Dotychczas bumerangi udostępniły dwadzieścia jeden dodatkowych punktów przerzutowych w promieniu 375 lat świetlnych od każdego z trzech zamieszkałych światów. Początkowo sektory te były badane przez małe statki zwiadowcze. Członkowie Wspólnoty zdali sobie jednak sprawę, że niezbędne jest rozpoznanie o szerszym zasięgu. Dokonać tego mógł wyłącznie gigantyczny statek baza, przesyłający na bieżąco wyniki badań. Nie służyłby tylko jako stacja przekaźnikowa w trakcie wstępnej, decydującej eksploracji nowego sektora, ale w razie potrzeby miał sprawować funkcję ambasady całej Wspólnoty.
W ten sposób, w roku 2093 powstał Starplex. Sponsorowany przez trzy planety Unii, zbudowany w stoczniach orbitalnych Rehbollo pojazd był największą konstrukcją, jaką kiedykolwiek stworzyła każda z inteligentnych ras w celu eksploracji kosmosu. Statek miał 290 metrów średnicy, wysokość siedemdziesięciu pokładów, pojemność 3,1 miliona metrów sześciennych. Stanowił przestrzeń życiową tysiącosobowej, mieszanej załogi, posiadał też hangary dla pięćdziesięciu czterech pomocniczych jednostek o różnym przeznaczeniu.
Starplex przemierzył obszar 368 lat świetlnych galaktyki na północ od Monotonii, badając okolice nowo uaktywnionego skrótu. Najbliżej położona gwiazda, oddalona o ćwierć roku świetlnego, była subgigantem klasy F. Nie posiadała systemu planetarnego, otaczały ją tylko cztery pasy asteroidów. Tak daleka, bezprecedensowa misja — i żadnych istotnych obserwacji astronomicznych, ani śladu jakichkolwiek obcych sygnałów radiowych… Członkowie załogi postanowili rozszerzyć program badawczy. Następny bumerang powinien w ciągu siedmiu dni osiągnąć ceclass="underline" dotrzeć do skrótu, oddalonego o 376 lat świetlnych od Rehbollo. Zadaniem Starplex będzie zbadanie tego sektora. Wszystko przebiegało zgodnie z planem — do czasu…
— Lansing, musisz mnie wysłuchać.
Keith Lansing, schodzący właśnie zimnym korytarzem, westchnął i zatrzymał się. Naturalny głos Jaga brzmiał jak szczekanie psa, przeplatane od czasu do czasu syknięciami i warknięciami, wtrącanymi dla zachowania rytmu wypowiedzi. Ton słów płynących z translatora, przełożonych na angielski ze staromodnym brooklyńskim akcentem, brzmiał niewiele lepiej: był szorstki, opryskliwy, irytujący.
— O co chodzi, Jag?
— O podział uprawnień i wyposażenia na pokładzie Starplex — zaszczekał Jag. — Jest niesprawiedliwy i ty jesteś temu winien. Żądam, abyś to naprawił przed następnym skokiem. Z premedytacją ignorujesz sekcję fizyków, dając przywileje biologom.
Jag był Waldahudenem, kudłatą, świniopodobną kreaturą o sześciu kończynach. Gdy na Rehbollo dobiegła końca ostatnia epoka lodowcowa, czapy polarne na biegunach rozpuściły się, zatapiając kontynenty, i pokryły siecią rzek ocalałe resztki lądów. Przodkowie Waldahudenów przystosowali się do ziemnowodnego trybu życia. Warstwa tłuszczu i gęste, brunatne futro stanowiły dla ich ciał naturalną izolację przed chłodem i lodowatym nurtem rzek, w których żyli. Keith wziął głęboki oddech i spojrzał na Jaga. — To obcy, wbij to sobie do głowy… Inny sposób myślenia, inne obyczaje.
— Nie mówię, że ten podział jest sprawiedliwy — zaczął pojednawczym tonem, lecz Jag natychmiast mu przerwał.
— Dajesz pierwszeństwo sekcji nauk przyrodniczych, bo jesteś związany z osobą stojącą na jej czele — zaszczekał.
Keith zdobył się na półuśmieszek, wbrew narastającej fali niepohamowanej wściekłości.
— Rissa stawia mi nieraz całkiem przeciwne zarzuty. Ma mi za złe, że ograniczam jej uprawnienia i opóźniam postęp badań, spełniając twoje zachcianki.
— Ona tobą manipuluje, Lansing. Ona…zaraz, jak brzmi to wasze przysłowie? Ona „owinęła sobie ciebie wokół małego palca”.
Mężczyznę ogarnęła nieodparta ochota, by pokazać Jagowi pewien gest innym palcem. Oni wszyscy są tacy — pomyślał z odrazą. Cała planeta kłótliwych, szukających guza, wyszczekanych świń. Ostatnim wysiłkiem woli stłumił niecierpliwość.
— Czego ty właściwie chcesz, Jag?
Waldahuden podniósł lewą, wyżej umieszczoną rękę i znacząco przytknął toporne, włochate paluchy do prawego, górnego ramienia.
— Dwie dodatkowe sondy wyłącznie na użytek misji badawczych prowadzonych przez sekcję fizyki. Dodatkową bazę danych w pamięci Centralnego Komputera do dyspozycji astrofizyków. Powiększenie personelu o dwadzieścia osób.
— Rozszerzenie stanu personalnego jest niemożliwe — zareagował natychmiast Keith. — Nie mamy pomieszczeń, żeby ich zakwaterować. Zobaczę, co się da zrobić w sprawie twoich pozostałych żądań. — Po krótkiej pauzie dorzucił: — A tak na przyszłość… Dobrze by było, Jag, gdybyś wbił sobie do głowy, że o wiele łatwiej mnie przekonać, nie mieszając do sprawy mojego życia prywatnego.
Jag warknął gniewnie.
— Wiedziałem! — głos translatora oddawał gniewną irytację. — Wiedziałem, że opierasz decyzje na osobistych odczuciach, a nie na słuszności argumentów. Doprawdy, nie nadajesz się na stanowisko dyrektora.
Keith czuł, że za chwilę eksploduje. Jeszcze trzymał nerwy na wodzy, zamknął oczy, próbując przywołać w wyobraźni jakąś uspokajającą wizję. Spodziewał się ujrzeć twarz swojej żony, lecz obraz w jego umyśle zajęła pewna azjatycka ślicznotka, dwadzieścia lat młodsza od Rissy. Tego było już za wiele. Błyskawicznie otworzył oczy.
— Słuchaj, ty… — wykrztusił drgającym z wściekłości głosem. — Gwiżdżę na to, czy ci się podoba czy nie, że właśnie mnie wybrano na dyrektora. Grunt, że jestem dyrektorem Starplex, i mam zamiar nim być przez najbliższe trzy lata. Nawet gdybyś znalazł sposób, żeby usunąć mnie ze stanowiska przed tym terminem, obowiązuje prawo rotacji, w myśl którego moim następcą będzie przedstawiciel rasy ludzkiej. Jeżeli dopniesz swego, albo tak mi zaleziesz za skórę, że zrezygnuję z własnej woli — i tak będziesz składał meldunki przed człowiekiem, a któremuś z nas właśnie ty… — tu Keith ugryzł się w język, by nie dodać „ty świnio”, i dokończył — …właśnie ty możesz nie przypaść do gustu. Skończyłem.
— Ta postawa potwierdza twoją nieodpowiedzialność, Lansing. Żądałem środków zaradczych, mając na celu tylko dobro naszej misji.
Człowiek westchnął z rezygnacją. Czuł się już za stary na próżne gadanie.
— Bez dyskusji, Jag. Otrzymałeś moją odpowiedź. Zrobię, co w mojej mocy.
Dwie pary nozdrzy Waldahudena gniewnie zadrgały.
— Jestem zdumiony — szczeknął. — Nawet Królowa Trath zawsze wierzyła, że możemy współpracować z ludźmi.
Stwór okręcił się na czarnych kopytach i pomaszerował w dół korytarza, nie mówiąc już ani słowa.
Keith stał bez ruchu jeszcze dwie minuty, robiąc ćwiczenia oddechowe, dla uspokojenia rozszalałych nerwów. Po czym ruszył wzdłuż zimnych ścian w kierunku windy.
Na pokładzie Starplex Keith Lansing i jego żona Clarissa Cervantes zajmowali standardowy apartament, przystosowany do potrzeb przedstawicieli ludzkiego gatunku. Pomieszczenie składało się z salonu, wygiętego na kształt litery L, sypialni, małego gabinetu z dwoma biurkami oraz dwóch łazienek: jednej z wyposażeniem przeznaczonym dla ludzi i uniwersalnej, zaopatrzonej w przybory niezbędne dla innych ras. Kuchni nie przewidziano, lecz Keith, który był zawołanym kucharzem, jakoś przemycił na pokład niewielki piecyk, by nie rozstawać się ze swym hobby.