Выбрать главу

Kaloryfer zasyczał parą. Na czole mojego przybranego syna pojawiły się kropelki potu. Zacisnął dłoń na szklance równie mocno jak ja swoją na fajce. Nie zmienił jednak spokojnego tonu głosu.

— Posiadasz maszynę czasu? — wybąkałem.

— Nie. — Potrząsnął głową. — Sam poruszam się w czasie. Proszę nie pytać jak. Nie mam pojęcia. — Uśmiechnął się nerwowo. — Wiem, to paranoja. Ubzdurałem sobie, że jestem kimś wyjątkowym we wszechświecie… Ale coś zademonstruję. — Kiwnął zapraszająco ręką. — Proszę tutaj. Sprawdzić. Upewnić się, że nie umieściłem tu żadnych luster, zapadni, czy czegokolwiek. Przecież to twój gabinet.

Czułem się trochę jak głupek, kiedy obchodziłem wkoło jego krzesło. Wiedziałem przecież, że nie było sposobu, by mógł cokolwiek zainstalować w moim gabinecie.

— Zadowolony? — spytał. — Przeniosę się teraz w przyszłość. Jak daleko? Może pół godziny? Chyba nie wytrzyma pan tyle czasu w bezczynności. W takim razie piętnaście minut. — Sprawdził czas na moim zegarze. — Jest 4:17. Pojawię się tutaj o 4:30 plus minus kilka sekund. Tylko żeby nikt nie siedział na tym krześle. Nie mogę się pojawić w przestrzeni zajmowanej przez jakiekolwiek ciało stałe.

— No dobra, Jack — powiedziałem drżącym głosem. Czułem, jak mi pulsują żyły.

— Trzymaj się, doktorku. — Czule ścisnął mi rękę na pożegnanie.

I zniknął. Wydawało mi się, że słyszę ciche syknięcie powietrza w miejscu, gdzie przed chwilą siedział. Krzesło jednak było puste.

Ponownie usiadłem za biurkiem i bezmyślnie czekałem te piętnaście minut. Nawet nie wiem, czy o czymś myślałem.

Nagle pojawił się znowu, siedząc jak poprzednio. O mało nie zemdlałem z wrażenia.

— Doktorze, spokojnie! — Doskoczył do mnie. — Wszystko jest OK. Proszę się napić…

Potem zrobił kilka innych pokazów. Pojawił się na przykład na kilka sekund przed swoim zniknięciem.

* * *

Zrobiło się naprawdę późno.

— Nie mam pojęcia, jak to działa — powiedział. — Jakoś to robię mięśniami, ale nie w taki sposób, jak możesz to sobie wyobrazić. Zgodzisz się chyba, doktorze, że cała twoja wiedza nawet nie dotyka wierzchołka tej góry tajemnic.

— Co czujesz? — spytałem, dziwiąc się, z jakim spokojem to mówię. Bardziej mną wstrząsnęła wiadomość o zniszczeniu Hiroszimy. Może w głębi duszy zawsze wiedziałem, kim był Jack Havig.

— Trudno to opisać. To akt woli, żeby przenieść się w przyszłość lub w przeszłość. Tak samo jak aktem woli jest podnieść tę szklankę. To działa tak samo jak zginanie palców. Wystarczy chcieć zrobić. — Szukał odpowiednich słów. — Kiedy się przenoszę, jestem w jakimś cieniu. Światło zmienia się od zera do szarości. Kiedy się przenoszę dalej niż o jeden dzień, wszystko zaczyna migać. Przedmioty stają się niewyraźne, zamglone i płaskie. Kiedy postanawiam się zatrzymać, to staję i znów jestem w normalnym świecie… W czasie podróży nie mogę oddychać. Muszę się zatrzymywać od czasu do czasu, żeby zaczerpnąć powietrza.

— jak to? Skoro nie możesz oddychać w czasie podróży, nie możesz niczego dotknąć i nikt cię nie widzi, jakim cudem sam cokolwiek widzisz?

— Tego też nie wiem. Czytałem podręczniki fizyki, żeby wyrobić sobie pojęcie na ten temat. Wiem tylko, że to musi być jakaś siła. To, co mnie napędza. Coś, co działa przynajmniej w czterech wymiarach. Może to ma związek z polem elektromagnetycznym? Może jakieś fotony wpadają w pułapkę tej siły razem ze mną i również podróżują? Jakakolwiek materia, nawet zjonizowana, posiadająca masę spoczynkową, nie może ze mną podróżować… To tylko zgadywanie. Żałuję, że nie mam odwagi wtajemniczyć w to wszystko żadnego naukowca.

— To mnie przerasta, Jack. Mówiłeś, że przenoszenie nie dzieje się natychmiast. Ile czasu ci zajmuje? Ile minut na przebycie roku?

— Nie ma reguły. To zależy tylko ode mnie. Czuję, jaki wysiłek wkładam w daną podróż, i mogę go zwiększyć. Nie wiem, jak to powiedzieć… jeżeli się napnę, poruszam się szybciej. Ale to mnie wyczerpuje, więc chyba te podróże czerpią ze mnie energię. To nigdy nie trwało dłużej niż kilka minut na moim zegarku, a mówię teraz o podróże przez kilka wieków.

— Kiedy byłeś dzieckiem…

— Tak, słyszałem o tym. Lęk przed upadkiem jest instynktowny, prawda? Myślę, że kiedy mama mnie upuściła, odruchowo przeniosłem się w przeszłość… i przez to uniknąłem upadku.

Upił łyk brandy.

— Moje zdolności rosły razem ze mną. Teraz prawdopodobnie nie mam już żadnych ograniczeń. Jedynie co do masy, którą jestem w stanie ze sobą zabrać. Zaledwie kilka kilogramów łącznie z ubraniem. Jeżeli próbuję więcej, nie mogę się ruszyć. Gdybyś na przykład mnie trzymał, to nie byłbym w stanie nigdzie się przenieść, ponieważ twoja masa przekracza limit. Nie mógłbym po prostu zostawić cię na miejscu. Ta siła działa na wszystko, co ma ze mną kontakt. — Uśmiechnął się smutno. — Z wyjątkiem samej Ziemi, jeśli przypadkiem podróżuję na bosaka. Sądzę, że tak duża masa oprócz grawitacji ma jeszcze… jak to powiedzieć… własną kohezję, która jest o wiele potężniejsza niż moje siły.

— Ostrzegałeś mnie przed kładzeniem czegokolwiek materialnego na krześle, na którym się pojawiłeś.

— Właśnie. Tego nie potrafię. Próbowałem już. Umiem natomiast obchodzić taką masę. W ten sposób mogłem się zjawić obok siebie. Tak na marginesie powierzchnia, na której mam się pojawić, może się obniżać lub podwyższać. Nie ma to znaczenia, bo w jakiś sposób robię to samo. I zawsze utrzymuję tę samą pozycję geograficzną. Nie ma znaczenia, że Ziemia wiruje wokół osi, Słońce i Układ Słoneczny podróżują przez Galaktykę… zawsze utrzymuję tę samą pozycję. Myślę, że to zasługa grawitacji. A co do ciał stałych… Raz próbowałem wejść w środek wzgórza. Byłem wtedy dzieciakiem i nie umiałem myśleć. Mogłem wejść w środek wzgórza. To było łatwe. Ale znalazłem się w całkowitej ciemności i nie mogłem oddychać, ani nawet się ruszyć. Jakbym się znalazł w betonie. — Zadrżał na wspomnienie tej historii. — Ledwo udało mi się wydostać na powierzchnię.

— Materia stała ci się opiera — zaryzykowałem własną opinię. — Płyny jesteś w stanie przezwyciężyć, kiedy się wynurzasz z podróży, ale materii stałej nie.

— Też tak myślę. Gdybym utknął w tym wzgórzu, to prawdopodobnie razem ze swoim ciałem. Moje zwłoki pojawiłyby się na powierzchni po erozji tego wzgórza.

— Niesamowite, że takiemu dzieciakowi udało się wszystko utrzymać w tajemnicy.

— Chyba sprawiłem mamie mnóstwo kłopotów. Niewiele pamiętam. Kto z nas pamięta pierwsze lata swojego życia? Zapewne chwilę mi zajęło, nim sobie uświadomiłem, że jestem jakoś wyjątkowy. Wtedy się tego przestraszyłem. Może podróżować w czasie było niegrzeczne? A może byłem chory? Nieważne. Wujek Jack wszystko mi wyjaśniał.

— Ten nieznajomy, który przyprowadził cię wtedy do domu?

— Tak. To akurat pamiętam. Wybrałem się daleko w przeszłość na poszukiwanie Indian. A znalazłem jedynie wielki las. Wtedy on się pojawił. Przeszukiwał ten obszar przez wiele lat. I miło spędziliśmy czas. Potem wziął mnie za rękę i pokazał, w jaki sposób wrócić do domu. Mógł mnie odstawić zaledwie kilka minut po moim zniknięciu i oszczędzić rodzicom godzin niepewności. Mam wrażenie, że chciał mi pokazać, jak bardzo rodziców skrzywdziłem. A przy okazji nauczyć mnie dyskrecji. Potem odbyliśmy kilka wspaniałych wycieczek — ciągnął rozmarzony. — Wujek Jack był doskonałym nauczycielem i wspaniałym towarzyszem. Nigdy nie miałem powodu, żeby się go nie słuchać. Z wyjątkiem kilku kawałów robionych Pete'owi. Wujek Jack nauczył mnie mnóstwa rzeczy, których sam nigdy bym nie odkrył.