Выбрать главу

Z przyjemnością wziąłby teraz udział w kilku seminariach z fizyki. Ale z Jagiem — nigdy. Życie jest zbyt krótkie, by tracić czas na bzdury. Miał jeszcze w głowie wykład Rombusa o życiu rodzinnym? Waldahudenów. Nie wiadomo skąd przyszła mu na myśl Rosalind, starsza siostra, a także młodszy brat Brian.

Roz i Brian byli do Keitha podobni — mieli to zakodowane w genach. Keith, jako średni brat, tworzył między nimi coś w rodzaju pomostu. Próbował zacieśnić rodzinne więzy, bo do Keitha należało organizowanie spotkań: przyjęć z okazji urodzin, rocznic ślubu rodziców czy familijnych zjazdów na święta Bożego Narodzenia. Ta cecha, zamiłowanie do umocnienia i zjednoczenia grupy, wprowadzania w niej zgodnej, życzliwej atmosfery wpłynęła na jego dalsze życie. Zorganizował spotkanie absolwentów jego klasy w dwudziestolecie ukończenia szkoły średniej. Kolegów, przybyłych spoza miasta, zakwaterował we własnym domu, przyjmując pod dach gromadę przyjaciół różnych narodowości.

Do diabła. Przecież większość czasu poświęconego karierze zawodowej strawił właśnie na działaniach, mających ugruntować więzy łączące „Wspólnotę. Szukał drogi porozumienia, które ostatecznie utrwali międzyplanetarny sojusz.

Roz i Brian nie musieli się przejmować, kto darzy ich sympatią, a kto nie. Poczucie odpowiedzialności za to, czy między sekcjami panuje zgoda, czy sieć funkcjonuje prawidłowo, czy załoga wywiązuje się z obowiązków, nie wyrywało ich ze snu w środku nocy…

Nie… Roz i Brian prawdopodobnie nie mają żadnych kłopotów z zaśnięciem.

Keith Lansing ułożył się na plecach z ręką wsuniętą pod głowę.

Może to naprawdę niemożliwe. Może pokojowe współistnienie rasy ludzkiej i Waldahudenów nie ma w ogóle racji bytu. Może zbyt się różnią? Lub są zbyt podobni? A może…

Chryste! — jęknął w duchu udręczony mężczyzna. — Byle o tym wszystkim nie myśleć. Byle tylko nie myśleć…

Wyciągnął rękę w kierunku budzika i zsunął plastikową płytkę, odsłaniając mrugające szyderczo oko wyświetlacza.

— O cholera…

* * *

Gdy próbki nieznanej materii znajdowały się już na pokładzie, do Jaga i Rissy, jako kierowników dwóch najważniejszych teraz sekcji naukowych, należało wprowadzenie w życie planu badań. Oczywiście charakter zdobytych próbek warunkował podjęcie dalszych kroków. Gdyby się okazało, że nie posiadają żadnych szczególnych właściwości, Starplex ruszy w dalszą drogę na poszukiwanie istot, które otworzyły skrót. W tej misji biolodzy otrzymają pierwszeństwo. Jeżeli dziwna substancja okaże się faktycznie wyjątkowa, Jag będzie nalegał, aby zatrzymać tu bazę na dłużej w celu dokonania bardziej szczegółowych badań. Wówczas zespół Rissy musiałaby się zadowolić którymś z dwóch statków dyplomatycznych — mógł to być albo Nelson Mandela albo Kof Dagrelo em-Stalsh — by kontynuować poszukiwania obcych.

Następnego ranka Waldahuden nawiązał kontakt z Rissą przez interkom w swoim laboratorium, domagając się natychmiastowego spotkania. Mogło to oznaczać tylko jedno: Jag ma zamiar zażądać bezwzględnego pierwszeństwa dla swojej sekcji w tym przedsięwzięciu. Kobieta odetchnęła głęboko. Szykując się do walki, ruszyła w stronę windy.

* * *

Biuro Jaga zaprojektowano identycznie jak pokój Rissy, z tym, że Waldahuden ozdobił je — o ile to odpowiednie określenie — dziełami sztuki.

Przed biurkiem stały trzy różne krzesła. Jag podobnie jak jego pobratymcy nie cierpiał wytworów masowej produkcji. Świadczyły o tym właśnie owe trzy odmienne modele tego samego mebla, zresztą każdy był jedyny w swoim rodzaju. Rissa wybrała krzesełko środkowe, zasiadając przy pedantycznie czystym biurku kłopotliwego współpracownika.

— Do rzeczy — rozpoczęła bez zbędnych wstępów. — Dokonałeś już analizy, jak sądzę, zdobytych przez nas wczoraj próbek. Z czego są zbudowane kule?

Waldahuden wzruszył obiema parami ramion.

— Nie wiem. Niewielki procent składu próbek stanowią po prostu szczątki materii, unoszące się w całym kosmosie: drobiny węgla, atomy wodoru itp. Lecz główny składnik nie podlega żadnym standardowym testom. Jest niepalny w obecności tlenu i każdego innego gazu. Z tego, co wiem, nie posiada żadnego ładunku elektrycznego. Bez względu na stosowane metody, nie udało mi się oddzielić z tej substancji elektronów, by uzyskać pozytywnie naładowane jądro. Teraz próbki są piętro wyżej, w laboratorium chemicznym, Delacorte chciał rzucić na nie okiem.

— A co z granulkami ze strefy między kulami? — zainteresowała się biolog.

— Pokażę ci… — w szczekaniu Jaga zabrzmiał jakiś niezwykły ton. Opuścili biuro, podążając w dół korytarzem, aż dotarli do odizolowanego pomieszczenia. W środku Jag wskazał ręką oszkloną, sześcienną niszę o metrowej krawędzi. — Oto próbki — rzekł.

Rissa ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w zawartość pojemnika.

— Ta duża… czy rzeczywiście ma płaski spód?

Jag rzucił się do szyby.

— O bogowie… — wykrztusił.

Spory, jajowaty fragment pogrążył się mniej więcej do połowy w dnie komory. Tylko jego kopuła wystawała ponad litą powierzchnię. Waldahuden wytężył wzrok i dostrzegł, że zapada się również kilka mniejszych grudek. Pukając palcem górnej ręki w szkło, liczył pozostałe kawałki. Sześciu brakowało, prawdopodobnie przeszły na wylot przez podłoże. Nie pozostawiły jednak żadnych dziur, jako świadectwa swej ucieczki.

— Właśnie przenikają przez podłogę — rzucił pospiesznie. — Główny Komputer! — krzyknął, wbijając wzrok w sufit.

— Tak? — FANTOM zgłosił się natychmiast. — Wprowadź zero-g w komorze z próbkami. Od zaraz! — Wykonuję.

— Dobra… Nie, moment. Zmień polecenie! Ciążenie co najmniej pięciokrotnie przekraczające standardowe. Póki co, chcę, aby próbki ruszyły w górę nie w dół, kapujesz? Ta grawitacja ma wypchnąć granulki przez strop, jasne? — Wykonuję — odparł FANTOM posłusznie.

Rissa wspólnie z Jagiem oczekiwała na wyniki, z fascynacją obserwując wynurzający się z podłoża spory, jajowaty kawałek skały. Zanim ten niecodzienny proces dobiegł końca, mniejsze granulki materii wychynęły z litego dna oszklonej wnęki, mknąc w stronę sufitu. Zamiast odbić się od stropu rykoszetem, wsiąkały weń powoli, przywodząc na myśl otoczaki, zanurzane w smole.

— Komputer! — rozkazał teraz Jag. — Oscyluj polem grawitacyjnym tak, aby wszystkie fragmenty próbek znalazły się między podłożem a stropem. Wtedy wprowadź zero-g. — Wykonuję.

— Moim zdaniem to coś nieprawdopodobnego — szepnęła Rissa — żeby to przenikało stałą materię ot tak, bez trudu… Jag chrząknął z aprobatą.

— Pierwsze próbki, które pobraliśmy, musiały przejść przez ściany sondy w trakcie lotu, wyrzucone na zewnątrz siłą przyspieszenia w kierunku Starplex.

Dzięki manewrowaniu wewnątrz komory pozornym źródłem grawitacji, FANTOM zdołał w końcu wprowadzić stan swobodnego zawieszenie próbek pomiędzy stropem a dnem. Jednak futro zjeżyło się Jagowi na grzbiecie, gdy ujrzał rezultat kontaktu dwóch pędzących na siebie kawałków obcej materii. Oczekiwał, że zderzą się i odbiją. Tymczasem, w odległości zaledwie kilku milimetrów odchyliły swój tor, nawet się nie muskając.

— Pole magnetyczne — zasugerowała Rissa.

Jag rozłożył dolne ramiona.

— Nic podobnego. To nie ma nic wspólnego z magnetyzmem. Nie wychwytujemy naładowanych cząstek.