— Nadlatuje niezidentyfikowany statek — oznajmił FANTOM.
— Jest! — krzyknęła van Hausen wskazując na punkt w pobliżu gwiazdy. — Dopiero co wyszedł spoza fotosfery.
Główny komputer oznaczył obcy pojazd maleńkim czerwonym trójkątem. Tak niewielki obiekt byłby niewidoczny z tej odległości.
— Może to po prostu łącznik? — zaryzykował Pucharek. Jego głos podbarwiono charakterystycznym akcentem z odcieniem londyńskiego slangu.
— Wykluczone — kategorycznie stwierdziła kobieta. — Jest co najmniej wielkości naszego patrolowca.
— Może warto przyjrzeć się mu bliżej? — zamigotał pytająco Pucharek. Sterujący stacją Ib obrócił Starplex tak, aby sensory optyczne siedemnastego pokładu były wycelowane w nadlatującego intruza. W czworokątnej ramce ukazał się powiększony obraz obiektu, oświetlonego z jednej strony przez zielone słońce. Ciemny zarys drugiej strony jego sylwetki otaczało szmaragdowe halo.
Pucharek zwrócił się do Kreeta, Waidahudena siedzącego na prawo od niego.
— Kształt centralnego silnika wygląda znajomo. Przypomina wzory waldahudenskie, nieprawdaż?
Kreet był święcie przekonany, że każdy wyrób jego rasy, czy to statek, czy budowla, czy jakikolwiek pojazd, powinien być w każdym calu niepowtarzalny. Waldahudenowie nie uznawali produkcji masowej, więc bez przekonania wzruszył czworgiem ramion. — Może tak, może nie — mruknął.
— Denno, czy nadają jakiś sygnał rozpoznawczy? — zapytał Ib.
— Nawet gdyby nadawali, zostałby zagłuszony przez emisję szumów gwiazdy — stwierdziła van Hausen.
— Mimo to spróbuj, proszę, nawiązać kontakt z tym statkiem.
— Transmituję. Lecz wciąż znajdują się w odległości ponad pięćdziesiąt milionów klików od naszej bazy — zauważyła uczona. — Upłynie co najmniej sześć minut, zanim doczekamy się odpowiedzi, do tego… O mój Boże!. — słowa uwięzły jej w gardle.
Drugi pojazd wychynął spoza gwiezdnego horyzontu. Wielkością przypominał pierwszy wehikuł, lecz posiadał odmienny, bryłowaty kształt. Mimo to charakterystyczna konstrukcja centralnego silnika sugerowała waldahudeńską robotę. — Lepiej sprowadźmy tu Keitha — zamigotał Pucharek.
— Dyrektor Lansing wzywany na mostek! — przekazał niezwłocznie Ib przy stanowisku OpW.
— Spróbuj nawiązać kontakt także z drugim statkiem — rzekł Pucharek do Denny.
— Rozkaz — kobieta rzuciła okiem na ekran. — I… dobry Jezu! Równie dobrze mogę od razu nadawać do trzeciego!
Istotnie, po tej samej trajektorii co poprzednie maszyny nadlatywał trzeci pojazd. W połowie lśnił szmaragdowym blaskiem światła gwiazdy, odbitym od polerowanego metalu, w połowie skryty był w mroku. W chwilę później pojawił się statek czwarty… i piąty. — To już cała cholerna armada! — zaklęła van Hausen.
— Waldahudenów to są statki na pewno — kwaknął Melonogłowy, wychylając mordkę ze swojego basenu, umieszczonego po lewej stronie stanowiska fizyka. — Oznaczenia dysz odrzutowych najbardziej charakterystyczne.
— Ale czego tu szuka pięć… sześć… osiem! Osiem waldahudeńskich statków? — zaniepokoił się Pucharek. — Denno, czy wiesz już, dokąd one zmierzają?
— Zakreślają paraboliczną trajektorię wokół gwiazdy — kobieta zerknęła na przyrządy. — Trudno powiedzieć, gdzie mają zamiar dotrzeć, lecz aktualne położenie Starplex oscyluje w granicach ośmiu stopni od ich przewidywalnego kursu.
— Po nas oni przylatują — zaćwierkał Melonogłowy. — My powinniśmy…
W tym momencie na tle okalającego salę hologramu błysnął otwór drzwi. Do środka wpadł nieogolony, rozespany Keith Lansing.
— Wybacz tak wczesną pobudkę… — Pucharek odtoczył się ze stanowiska, przekazując miejsce dyrektorowi — … lecz mamy towarzystwo.
Keith podziękował łbowi skinieniem głowy i zaczekał, aż wielofunkcyjny fotel wynurzy się z komory pod podłogą. Już w chwili opuszczania zapadni przed konsolą, siedzenie dostosowało swój kształt do ludzkiej sylwetki. Dyrektor mógł zająć swoje stałe miejsce. — Próbowaliście nawiązać z nimi kontakt? — zagadnął.
— Tak jest — zameldowała Denna. — Jednak najbliższą odpowiedź możemy odebrać za czterdzieści osiem sekund.
— To statki Waldahudenów, o ile mnie wzrok nie myli? — upewnił się Lansing. Podnośnik uniósł całe stanowisko operacyjne na wymaganą przez niego wysokość.
— Na to wygląda — pospieszył z odpowiedzią Pucharek. — Choć, oczywiście, waldahudeńskie statki są przedmiotem handlu na terenie całej Wspólnoty. Nie możemy mieć żadnej pewności, kto stanowi ich załogę. Keith przetarł zaspane oczy.
— Jakim sposobem tyle maszyn dotarło tu bez naszej wiedzy? — mruknął z zadumą.
— Musiały wyjść ze skrótu w tej samej chwili, gdy straciliśmy go z pola widzenia za tarczą zielonej gwiazdy — stwierdził bez wahania Ib.
— Chryste, no jasne! — Lansing błyskawicznie otrząsnął się z resztek snu. Zerknął na odczyt sprawdzając, kto sprawuje kontrolę nad każdym ze stanowisk. — Dwukropek, sprowadź tu Jaga.
Macki Iba przy pulpicie OpW śmignęły do przyrządów. Czas mijał.
— Kanał łączności przejął. Teraz przypada dla Jaga cykliczny okres snu — oznajmił wreszcie Dwukropek.
— Zlekceważ to — Keith zmarszczył brwi. — Ściągnij go tutaj natychmiast. Denno, jest jakaś odpowiedź na nasze sygnały? — Żadnej.
Dyrektor podniósł wzrok na wyświetlacze cyfrowych zegarów na tle migoczącego gwiazdami holo.
— W każdym razie już czas na następną zmianę — burknął pod nosem i zwrócił się do Iba. — Wezwij cały sztab dowodzenia.
— Sztab zmiany alfa wzywany na mostek — nadał zaraz Dwukropek. — Lianna Karendaughter, Thorald Magnor, Rombus, Jag i Clarissa Cervantes proszeni o natychmiastowe stawienie się na głównych stanowiskach.
— Dziękuję — Lansing odetchnął. — Denno, otwórz teraz jeden kanał dla wszystkich nadlatujących statków. — Gotowe. — Dyktuję: „Mówi G. K. Lansing, Dyrektor jednostki badawczej Starplex, należącej do Wspólnoty Zjednoczonych Planet. Przedstawcie cel waszego przylotu.”
— Nadaję — van Hausen manipulowała przy konsoli. — Dystans pomiędzy nimi a naszą bazą gwałtownie się zmniejsza. Jeżeli zareagują na twoje ostatnie wezwanie otrzymamy odpowiedź za niecałe trzy minuty.
Drzwi sali rozsunęły się akurat w tej części hologramu, która w ramce ukazywała powiększony obraz nadlatujących intruzów. Do środka wkroczył Jag. Nie zdążył nawet wyszczotkować futra. — Coś się stało? — szczeknął.
— Może tak, może nie — Keith przyglądał mu się badawczo. — Osiem waldahudeńskich statków leci prosto na Starplex! Może coś o tym wiesz? Lekceważący ruch czworga ramion. — Tyle co nic. — Odmawiają odpowiedzi na nasze wezwania, do tego…
— Powiedziałem, że nie mam o tym pojęcia — warknął Waldahuden, odwrócił się i odnalazł wzrokiem zaznaczony fragment holo. Każde z jego oczu niezależnie śledziło inny pojazd.
— Jaki to rodzaj statków? — dociekał Lansing. — Statki zwiadowcze?
— Niewykluczone. Na to wskazuje ich rozmiar — z namysłem odparł Jag.
— Ilu jest członków załogi na pokładzie każdego z nich? — drążył Keith.
— Pojazdy kosmiczne to nie moja specjalność — odszczeknął Jag.
Dyrektor zmierzył wzrokiem Waldahudena przy stanowisku nauk biologicznych.
— Hej, ty tam — Kreet, czy jak cię tam zwą? — Ilu waszych może być w każdej maszynie?