Выбрать главу
* * *

Keith leżał w łóżku obok żony. Nie mógł spać — jak zwykle. Ogarnął wzrokiem zarys ciała Rissy w półmroku. Widział, jak kształt wznosi się i opada w rytm łagodnego oddechu.

— Zasłużyła sobie na to… — przyznał w duchu. Po czym odetchnął głęboko, próbując pokonać dławiący gardło lęk przed utratą powietrza. Przywołał w pamięci obraz szczęśliwszych czasów.

Powieki ciemnych oczu Rissy tworzyły piękny łuk, ilekroć zdobyła się na uśmiech. Miała nieduże usta o pełnych wargach. Jej matka była Włoszką, ojciec — Hiszpanem. Po niej odziedziczyła lśniące włosy, po nim — ogniste spojrzenie. Przez całe swoje czterdziestosześcioletnie życie Keith nie spotkał kobiety, która umiałaby w tak doskonały sposób połączyć zmysłowość ze słodką delikatnością.

Kiedy w wieku dwudziestu dwóch lat ujrzał ją po raz pierwszy, w 2070 roku, była dwudziestolatką o nienagannej, pięknie zaokrąglonej figurze. Oczywiście czas zrobił swoje, lecz zachowała świetna kondycję, mimo że proporcje ciała nieco się zmieniły… Cofnijmy się w czasie. Młodemu Keithowi nie przyszłoby do głowy, że czterdziestoczteroletnia kobieta mogłaby wydać się atrakcyjna. A tu — proszę, niespodzianka. Mimo upływu czasu… mimo, że dwadzieścia lat małżeństwa powinno osłabić jego reakcje, nie mógł powstrzymać dreszczu podniecenia widząc żonę w jakiejś niecodziennej sytuacji. Nieważne, czy chodziło o sprawę niezwykłej wagi, czy o jej nową garsonkę… czasem wystarczyło po prostu, by ułożyła włosy w inny sposób, by zapierało mu dech w piersiach… Do tego…

„Do tego…” Keith boleśnie odczuwał spustoszenia, będące skutkiem mijających nieubłaganie lat. Tracił włosy. O, tak. Stosowano przecież „kuracje”… Jakby coś tak naturalnego, jak męska łysina potrzebowało kuracji! W takim przypadku „kuracja” była tylko dowodem próżności i głupoty. W końcu któż mógłby wyobrazić sobie poważnego naukowca z bujną czupryną. Od badaczy w średnim wieku wręcz wymagano, by byli łysi. Stało się to stereotypem w niektórych książkach.

Ojciec Keitha zawsze wyróżniał się grzywą czarnych włosów, dopóki nie został zamordowany w wieku pięćdziesięciu pięciu lat. Dyrektor Lansing nieraz tworzył w wyobraźni swój wizerunek po regeneracji fryzury, lecz z drugiej na tak idiotyczną myśl o tym dostawał gęsiej skórki.

Wciąż miał w pamięci Mandy Lee — gwiazdę holowizji, w której totalnie się zadurzył jako niespełna dwudziestoletni szczeniak. Wówczas nie pojmował jeszcze, że kobieta to coś więcej niż olbrzymie piersi, choć żadna z jego rówieśniczek jeszcze ich nie miała… Był to zakazany owoc, symbol obcego młodzieńcowi świata dorosłych. Hmm…to właśnie walory fizyczne sprawiły, że Mandy została ochrzczona „Systemem gwiazdy podwójnej” w którymś z holowizyjnych kanałów. Lecz czar prysł z chwilą gdy Keith odkrył, że jej piersi są sztuczne. Odtąd nie potrafił już obserwować Mandy bez wyobrażania sobie implantów skrytych pod jedwabistą alabastrową skórą i pooperacyjnych blizn (choć wiedział oczywiście, że chirurgiczne laserowe skalpele nie pozostawiają nawet śladu). Prędzej go szlag trafi, niż pozwoli dokonać jakichś sztucznych zabiegów na swojej głowie… Lecz również prędzej go szlag trafi, niż pozwoli na komentarze w stylu: „Hej, ten gość to prawdziwa łysa pała!”

I oto mamy Rissę Cervantes i Keitha Lansinga: wciąż zakochanych, jednak już bez tej młodzieńczej pasji, dającej pełne zaspokojenie i odprężenie. Do tego…

Do tego, psiakrew, niedługo miał skończyć czterdzieści sześć lat. Będzie nieubłaganie starzał się, łysiał, siwiał — i do końca życia nie będzie już z żadną inną kobietą, wspominając trzy (tylko!), jakże nieudolne, randki z czasów szkolnych i studenckich. Miał trzy kobiety nie licząc Rissy — w sumie cztery Wypada mniej więcej jedna na dziesięć lat… Chryste, westchnął, nawet Waldahuden może policzyć moje partnerki na palcach jednej ręki.

Keith zdawał sobie sprawę, że powinien odegnać precz takie myśli. Przecież wiedział, że wraz z Clarissą osiągnęli to, czego większość ludzi może im jedynie pozazdrościć: postać miłości, która wzrastała i dojrzewała w nich w mirę upływu lat, silny, pełen ciepła związek, gwarantujący poczucie bezpieczeństwa. I do tego…

Do tego była jeszcze Lianna Karendaughter. Podobnie jak Mandy Lee, ideał piękna z jego młodzieńczych lat, Lianna posiadała wyrazisty azjatycki typ urody. Azjatki miały w sobie coś, co Keitha zawsze intrygowało. Nie wiedział, ile Lianna ma lat, lecz bez wątpienia była młodsza od Rissy. Jako dyrektor stacji Keith mógł oczywiście zbadać dane personalne dziewczyny, lecz obawiał się tego robić. Na miłość boską, mogła mieć tylko trzydzieści lat… Trafiła na pokład Starplex podczas ich ostatniego pobytu w Tau Ceti obecnie zaś, będąc kierownikiem korpusu Operacji Wewnętrznych, często całymi godzinami towarzyszyła Keithowi na mostku. Co więcej, ku jego zaskoczeniu, bez względu na to, ile czasu razem spędzili, zawsze żałował w duchu, że trwało to tak krótko.

Jeszcze nie popełnił żadnego głupstwa. Doprawdy, nic nie wymknęło się spod kontroli, był o tym święcie przekonany. Zawsze, tak jak i teraz, dokonywał ścisłej samoobserwacji. Nie był ślepy na to, co się dzieje. Nadszedł kryzys wieku średniego, a wraz z nim lęk przed utratą męskiej witalności. A jakiż może być lepszy sposób na odegnanie podobnych obaw, niż pójście do łóżka z piękną, młodą kobietą? Próżne fantazje. To pewne.

Przekręcił się na swoją stronę łóżka, zwrócony plecami do Rissy podkulił kolana pod brodę. Nie chciał czymkolwiek jej zranić. Z drugiej strony, gdyby się nigdy o niczym nie dowiedziała…

Chryste, facet, zejdź na ziemię. Oczywiście, że to odkryje. Jak spojrzysz jej potem w oczy? A Saul, twój syn? Co powiesz, gdy staniecie twarzą w twarz?

Lansing widział już niegdyś błaganie w oczach syna, widział pełne furii spojrzenie poparte histerycznym krzykiem, nigdy jednak Saul nie odsunął się od ojca z odrazą…

Gdyby tylko mógł zasnąć. Żeby tylko choć na chwilę mógł przerwać tę udrękę. Keith leżał, patrząc w ciemność szeroko otwartymi oczami.

* * *

Gdy Rumowy Jeździec bezpiecznie spoczął w doku, Butlonos odpłynął po zasłużony posiłek. Jag powrócił na mostek. Waldahuden wciąż utrzymywał wyprostowaną pozycję pomagając sobie laską, ozdobioną oryginalnym, zawiłym ornamentem — lepsze już to, niż poruszanie się na czterech kończynach w obecności ludzi. Keith, Rissa, Thor i Lianna mieli całą noc na sen, a Rombus? Cóż, Ibowie tego nie potrzebowali, co podwajało i tak bardzo długi czas ich aktywności życiowej. Jag zazwyczaj składał meldunek, stojąc przed dwoma rzędami stanowisk operacyjnych, lecz tym razem dokuśtykał na koniec sali i zasiadł w środkowym fotelu na galerii dla audytorium zmuszając pozostałych do obrócenia pulpitów w jego stronę. Keith wpił w Jaga wyczekujące spojrzenie.

— I jak? — zagadnął.

Waldahuden przez chwilę porządkował myśli. Wreszcie poszczekując rozpoczął, poprzedzając raport krótkim wstępem.

— Jak wiadomo, przynajmniej niektórym z was, gwiazdy, w zależności od wieku, dzielimy na trzy kategorie. Do najstarszych we Wszechświecie zaliczamy gwiazdy pierwszej generacji, prawie całkowicie złożone z wodoru i helu — dwóch pierwiastków początkowych. Mniej niż 0,02% ich masy stanowią atomy pierwiastków cięższych oraz cząstki, powstałe podczas procesów, zachodzących we wnętrzu gwiazdy. Gdy gwiazda pierwszej generacji przechodzi w nową lub supernową, elementy ciężkie mieszają się z obłokami międzygwiezdnego pyłu. Ponieważ gwiazdy drugiej generacji powstają właśnie z tych gazowych obłoków, ponad jeden procent ich masy stanowią metale. W tym wypadku — „metale” oznaczają, rzecz jasna, pierwiastki cięższe od helu. Trzecia generacja — to obiekty jeszcze młodsze. Należą do niej słońca planet naszej Wspólnoty i wszystkie rodzące się współcześnie gwiazdy. Oczywiście wciąż istnieją wokół nas nieliczni przedstawiciele generacji pierwszej i ogromna ilość gwiazd należących do generacji drugiej. Gwiazdy trzeciej generacji składają się z metali w około dwóch procentach. — Jag zawiesił głos i powiódł wokół spojrzeniem, zatrzymując przez chwilę wzrok na twarzy każdego z obecnych.