajmy do środka i napijmy się czegoś.

* * *

Mam dokładnie zapisane, kiedy Jack Havig stracił kontrolę nad sobą na dłuższą chwilę.

Wtorek, czternasty kwietnia 1942 roku. Dzień wcześniej Tom oznajmił synowi z dumą, że idzie na wojnę. Wcześniej rozmawiał o tym tylko z żoną, bo nie był pewien, czy go zaakceptują. Dostał jednak wezwanie do wojska, a szkoła przyjęła jego rezygnację na koniec semestru.

Z całą pewnością mógł dostać zwolnienie ze służby wojskowej. Miał ponad trzydzieści lat i do tego był nauczycielem nauk ścisłych. Lepiej przysłużyłby się krajowi, zostając w szkole. Ogłoszono jednak oficjalną krucjatę, dzikie gęsi odlatywały, a pociągi wiozące zmobilizowanych odjeżdżały z gwizdem ze stacji w Senlac. Nawet ja, mimo że byłem starszy od niego, rozważałem możliwość wstąpienia do armii, ale mi to wyperswadowano.