— Trudno. Napełnij ostatnią komorę na tym poziomie i zawróć do bazy.
Zbierak trzeciego kontenera w ogóle nie znalazł się w zasięgu kamery, gdyż jego otwarcie prawdopodobnie spowodowało wstrząs, który sprawił, że cały obraz wokół pojazdu zadrgał, uniemożliwiając widoczność. — Licznik ciśnienia wewnątrz komór z próbkami również wskazuje grawitację zerową, tak jak i na zewnątrz — zdumienie Iba rosło. — Oczywiście pomiar kontrolują te same mikroprocesory. W każdym razie kontenery powinny być dokładnie wypełnione, jako że przed otwarciem panowała w nich próżnia.
Na wszelki wypadek jednak Rombus dla pewności przetrzymał ostatnią komorę nieco dłużej otwartą. Następnie zamknął ją i skierował próbnik w drogę powrotną na Starplex.
Gdy sonda znalazła się w tunelu wprowadzającym, kontenery z próbkami zostały oddzielone i umieszczone przez roboty na transporterach, te z kolei dostarczyły je na dół, do laboratorium Jaga. W chwilę później zjechał tam windą sam Waldahuden.
Kontenery osadzono na lewarach, zamontowanych w ścianach pomieszczenia. Jeszcze ich nie otwierano. Do podnośników przytwierdzono na razie czujniki i kamery.
Jag rozsiadł się w fotelu — było to autentyczne dzieło waldahudeńskiego rzemiosła, a nie pospolite krzesło ze sztucznego tworzywa — i włączył wysokie, wąskie monitory przed sobą. Otworzył program, wydając polecenia uruchamiające standardową serię testów. Z rosnącym napięciem obserwował wyniki, pojawiające się na ekranie. Spektroskopia: brak danych. Pole elektromagnetyczne: nie wykryto. Wypromieniowanie Beta: nie wykryto. Emisja promieniowania gamma: brak.
Każda następna informacja brzmiała: „brak”, „żadnego”, „brak danych”, „nie wykryto” i tak dalej. Wcisnął guzik, by poznać przynajmniej wagę próbek. Odczyt wskazywał na 12,782 kilograma.
— Centralny Komputer! — rzucił Jag w powietrze. — Sprawdź dokładną masę kontenera na próbki. Ile waży, gdy jest pusty?
— Masa kontenera wynosi dokładnie 12,782 kilograma — zaszczekał Fantom po waldahudeńsku.
Jag zaklął.
— Tenfardint jest pusty!
— Zgadza się — potwierdził wszechobecny FANTOM.
Waldahuden wcisnął następny przycisk, wywołując Iba, którego hologram pojawił się natychmiast nad konsoletą.
— Teklarg! — rzekł, nazywając Rombusa w rodzimym języku. — Sonda, którą wysłałeś, była uszkodzona. Cały zdobyty przez nas zapas próbek w pojemniku drugim zniknął, gdy wracała do bazy.
— Najusilniej proszę cię o wybaczenie, dobry Jagu — odparł Ib, skruszony. — Chętnie poniosę karę za zmarnotrawienie twego cennego czasu, a także wyślę zaraz następny próbnik.
— Zrób to — warknął Jag i jednym ruchem palca przerwał połączenie. Skierował teraz całą uwagę na pierwszy kontener… i doznał szoku, gdy odkrył, że ten również utracił cenny ładunek w drodze powrotnej. — Tandetna ludzka inżynieria! — gderał pod nosem.
Lecz dopiero, gdy dostarczono mu pojemniki z drugiej sondy, wpadł w prawdziwą złość. Wyniki były takie same, łącznie z odczytami nienaturalnie niskiego ciśnienia w trakcie zanurzania się w wielkiej kuli. Jeszcze raz Jag wywołał holograficzny obraz Rombusa.
— Powiadam ci w najlepszej intencji, drogi Jagu, żadna z sond nie wygląda na uszkodzoną czy niesprawną. Plomby kontenerów są nietknięte. Nic nie mogło wypaść z pojemników — tłumaczył łagodnie Ib.
— Mimo to wszystkie próbki, które zebraliśmy, gdzieś wyparowały — parsknął Waldahuden. — Co oznacza… Cóż, to oznacza, że są zrobione z jakiejś niespotykanej substancji. Akurat. Rombus z entuzjazmem zamigotał światełkami. — Doskonała hipoteza! Jag zacisnął szczęki, aż zgrzytnęły zębowe płytki. — Musi istnieć jakiś sposób, żeby sprowadzić nieco tej materii do badań — szczeknął.
— Niewątpliwie już o tym pomyślałeś — odparł Ib — a ja marnuję nasz cenny czas, wspominając o możliwości zastosowania kontenera siłowego. Rozumiesz, podobnego do pojemników, których używa się w laboratoriach do transportu antymaterii. Jag wzniósł górne ramiona.
— To całkiem do przyjęcia. Ale w tym wypadku nie uruchamiaj pola siłowego EM. Zamiast tego użyj sztucznych pól grawitacyjnych, by utrzymać zawartość z dala od wewnętrznych ścian pojemnika, bez względu na zastosowaną prędkość.
— Uczynię tak. Żegnam z uszanowaniem. — Rombus przerwał połączenie.
Kontenerem siłowym posługiwano się z pomocą manipulatorów. Złożony był z ośmiu generatorów antygrawitacyjnych, rozmieszczonych jakby na rogach regularnego sześcianu. Każdy z nich posiadał szeroki wysięgnik o łopatkowatym kształcie, umożliwiający chwytakom podtrzymywanie danego przedmiotu. Pierwszy pojemnik został wstrzelony do jednej z wielkich, szarych kul, a następnie otwarty. Drugi umieszczono w strefie granulkowatego pyłu pomiędzy dwiema sferami. Po wykonaniu zadania obydwa kontenery sprowadzono w pośpiechu na pokład Starplex.
Wreszcie pojemniki z próbkami trafiły do osobnych, wydzielonych komór w laboratorium Jaga. Zastosowanie antygrawu zakończyło się sukcesem: pierwszy z kontenerów rzeczywiście zawierał próbki gazu, wchodzącego w skład kuli. W drugim natomiast stwierdzono obecność kilku przeświecających grudek oraz półprzeźroczysty fragment skały wielkości kurzego jaja. Nadszedł czas, by Jag w końcu mógł odkryć, z jakim zjawiskiem mają do czynienia.
VI
Keith, z rękami na karku, rozsiadł się wygodniej w fotelu, zapatrzony w holograficzną projekcję gwiezdnych przestworzy otaczających stację. Nie miał nic do roboty, przynajmniej dopóki Jag nie zamelduje o otrzymanym wyniku. Rissa nadal pracowała z Drezynką, a dyżur pierwszej zmiany dobiegał końca. Mężczyzna westchnął ciężko — i chyba trochę za głośno, gdyż zwabiło to Rombusa, który bezszelestnie podjechał do stanowiska dyrektora by o czymś podyskutować. Seria światełek przemknęła po okrywającej go siatce.
— Zirytowany? — zapytał głosem translatora.
Keith tylko kiwnął głową.
— Przez Jaga?
Ponowne skinięcie.
— Uprzejmie śmiem zauważyć, że on nie jest taki zły — pocieszał Ib. — Jak każdy Waldahuden, jest stanowczy i wyniosły.
Keith wskazał gestem ręki ukryte za obrazem holograficznego nieba drzwi, którymi wyszedł Jag.
— On zbyt dąży do… do rywalizacji. Do walki.
— To dla nich typowe — odparł Rombus. — W każdym razie dla wszystkich waldahudeńskich mężczyzn. Czy długo przebywałeś na Rehbollo?
— Nie. Choć byłem obecny przy pierwszym kontakcie ludzi z Waldahudenami, zdecydowałem, że lepiej będzie dla mnie trzymać się z dala od Rehbollo. Jak przypuszczam, wciąż… wciąż kipi we mnie gniew z powodu śmierci Saula Ben-Abrahama.
Rombus zamilkł, próbując przyswoić tę wiadomość. Po chwili jego siatka znów zamigotała.
— Nasz dyżur dobiegł końca Keith, przyjacielu. Czy zechciałbyś poświęcić mi dziewięć minut twojego czasu?
Keith wstając wzruszył ramionami. Zwrócił się do reszty obecnych.
— Świetnie się spisaliście. Dziękuję.
Platynowe włosy Lianny zafalowały, gdy z promiennym uśmiechem odwróciła się do Lansinga. Dyrektor wyszedł na chłodny korytarz w towarzystwie jadącego obok Rombusa. Obok nich przeszły dwa smukłe roboty. Jeden niósł tackę zjedzeniem, drugi przeciągał odkurzaczem po podłodze. Keith prywatnie wciąż nazywał je „FARTy” — był to skrót od „FANTOMA Robot Toaletowy”. Waldahudeni z premedytacją ignorowali tego typu określenia, gdy tylko zauważyli, że akronim powstał ze skrótu słów, powszechnie używanych w terminologii FANTOMa.