Выбрать главу

— Czyli jesteśmy tylko marionetkami?

— Tego nie powiedziałem, doktorze. Tak naprawdę sam w to nie wierzę. Wydaje mi się, że wolna wola musi być jakoś wpleciona w ten ogólny wzorzec. I chyba lepiej się powstrzymać od prób rozwikłania tej zagadki. Może na tym właśnie polega nasza wolność?

— Trochę mi to przypomina branie narkotyków — stwierdziłem. — Każdy samodzielnie decyduje się na ich zażywanie. Kiedy już się znajdzie pod ich działaniem, nie ma szans na samodzielną decyzję.

— Może. Kto wie? — Havig zaczął się wiercić na krześle. W końcu zerknął raz jeszcze przez okno i nalał sobie drugą kolejkę. — Nie jestem pewien, czy znajdziemy jeszcze czas na takie filozoficzne dywagacje. Ogary Wallisa są na moim tropie. Z pewnością nie zlekceważą żadnej wzmianki na mój temat. Jeżeli się czegoś dogrzebią, zaczną przynajmniej rutynowe sprawdzanie.

— To dlatego unikałeś mnie w ostatnich latach mojego życia?

— Właśnie. — Położył mi dłoń na ramieniu. — Dopóki żyła Kate… Rozumiesz?

Pokiwałem głową.

— Wróciłem więc do 1965 roku — kontynuował pośpiesznie, skupiając się na suchych faktach. — Tej daty byłem mniej więcej pewien. Następnie cofałem się w czasie w różne miejsca, zacierając ślady. Włożyłem w to sporo wysiłku. Musiałem się upewnić, że moje działania będą na tyle skomplikowane, żeby Wallisowi nie opłacało się marnować indywidualnego czasu swoich agentów na prowadzenie śledztwa. Działałem przez banki szwajcarskie i mnóstwo pośredników. Ostatecznie majątek Johna Haviga został rozdysponowany po całym świecie na różne nazwiska i firmy, które należą do mnie. Sam John Havig, nieśmiały playboy, wyjaśnił swoim prawnikom, że musi… Zresztą nieważne. Wymyśliłem bajeczkę, która wyglądała jak przekręt finansowy. Bankierzy rozstawali się ze mną z ulgą, nie mając zamiaru poznawać szczegółów.

John Havig, którego znałeś, oficjalnie przestał istnieć. Nikt po nim nie płakał, bo jego jedynymi bliskimi w dwudziestym wieku byli matka i stary lekarz rodzinny, którym łatwo było przesłać czasami list lub kartkę pocztową.

— To wyjaśnia te wszystkie kartki do mnie — stwierdziłem. — Już zaczynałem się zastanawiać, czy to coś oznacza. A właściwie to gdzie się schowałeś?

— Po zatarciu wszystkich śladów, jakie udało mi się zidentyfikować, wróciłem do Konstantynopola.

* * *

W tym wypalonym kikucie perły Nowego Rzymu znowu zapanował porządek. Z początku żołnierze potrzebowali głównie wody i żywności. Oznaczało to ponowne sprowadzenie pracowników cywilnych i jakąś formę rządu. To z kolei pociągało za sobą konieczność zaprzestania traktowania cywilów jak robactwa. Później Baldwin I Flandryjski, który rządził miastem i okolicami, zapragnął od swoich poddanych czegoś więcej niż tylko zaopatrzenia wojska. Wkrótce jednak poszedł na wojnę przeciwko Bułgarom, został wzięty do niewoli i umarł. Jego brat i następca, Henryk I, kontynuował to dzieło. Katolicki król mógł Greków poniżać na każdym kroku, wyciskać z nich podatki, mógł nawet ich więzić i siłą wcielać do swojej armii. Najpierw jednak musiał im zapewnić minimum bezpieczeństwa i gwarancje pracy.

Zakonnice przestrzegały reguły nawet w stosunku do swoich gości. Dlatego Xenia mogła się spotkać z Havigiem jedynie pod uważnym spojrzeniem towarzyszącej jej siostry. Była ubrana w prostą suknię w kolorze brązu. Na głowie nosiła kornet z welonem i nie wolno jej było dotykać żadnego mężczyzny bez względu na wysokość darów, jakie złożył w zakonnym skarbcu. Widać było jednak jej wielkie oczy, a strój nie zdołał ukryć faktu, że dorosła i zaokrągliła się we właściwych miejscach. Ton jej głosu nie uległ zmianie, co sprawiło, że Havigowi przypomniały się szczęśliwe dni w ogrodzie domu jej ojca.

— Hauk! Kochany Hauk! — odskoczyła od niego, łapiąc zwisający na piersi krzyż. Potem uklękła na ziemi i zaczęła drżeć. — Ja… błagam o wybaczenie… świątobliwy.

Stara zakonnica wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia i ruszyła w ich stronę. Havig powstrzymał ją gestem.

— Przestań, Xenia — powiedział. — Jestem takim samym śmiertelnikiem jak ty. Przysięgam. Wtedy działy się dziwne rzeczy. Może wyjaśnię ci je kiedyś. Ale uwierz, zawsze byłem tylko człowiekiem.

Przez chwilę szlochała.

— Tak się cieszę! To znaczy… pójdziesz do nieba po śmierci. Czyli była zadowolona z faktu, że nie należy do nietykalnych świętych Bizancjum.

— Jak się czuje matka? — spytał.

— Postanowiła wstąpić do klasztoru — wyszeptała ledwo słyszalnie. — Błaga mnie, żebym uczyniła to samo. — Zacisnęła palce tak silnie, że aż zbielały jej paznokcie. Patrzyła na niego z przerażeniem. — Mam to zrobić? Czekałam na ciebie… żebyś mi powiedział…

* * *

— Nie zrozum mnie źle, doktorze. Siostry chciały dobrze. Reguła zakonna była surowa, ale trzeba było brać pod uwagę niepewne czasy. Ich zwierzchnicy, zarówno świeccy, jak i kościelni, byli katolikami. Mam nadzieję, że możesz to sobie wyobrazić. Xenia kochała Boga i czytała książki, ale jej dusza należała do klasycznego antyku, o którym śniła od dzieciństwa. Nigdy nie miałem sumienia, żeby ją wyprowadzić z tego błędu. Całe jej wychowanie było skierowane na poznawanie świata zewnętrznego. Świat pełen nieustannych modlitw i życie w zamknięciu aż do śmierci nie było jej przeznaczeniem. Tragedia, która ją spotkała, nie odebrała jej przecież prawdziwego powołania, którym było zostanie dzieckiem światła.

— No i co postanowiłeś?

— Znalazłem starsze małżeństwo, które zgodziło się nią zaopiekować. Byli biedni, ale im pomagałem finansowo. Nie mieli własnych dzieci, więc tym bardziej ją pokochali. Poza tym mąż był skrybą, czyli miał pewne wykształcenie. A więc wszystko się dobrze układało.

— Ale chyba sprawdzałeś wszystko od czasu do czasu?

Havig przytaknął w milczeniu. Na twarzy pojawił mu się wreszcie uśmiech zadowolenia.

— Miałem kilka własnych projektów w toku — powiedział — ale i tak w ciągu kolejnego roku mojego życia, co dawało jakieś trzy lata jej życia, odwiedzałem ich od czasu do czasu. Robiłem to coraz częściej.

Rozdział 11

Płynął na pokładzie wielkiego trimaranu. Z wysokości mostka spoglądał na pięknie wypolerowany pokład z doskonale dobranego drewna, na którym luki wejściowe, bomy towarowe, silniki pomocnicze, baterie paneli słonecznych i olinowanie tworzyły doskonale zharmonizowaną całość. Brakowało wymyślnych okuć. Cywilizacja Mauraiów cierpiała na brak metali i rezerwowała je jedynie na najbardziej niezbędne do przetrwania cele. Kabiny były pokryte gontami. Bugenwille i datury ocieniały ich ściany. Na dziobie każdego z kadłubów umieszczono figurę jednego ze Świętej Trójcy, pośrodku stał Tanaora Stwórca w formie abstrakcyjnego symbolu; na sterburcie Lesu Haristi z krzyżem w dłoni; na bakburcie Nan z paszczą rekina, symbolizujący śmierć i ciemną stronę życia.

Budowniczy tego statku nie byli jednak barbarzyńcami. Potrójny kadłub został zaprojektowany z uwzględnieniem zasad hydrodynamiki. Trzy wielkie maszty w kształcie litery A dźwigały żagle, które zaprojektowano według najlepszych wzorców. Każdy z nich posiadał specjalne klapy regulowane komputerowo, sterowane silniczkami napędzanymi biologicznym paliwem. Załogę stanowiło sześciu ludzi, którzy nie wyglądali na przepracowanych. Kapitan Rewi Lohannaso miał tytuł inżyniera z Uniwersytetu Wellantoa z N'Zealann. Władał kilkoma językami, a jego ingliss nie był zlepkiem słów używanych przez prymitywne plemiona Mericanów, ale bogatym i precyzyjnym dialektem nieustępującym angielskiemu używanemu przez Haviga.