Выбрать главу

Był krępym ciemnoskórym mężczyzną ubranym w sarong. Chodził boso. Mówił powoli, by zrozumieli go pasażerowie, którzy dopiero uczyli się współczesnego języka.

— Kiedy upadła cywilizacja maszyn, staraliśmy się zachować wiedzę. Naszym celem było znalezienie nowych sposobów jej wykorzystania w świecie, który został skażony i pozbawiony surowców. Nie do końca nam się to udało, ale wiele osiągnęliśmy i wierzę, że wiele jest jeszcze przed nami.

Ocean mienił się kolorami. Od błękitu, turkusu, czystej zieleni po krystaliczny połysk. Fale przetaczały się dostojnie, czasami się załamując o burty. Słońce oświetlało żagle i skrzydła unoszącego się nad nimi albatrosa. Stado wielorybów majestatycznie pojawiło się na horyzoncie. Wiatr nie gwizdał w uszach, ponieważ wiał od rufy, ale czuć było zapach soli i chłodniejsze powiewy na rozgrzanej skórze. Na pokładzie młody marynarz zaczął grać na bambusowym flecie smętną melodyjkę, a jakaś dziewczyna zaczęła tańczyć. Widok ich nagich ciał działał jakoś uspokajająco.

— Właśnie dlatego dokonałeś wielkiej rzeczy, bracie Tomaszu — stwierdził Lohannaso. — Będą się radować na twoje przybycie… — Zawahał się na chwilę. — Nie wzywałem przez radio samolotu, żeby szybciej dowieźć do federacji ciebie i twoje towary, bo admiralicja mogłaby się poczuć obrażona. Mówiąc szczerze, sterowce są szybsze, ale mniej bezpieczne niż statki. Mają słabe silniki i ich katalizatory paliwa wodorowego są w stadium doświadczalnym.

( — Sądzę, że ta podróż uświadomiła mi prawdziwą naturę cywilizacji Mauraiów — powiedział Havig, kiedy znów się spotkaliśmy. — Byli… nie będą zacofanymi fanatykami. Wprost przeciwnie. Za maską ich uprzejmości kryła się większa wiara w potrzebę rozwoju, niż obserwujemy w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych. Nie będą mieli paliwa do samolotów. Przynajmniej w początkowym stadium rozwoju. Brakować im będzie także helu do sterowców. Trwoniliśmy wszystko, co nam wpadło w ręce).

— Twoje odkrycie czekało ładnych kilkaset lat — mówił dalej Lohannaso. — Nic się nie stanie, jeżeli poczeka jeszcze kilka tygodni, zanim dotrzemy do Wellantoa.

( — Skoro postanowiłem zbadać dokładnie kulturę Mauraiów, sprawdzić, w jakim stopniu Wallis kłamał, a co było wynikiem jego uprzedzeń, musiałem jakoś między nich wejść. Najpierw zacząłem więc sprawdzać rozwój początków tej cywilizacji, ale potem należało zająć się szczegółami. Mogłem z łatwością udawać Mericana. Mój angielski również nie wzbudzał podejrzeń, ponieważ z upływem stuleci nasz język podzielił się na setki dialektów. Pozostawało znaleźć odpowiedź na najważniejsze pytanie: dlaczego mieli się zainteresować kolejnym barbarzyńcą. Nie mogłem udawać, że pochodzę z jakiegoś bardziej cywilizowanego rejonu, bo handlowali, z kim się dało… I wreszcie wpadłem na właściwy pomysł. — Havig się uśmiechnął. — Nigdy nie zgadniesz, doktorze! Poprzez swoje kontakty w dwudziestym wieku zakupiłem mnóstwo izotopów, jak na przykład węgiel C14. Ukryłem je w bezpiecznym miejscu, bo przecież ich rozpad musiał się pokrywać z realnym upływem czasu, i przeniosłem się w przyszłość. Tam stałem się bratem Tomaszem z jakiegoś starego centrum w środkowych stanach, który zachował częściową wiedzę o świecie. Następnie odkryłem to składowisko i zdecydowałem, że powinni je otrzymać Mauraiowie… Proste? Ich głównym obszarem badań była biologia, oczywiście, ponieważ Ziemia była w potwornym stanie, a życie jest naturalnym przetwornikiem energii słonecznej. Oni nie mieli reaktorów atomowych, w których mogliby sami wytwarzać potrzebne izotopy. Moje „znalezisko” potraktowali jako dar niebios).

— Myślisz, że pozwolą mi studiować? — zapytał niepewnie Havig. — To byłaby wielka sprawa dla mojego ludu i dla mnie samego. Ale jestem obcym…

Lohannaso objął go ramieniem, jak to było w zwyczaju Mauraiów.

— Nigdy w życiu, przyjacielu. Po pierwsze, jesteśmy handlowcami. Zawsze płacimy za otrzymany towar, a ten akurat jest bezcenny. Po drugie, pragniemy, żeby wszyscy korzystali z naszej wiedzy i cywilizacji. Chcemy, żeby nasi sojusznicy również mieli własnych naukowców i techników.

— Naprawdę chcecie nawrócić całą ludzkość?

— Co za pomysł? Jeżeli chcesz przez to powiedzieć, że pragniemy, żeby każdy stał się kopią nas samych, to nie. W żadnym razie. Nie jestem w parlamencie ani w admiralicji, ale śledzę dyskusje i czytam filozofów. Jednym z problemów starej cywilizacji było to, że zmuszała wszystkich ludzi do stawania się podobnymi do siebie. Nie tylko doprowadziło to do upadku tej cywilizacji. Tam, gdzie się udało ulepić wszystkich na jedną modłę, doszło do jeszcze większej katastrofy. — Lohannaso walnął pięścią w reling. — Człowieku! Potrzebujemy różnorodności. Jak największej i niepohamowanej. — Potem się zaśmiał. — W pewnych granicach oczywiście. Na przykład należy pozbyć się piratów. Ale poza tym… chyba za bardzo mnie poniosło. Już prawie południe. Muszę wziąć namiar i trochę policzyć. Potem wachtę przejmie Terai, a my zjemy razem lunch. Nie będziesz niczego wiedział o prawdziwym życiu, dopóki nie skosztujesz mojego piwa.

( — Spędziłem ponad rok wśród Mauraiów — powiedział mi Havig. — Bardzo pragnęli szerzyć wiarę, więc obdarzyli mnie dokładnie taką wiedzą, której potrzebowałem. Byli mili i weseli. Mieli oczywiście swoją działkę wyrzutków, przegranych i ubóstwa. Patrząc jednak obiektywnie, federacja w tym okresie była wspaniałym miejscem do życia.

Nie odnosiło się to do reszty świata. Ani do przeszłości. Przenosiłem się w czasie do dwudziestowiecznych Wellington i Honolulu. Zbierałem plany Istambułu i odwiedzałem Xenię. W końcu zacząłem ograniczać te wizyty, zwłaszcza w przyszłości, i wróciłem do Konstantynopola. Xenia miała wtedy osiemnaście lat. Pobraliśmy się).

* * *

Niewiele mi opowiadał o swoim pięcioletnim pożyciu z Xenią. Więcej im nie dano być razem. Cóż, ja także nikomu nie zwierzałem się z tego, co naprawdę było między mną a Kate.

Wspomniał jednak o kilku aspektach praktycznych. Składały się na nie trzy sprawy. Zapewnienie godziwego życia, wtopienie się w środowisko, do którego przywykła, i ukrycie się przed zemstą Orlego Gniazda.

Pierwsza sprawa była najłatwiejsza, chociaż wymagała wielkiego wysiłku. Nie mógł po prostu prowadzić jakiegoś interesu, bo w tamtych czasach wszystkim rządziły gildie, monopole i skomplikowane przepisy. Nie mówiąc już o tym, że mimo braku telefonów, radia i poczty elektronicznej plotki rozchodziły się z szybkością błyskawicy. Kosztowało go naprawdę wiele wysiłku stworzenie sobie odpowiednio wiarygodnej przykrywki. Zaczął się podawać za agenta świeżo utworzonej grupy duńskich kupców, który skupiał się bardziej na obserwowaniu rynku niż na działalności handlowej. W ten sposób nie stwarzał zagrożenia dla istniejących struktur. Pieniądze nie stanowiły problemu, ponieważ zawsze mógł je zdobyć dzięki podróżom w czasie. Musiał mieć jednak jakieś logiczne wytłumaczenie na ich pochodzenie.

Druga sprawa była bardziej złożona. Zastanawiał się nawet nad przeniesieniem gdzieś dalej. Do Rosji czy do Europy Zachodniej. Myślał o Nikai, gdzie panowali władcy bizantyjscy, którzy z czasem mieli odzyskać Konstantynopol. Było tam jednak zbyt niebezpiecznie. Z jednej strony nadciągały hordy Tatarów, z drugiej Święta Inkwizycja. Mimo zubożenia i podboju, miasto, w którym miał obecnie siedzibę, dawało mu takie same możliwości co inne rejony Orientu. Poza tym tutaj Xenia znała środowisko, mogła się spotykać z przyjaciółmi i odwiedzać matkę. Zresztą gdziekolwiek by się przeprowadzili, i tak każde z nich byłoby naznaczone. Ona jako Bizantyjka i chrześcijanka, a on trochę gorzej. Z powodu tego maskowania zmuszeni byli kupić sobie dom w Perze, gdzie mieszkali wszyscy cudzoziemcy. Pera leżała na przeciwnym brzegu Złotego Rogu, ale liczne promy łączyły ją z Konstantynopolem.