Выбрать главу

Każde z ramion czterech emiterów było monitorowane przez Jaga który używał obydwu par ramion. Jeden z chwytaków zacisnął się na półprzejrzystej grudce o centymetrowej średnicy, drugi zgarnął mały fragment podobnych rozmiarów. Następnie, używając przycisków, Jag zbliżył do siebie schwytane kawałki. Operacja przebiegała prawidłowo, dopóki grudki nie zbliżyły się na niewielką odległość. Wtedy żadna, nawet największa, użyta przez Waldahudena moc nie była w stanie pokonać ich oporu.

— Zdumiewające! — mruknął Jag. — Musi tu działać jakaś siła odpychająca, lecz na pewno nie jest to siła magnetyczna. W życiu nie widziałem czegoś takiego.

— Z pewnością właśnie to uniemożliwia zbijanie się granulek gazu — orzekła Rissa. Tym razem Jag wzniósł nad głowę górną parę rąk.

— I ja tak sadzę. Końcowy efekt, czyli chmura pyłu wypełniająca przestrzeń między kulami, jest wynikiem utrzymywania cząstek tej materii siłą wzajemnej grawitacji, lecz nigdy nie zbliżą się one bardziej, niż na pewną określoną odległość.

— Lecz dlaczego siła, która je odpycha, nie sprawia, że po prostu nie rozbiegną się na wszystkie strony? — zapytała Rissa.

— Może zachodzić tu jakiś proces chemiczny. Przypuszczam, że pierwotnie mogły zostać ukształtowane pod wpływem olbrzymiego ciśnienia. A było to ciśnienie zdolne pokonać obserwowane przez nas zjawisko odpychania. W tym wypadku atomy, jako elementy składowe granulek, są nierozerwalnie związane. Jednak jednocześnie dążą do połączenia drobin w większe skupiska. A niech to! — Rissa wstrzymała oddech. — Wiesz, o czym myślę…?

Czworo oczu Waldahudena rozszerzyło się ze zgrozy.

— To Odźwierni! — wychrypiał. — Mieliśmy już okazję oglądać, jak ich broń przerobiła jedną z naszych sond. Gdyby skierowali ją na glob planetarny, wywołałaby skutki, jakie właśnie widzimy… Iście piekielny pomysł na najwyższy wymiar kary… Zniszczyć świat — i do tego wprowadzić siłę, która bezpowrotnie odbierze cząsteczkom szansę na ponowną syntezę i stworzenie nowej planety…

— A teraz mamy tu świeżo otwarty skrót, wiodący prosto do światów Wspólnoty. Jeśli przez niego przeszli… — Rissa nie zdążyła dokończyć, gdyż właśnie w tej chwili zabuczał ekran ścienny Jaga ukazując niemłodą już twarz Cynthii Delacorte.

— Jag słuchaj, to potrafi… — urwała, gdy spostrzegła, że nie jest sam. — O, cześć Rissa. Dzięki za przysłanie do nas tych próbek. Słuchajcie — Czy wiecie już, że to potrafi przenikać stałą materię?

Jag swoim zwyczajem podniósł górne łapy.

— Niewiarygodne, prawda?

Delacorte przytaknęła skwapliwie.

— Jasne. Powiem więcej. To nie jest normalna materia barionowa. Ani tym bardziej antymateria, bo ległyby w gruzach wszystkie nasze dotychczasowe teorie. Jednak podczas, gdy na protony i neutrony składa się potrójna kombinacja kwarków wyższych i niższych, cząsteczki, z którymi mamy do czynienia, tworzą kwarki lśniące i matowe.

— Doprawdy? — podekscytowany Waldahuden ponownie zafalował grzywą sierści.

— Nigdy nie słyszałam o takim rodzaju kwarków — wtrąciła zaintrygowana Rissa.

Jag prychnął z pogardą mierząc ją obraźliwym wzrokiem, lecz Delacorte poparła koleżankę.

— Już od dwudziestego wieku ludzkość znała sześć rodzajów kwarków — wyższe i niższe; górne i dolne oraz obce i powabne. Prawdę mówiąc, sześć było maksymalną liczbą, dopuszczalną przez założenia starego Wzorcowego Modelu fizyki. Zatem z czystym sumieniem zaprzestaliśmy dalszych poszukiwań i, jak się okazało, zrobiliśmy wielki błąd. — Tu spojrzała zjadliwie na Jaga i mówiła dalej. — Waldahudenowie również odkryli tylko sześć rodzajów tych samych kwarków. Lecz Ibowie, w chwili gdy nawiązaliśmy z nimi kontakt, zdawali sobie sprawę z istnienia dwóch następnych. Nazwaliśmy je, ze względu na odmienną połyskliwość, kwarkami lśniącymi i matowymi. Nigdy nie udałoby się ich wyodrębnić podczas rozbicia cząstek normalnej materii, ale mieszkańcy Monotonii zastosowali jedyną w swoim rodzaju metodę, wyrywając cząstki materii z kwantowej fluktuacji. W ich eksperymentach udawało się wyizolować czasem połyskliwe kwarki, lecz wyłącznie w niezwykle wysokich temperaturach. W obecnej sytuacji po raz pierwszy mamy do czynienia z fenomenem naturalnego występowania połyskliwych kwarków.

— To absurd! — rzucił Waldahuden z uporem. — Zauważyłaś, że ten cały fardint nie posiada żadnego ładunku? Czym to wytłumaczyć?

Delacorte niedbale skinęła głową, patrząc na Rissę.

— Elektrony posiadają negatywny ładunek jednostki minus jeden. Kwarki wyższe posiadają ładunek dodatni 2/3 wartości, kwarki niższe ładunek ujemny o wartości 1/3 jednostki. Każdy neutron tworzą dwa kwarki niższe i jeden wyższy, czyli bilans ładunków się wyrównuje. Natomiast proton zawiera jeden kwark niższy i dwa wyższe, więc jest naładowany dodatnio. Dopóki w atomie występuje ta sanna ilość protonów co elektronów, jego ładunek ma wartość obojętną.

Rissa zrozumiała, że wykład starszej uczonej wypada na jej korzyść, więc zachęciła ją gestem, by mówiła dalej.

— Poddana naszym badaniom materia z kwarków połyskliwych składa się z cząstek, które roboczo nazwałam paraneutronami i paraprotonami. Paraneutrony zawierają dwa lśniące kwarki i jeden matowy, a paraprotony dwa kwarki matowe i jeden lśniący. Lecz zarówno matowe jak i lśniące są pozbawione jakiegokolwiek ładunku. Bez względu na kombinację w jakiej występują, jądro pozostaje obojętne. Bez dodatnio naładowanego jądra nie sposób zatem przyciągnąć ujemnych elektronów, czyli kwarkowo-połyskliwy atom jest w istocie czystym jądrem, pozbawionym wirującej, elektronowej otoczki. Rzecz w tym, że połyskliwa materia sama w sobie nie jest elektrycznie obojętna. Powiedziałabym raczej, że jest nieelektryczna, odporna na oddziaływanie elektromagnetyczne.

— Bogowie… — mruknął Jag. — To powinno tłumaczyć, dlaczego przesiąka przez ciała stałe. Prawdopodobnie tym bardziej bez problemu potrafi przeniknąć konglomerat regularnych granulek węgla i wodoru, tworzący obłok gazu i… No jasne! Już wiem, dlaczego w ogóle możemy ją zobaczyć. Czyste połyskliwe kwarki byłyby dla nas niewidzialne, gdyż odbicie lub absorpcja światła zależy od wibracji naładowanych cząstek. W tym wypadku obserwujemy jedynie międzygwiezdny pył uwięziony w polu grawitacyjnym wewnątrz połyskliwej materii, jak piasek w galaretce — przerwał, patrząc uporczywie na ekran. — Niech ci będzie, że nie wchodzi w grę oddziaływanie elektromagnetyczne. Lecz co z siłami nuklearnymi?

— Taka cząstka emituje zarówno silną jak i słabą energię jądrową, lecz są to siły krótkiego zasięgu — odparła Delacorte. — Wątpię, czy zdołalibyśmy doprowadzić do reakcji między nimi a zwykłą materią, chyba że w warunkach nieprawdopodobnie wysokich ciśnień i temperatur.

Jag zamilkł, rozważając przedstawione teorie. Gdy wreszcie się odezwał w jego warknięciach pobrzmiewało przygnębienie. — Ale to przecież nieprawdopodobne — zaoponował niepewnie. — Wszyscy wiemy, że broń Odźwiernych jest zdolna łamać wiązania chemiczne, ale przemiana zwykłej materii i połyskliwą to już jest…

— Broń Odźwiernych?! — wpadła mu w słowo uczona, unosząc w zdumieniu siwe łuki brwi. — Więc po to, według ciebie, stworzono ten fenomen? Nie, nigdy w to nie uwierzę. Musiały minąć tysiąclecia, by tak grube pokłady kosmicznego pyłu przylgnęły do powierzchni sfer. Moim zdaniem obserwujemy zjawisko naturalne.

— Naturalne… — powtórzył jak echo głos translacyjnego implantu, poprzedzony waldahudeńskim szczeknięciem. — Fascynujące. A co z oddziaływaniem grawitacyjnym?

— Cóż… Masa każdego z kwarków połyskliwych przekracza siedemset szesnaście razy masę elektronu, czyli jest o osiemnaście procent wyższa od masy kwarków wyższych i niższych. W związku z tym atom materii połyskliwej jest również nieco cięższy. Dlatego wytwarza silniejsze pole grawitacyjne, niż normalny atom z ta samą liczbą nukleonów. Ale niech mnie diabli jeśli wiem, jaki rodzaj oddziaływania chemicznego zachodzi między połyskliwymi kwarkami — ot co.