Do tej pory Starplex nie wypełniał wyznaczonej mu roli. W ciągu roku od zakończenia prac był jedynie obiektem doświadczalnym i bez żadnych niespodzianek przechodził przez kolejne misje. W końcu jednak nadszedł czas na wykazanie jego bogatych możliwości w obliczu kontaktu pierwszego stopnia.
Bez zwłoki wysłano do nowo otwartego sektora Galaktyki kolejną, bardziej wyspecjalizowaną sondę, która również zarejestrowała mrugające gwiazdy, a jej hiperprzestrzenne teleskopy wykryty obecność systemów o masie zbliżonej do układu słonecznego. Aby dokonać dokładniejszych pomiarów rozkładu owej masy, niezbędny był teleskop dalekiego zasięgu. Właśnie tego rodzaju przyrządami, rozmieszczonymi na obu końcach rdzenia, dysponował Starplex.
Następnie Keith polecił wysłać pojazd zwiadowczy z co najmniej dwuosobową załogą. Człowiek oraz przedstawiciel rasy Ibów z grupy inżynieryjno-technicznej, której przewodził Jag, mieli dokonać bardziej szczegółowego rozpoznania. By ograniczyć ryzyko polecono im na razie nie zbliżać się do rejonu, w którym migotały gwiazdy. Skoro wszelka możliwość porozumiewania się w czasie rzeczywistym przez skrót była niemożliwa, w razie kłopotów nie należało więc liczyć na Starplex; pomoc z macierzystego statku mogła dotrzeć do nich za późno. W zamian za to zdobyli pełen zakres informacji ze skanerów EM, przeprowadzając nasłuch fal radiowych we wszystkich kierunkach na całej szerokości pasma i poszukując sygnałów pochodzących ze sztucznych źródeł, po czym bez przeszkód powrócili do bazy. Dane potwierdziły brak jawnego zagrożenia w tym sektorze, chociaż przyczyna migotania gwiazd nadal była niewiadomą.
Keith odczekał, aż dane zwiadu oraz te zdobyte przez dwa wysłane wcześniej próbniki otrzymają wszyscy zainteresowani, potem, nieco uspokojony brakiem bezpośredniego niebezpieczeństwa, rozkazał, by Starplex wykonał skok przez skrót. Thor bezbłędnie poprowadził transfer do nowego sektora.
Ludzie zwykle chętnie używali określenia „tunele”, lecz nie oddawało to w pełnym sensie roli skrótu. Była to przecież bezwymiarowa granica pomiędzy dwoma światami, jakby drzwi w papierowej ścianie, rozdzielającej dwa pokoje; przechodząc przez nie, częściowo przebywałeś w jednym pokoju, a częściowo w drugim. Jednak ta cienka bariera zawierała w sobie wiele lat świetlnych, dzielących odległe grupy gwiazd. Wspólnota powoli odkrywała mechanizm działania skrótów, a także sposób nawigacji podczas skoku. W normalnej, trójwymiarowej przestrzeni każdy z nich tworzył niewymierny punkt. Lecz w hiperprzestrzennej wizji każdy z tych punktów otoczony był liliową otoczką wirujących tachionów. Miliony tych cząstek krążyło po swoich biegunowo zorientowanych, znajdujących się w jednakowych odległościach od siebie orbitach, zakreślając lśniące kręgi. Jedna z nich różniła się od pozostałych; przypominała półokrąg, a jej tachion wirował zapętlony tam i z powrotem na torze opasanym na półkulistej części pola. Powstałą w ten sposób — pozbawioną tachionu — szczelinę w sferze po drugiej stronie kalekiej orbity nazywano wyznacznikiem południka zerowego. Oznaczało to, iż można traktować sferę otaczającą punkt skrótu niczym powierzchnię planety, stosując do jej opisania jakby planetarny system współrzędnych (długości i szerokości geograficznej).
Przejście przez skrót, wzdłuż linii prostej, prowadziło przez centrum sferycznego pola skumulowanych, wirujących cząstek. Aby przelecieć przez jego środek i osiągnąć rejon docelowy po drugiej stronie, należało wybrać ściśle określone współrzędne toru podejścia i w odpowiednim punkcie „przebić powierzchnię” sfery tachionów. Tymi danymi powinien kierować się pilot, pragnący pokonać skrót. Od tych współrzędnych zależało, w jakim miejscu się wyląduje.
Oczywiście kierowało tym czyste zrządzenie losu. Nikt nie wiedział bowiem, czy dany obszar będzie zamieszkały przez istoty inteligentne, z którymi można będzie nawiązać kontakt I tak porozumienie z nimi było niemożliwe, dopóki przejście nie zostało otwarte od ich strony. Pierwszy skrót, Inicjator, był upominkiem od samych twórców sieci. Zlokalizowano go w samym sercu Galaktyki, w centrum Drogi Mlecznej, wewnątrz czarnej dziury. Wstępne badania tego sektora podjęte przez Ziemian bazowały na poszukiwaniach obcych form życia. Niestety, żadnych nie znaleziono — jądro galaktyczne było zbyt radioaktywne.
Z chwilą zawiązania Wspólnoty Planet działały tylko cztery skróty: Tau Ceti, Rehbollo, Monotonia i Inicjator. Im więcej otwarto transferów, tym łatwiej było obliczyć kąt wejścia dla każdego dostępnego wyjścia. Gdy co najmniej dwanaście skrótów działało w kontrolowanej sieci, stało się jasne, iż aby bezpiecznie powrócić do pierwszej ziemskiej kolonii w Tau Ceti, należało przeciąć tachionową sferę skrótu, z którego rozpoczynało się podróż, w punkcie wyznaczonym przez współrzędne 115 stopni długości geograficznej wschodniej i 40 stopni szerokości geograficznej północnej. Na Ziemi punkt ten znajdował się w pobliżu Pekinu, co nadało nazwę „Nowego Pekinu” ziemskiej kolonii na Sinanusie, czwartej planecie układu Tau Ceti.
Gdy statek wchodził w kontakt, powierzchnia skrótu rozciągała się w przestrzeni dwuwymiarowej, tworząc przejście, odpowiadające kształtem i wielkością zarysowi pojazdu, dokonującego transferu. Następnie bezwymiarowy tunel wiódł statek do innego sektora określonego trajektorią lotu pojazdu w chwili dotknięcia sfery skrótu. Samo wejście okalała liliowa aureola promieniowania Soderstroma, złożona z uwięzionych na orbicie, wirujących tachionów, samorzutnie transformujących w cząstki o prędkości mniejszej od światła.
Obserwator, umieszczony przy wejściu do skrótu, ujrzałby znikający kształt wysłanego przedmiotu, otulony fioletowym lśnieniem. Z drugiej strony punktu transferowego widziałby jedynie wypełniony pustką zarys o kształcie sylwetki przenikającego obiektu na tle gwiaździstego nieba.
Gdy pojazd kończył swą między przestrzenną eskapadę, skrót ponownie wracał do pierwotnej bezwymiarowej postaci, czekając na następnego galaktycznego podróżnika…
Thor włączył przedtransferowy alarm: pięciokrotny, donośny dźwięk elektronicznego gongu. Keith dotknął kilku przycisków, odtwarzając na drugim monitorze podwójną wersję obrazu otaczającej ich przestrzeni. Jedna z nich ukazywała kosmos w normalnym dla ludzkiego wzroku spektrum — tam skrót pozostawał niewidoczny. Druga przekazywała symulację komputerową, opartą na danych z hiperprzestrzennych skanerów, gdzie skrót figurował jako błyszczący, biały punkt spowity pomarańczowym blaskiem sferycznego pola na zielonym tle.
— W porządku — mruknął Keith. — Do dzieła.
— Wedle rozkazu, szefie. — Thor pochylił się nad konsoletą.
Starplex pokonał dwadzieścia kilometrów dzielących go od skrótu, nim wszedł w bezpośredni kontakt. Punkt rozrósł się, przyjmując zarys romboidalnego profilu stacji. Płomienne, purpurowe usta pochłonęły gigantyczny statek. W chwili przejścia hologram, emitowany na mostku głównym, ukazywał dwa odmienne obrazy kosmicznej przestrzeni i rozszalały obszar nieciągłości, sunący od dziobu do rufy podczas wykonywania manewru. W tym czasie pozostawiony w tyle obszar zapadał się w nicość.
I oto byli na miejscu, w Ramieniu Perseusza. Przebyli odległość dwóch trzecich galaktyki, pozostawiając za sobą dziesiątki tysięcy lat świetlnych, dzielących Starplex od każdego z zamieszkałych światów.
— Transfer przebiegał zgodnie z planem — zameldował Thor. Niewielki hologram falował w powietrzu na tle prawdziwej głowy Magnora. Holograficzny obraz rudej czupryny, otaczającej twarz sternika zlewał się przed oczami Lansinga z rzeczywistą strzechą płomiennych włosów tworząc jedyne w swoim rodzaju zjawisko.