— Zatem, wybacz, nie dostrzegam powodu do niepokoju. Wygląda na to, że otrzyma odpowiedź na dręczące go pytanie — podsumowała Drezynka.
— Może zapragnąć się sprawdzić… Oto powód do niepokoju. Będzie chciał sprawdzić, czy wciąż jest pociągający — szepnęła kobieta.
— Może zarządzić głosowanie — wymyślił Ib. — Wiem, jaką wagę wy, ludzie, przywiązujecie do opinii ogółu.
Rissa roześmiała się.
— Keith jest bardziej… Preferuje raczej dowody bezpośrednie — wyjaśniła, poważniejąc. — Może z chęcią sam by poeksperymentował…
Rozbłysły dwa światełka.
— Ach. Tak?
Rissa wbiła wzrok w jakiś punkt wysoko na ścianie.
— Ilekroć spotykamy się w większym gronie z ludźmi naszej załogi — rzekła z goryczą — spędza zbyt wiele czasu z inną kobietą.
— „Zbyt wiele” to znaczy ile?
— Więcej, niż ze mną. — Wzruszyła ramionami. — Co więcej ta, którą zabawia rozmową, jest o połowę od niego młodsza. I o połowę młodsza ode mnie…
— Zatem to cię nurtuje. — Tak przypuszczam…
Drezynka zamyśliła się na moment.
— Czy nie sądzisz jednak, że to naturalna kolej rzeczy? Że wszyscy mężczyźni przez to przechodzą? — zapytała.
— To prawda. — Jednostka nie może walczyć z prawami natury, Risso… Rissa bez słowa wskazała ręką monitor, wciąż wyświetlający negatywny wynik ostatnich badań nad stałą Hayflicka. — Lecz ja już zaczęłam. I mam zamiar zwyciężyć…
V
— Zdobądź dla mnie próbkę substancji, tworzącej te kule — zaszczekał Jag, stając przy swoim stanowisku i mierząc Dyrektora wzrokiem. Keith zagryzł zęby i nie po raz pierwszy rozważył w duchu, czy nie skłonić FANTOMA, by nadał słowom Waldahudena mniej rozkazujący ton, choćby używając ludzkich, grzecznościowych zwrotów, takich jak „proszę” i „dziękuję”.
— Wyślemy sondę? — syknął mężczyzna, nie spuszczając wzroku z czworookiej twarzy obcego. — Czy wolisz polecieć sam?? — W drugim przypadku z przyjemnością pokażę ci drzwi. — dodał w myśli.
— Standardową sondę do badań atmosferycznych — uciął Jag. — Oddziaływanie grawitacyjne pomiędzy tak wielkimi obiektami, stłoczonymi na stosunkowo niewielkiej przestrzeni musi być wyjątkowo złożone. To, co wyślemy, może po prostu rozbić się na którymś z nich. Tym lepszy powód, by wysłać Jaga, pomyślał Keith.
— Niech będzie sonda — rzekł głośno. Odwrócił się w stronę stanowiska, które obserwowane z jego punktu widzenia, na tarczy zegara znajdowałoby się na godzinie drugiej. — Rombusie, zajmij się tym, proszę.
Siatka Iba zamrugała twierdząco.
— Najlepsza byłaby sonda klasy delta — rzucił Jag, sadowiąc się z powrotem w fotelu. Mówił coś teraz w kierunku niewielkiego hologramu Rombusa nad konsolą.
Keith wcisnął klawisz, by również uczestniczyć w naradzie. Zminiaturyzowana głowa Waldahudena unosiła się nad pulpitem tuż obok obrazu Iba.
— Ile sfer zawiera to skupisko? — zapytał.
Macki Iba śmignęły po kontrolkach.
— Dwieście siedemnaście — odparł. — Sprawiają wrażenie identycznych, z wyjątkiem niewielkich różnic w rozmiarach.
— Wobec tego podczas wstępnego testu nie ma znaczenia, z której pobierzemy próbki — wtrącił Jag. — Wybierz sferę, wymagającą kilku nawigacyjnych manewrów. Lecz najpierw dostarcz nam nieco materii wypełniającej przestrzeń między kulami. Potem wprowadź sondę do któregoś z obiektów i pobierz próbkę gazu, czy tego tam, z czego jest zbudowana. Trochę z zewnętrznej części chmur, następnie z wewnętrznej, dwieście metrów niżej — o ile sonda wytrzyma ciśnienie. Gdy to zrobisz, dostosuj temperaturę i siłę ciążenia w przedziałach z próbkami do warunków panujących w miejscach ich pobrania. Chcę zminimalizować chemiczne zmiany w materiale do badań. Rombus zamigotał światełkami siatki i po chwili wystrzelił próbnik. Ib przełączył sferyczny hologram sali na obraz rejestrowany kamerami sondy. Gwiazdy, widziane przez pył między kulami, nadal migotały. Same kule były kołami przepastnej czerni na tle gwiezdnego nieba i delikatnie przenikającego z dali błękitnego blasku odległej mgławicy.
— Jak sądzicie, czym są te sfery? — przerwał milczenie Ib, gdy sonda znalazła się prawie u celu.
Jag wzruszył obiema parami ramion.
— Może to pozostałości brązowego karła, który niedawno eksplodował. Oczywiście każda ciecz przyjmie kształt kuli przy zerowej grawitacji. Substancja pomiędzy większymi ciałami prawdopodobnie zostałaby przez nie ostatecznie całkowicie wchłonięta. Sonda wchodziła już w przestrzeń wypełnioną pyłem.
— Ta materia przypomina gaz, wzbogacony stałymi cząsteczkami o średnicy około siedmiu milimetrów — zauważył Rombus. Część jego siatki sensorycznej pokrywała konsolę, co ułatwiało mu odczytywanie danych na przyrządach. — Jaki to rodzaj gazu? — zapytał Keith.
— Sądząc po masie cząsteczkowej, to ciężki gaz lub substancja o złożonej budowie — odezwał się znów Waldahuden, obserwując jeden z monitorów.
— Tak czy inaczej, absorpcja widma jest charakterystyczna dla normalnego pyłu międzygwiezdnego, złożonego na przykład z drobin węgla — przerwał, wpatrzony w ekran. — Wokół sfer nie ma wykrywalnego pola magnetycznego. To dziwne. Sądziłem, że może właśnie tego rodzaju pola utrzymują cząstki gazu w równowadze. — Czy sonda może zostać uszkodzona podczas zderzenia?
— Pozwolę sobie zauważyć — z galanterią wtrącił Rombus — że to niemożliwe, gdyż zmniejszyłem jej prędkość, by tego uniknąć.
Fragment hologramu, jak na złość, pociemniał akurat w momencie, gdy otworzył się zbierak do próbek atmosferycznych.
— Przystąpiliśmy do pobrania próbek materii pomiędzy kulami — oznajmił Ib. Po chwili obraz nabrał ostrości, gdy urządzenie się zamknęło. — Pierwsza przegroda pełna. Zmiana kursu w celu zbadania atmosfery.
Gwiezdna przestrzeń wokół sali obróciła się, gdy sonda zmieniała trajektorię lotu. Jeden z ciemnych kręgów wkrótce trafił w centrum pola widzenia. Hebanowa kula rosła i rosła, aż w końcu przesłoniła cały hologram. Rombus włączył główne reflektory próbnika. Dwa pociemniałe snopy światła penetrowały ciemną, wirującą substancję w promieniu kilku metrów. Inny fragment projekcji znów ocieniła szufla, zgarniająca próbki.
— Gromadzimy próbki górnej warstwy atmosfery — poinformował tradycyjnie Rombus. — Kontener drugiej przegrody pełen.
— Wystarczy — rzucił Jag. — Zejdź teraz dwieście metrów niżej, lub więcej, o ile to możliwe. Zbierz więcej tej materii.
— Czynię to z całym spokojem — nie omieszkał zaznaczyć Ib uroczyście.
Otoczyła ich całkowita czerń, jeśli nie liczyć dwóch krążków mętnego światła lamp sondy. Nie sięgało nawet na odległość metra. Na mgnienie oka coś wielkiego stanęło na drodze wysłanego urządzenia. Lecz jajowaty kształt przypominający sterowiec zniknął niemal tak szybko, jak się pojawił.
— Głębokość dziewięćdziesiąt jeden metrów — Ib odczytywał dane. — Zastanawiające. Ciśnienie zewnętrzne jest nieznaczne. O wiele mniejsze, niż przypuszczałem.
— W takim razie schodź niżej — w głosie Waldahudena przebijała niecierpliwość.
Sonda opadała coraz niżej. Światełka na siatce sensorycznej Iba zatańczyły z przerażenia.
— Czujnik ciśnieniowy musiał ulec zniszczeniu. Może przez kolizję z jakimś kawałkiem tej materii. Odczyt nie rejestruje obecności ciśnienia atmosferycznego. Jag podniósł wyższą parę rąk w bezradnym geście.