Выбрать главу

Patrolowce Starplex rozpierzchły się na wszystkie strony, byle dalej od nadciągających strumieni. Zanim Waldahudeni zorientowali się w swoim położeniu, ich formacja wypadła z kursu i weszła w strefę zakłóconej grawitacji. Keith z zapartym tchem obserwował, jak statki floty agresora łamią szyk, zakreślając chaotyczne, zygzakowate linie.

Pasma rosły z zaskakującą prędkością. Lansing nadal nie mógł się pogodzić z faktem istnienia makroorganizmów, żyjących swobodnie w kosmosie. Lecz rzeczywista obecność gigantycznych istot, poruszających się z dowolną prędkością wedle własnej woli, mówiła sama za siebie…

Podkomendni Gawsta zrozumieli, że wpadli po uszy. Nietrudno było przewidzieć, czym grozi szarża na Starplex. Jeden ze statków zboczył z toru po karkołomnej krzywej i salwował się ucieczką. Drugi myśliwiec, chcąc pójść w jego ślady, odpalił dysze hamujące, które zabłysły czterema rubinowymi punktami na tle czerni. Wtedy matmaci rozpoczęli polowanie, wyciągając ku obcym żwirowe macki.

Gdyby statki użyły hipernapędu, miałyby szansę na ocalenie. Lecz siła ciążenia zielonej gwiazdy wspomagana skutecznym, choć słabszym źródłem grawitacji emitowanym przez matmatów, wykluczały taką możliwość.

Myśliwce na końcu klucza dzieliła od wypustek ciemnej materii odległość zaledwie kilku kilometrów. Keith zdrętwiał, gdy ujrzał na własne oczy, jak w jednej z macek otwiera się szczelina i obcy pojazd znika w tumanie żwiru.

Za pomocą hipotetycznego schematu Thor przedstawił pozycję myśliwca wewnątrz strumienia brył. Macka znieruchomiała i zaczęła się cofać, porywając uwięzionych w jej wnętrznościach Waldahudenów…

Wkrótce uderzyła następna, pożerając pierwszą z brzegu maszynę. Trzeci statek podjął próbę desperackiej eskapady. Lansing dostrzegł krótki błysk odbezpieczonej blokady, odrzucającej w przestrzeń zbędny balast uzbrojenia. Matmaci nieubłaganie kontynuowali pościg.

W tym samym czasie dwa strumienie ciemnej materii, powracające po schwytaniu swych ofiar, jednocześnie skręciły się i wygięły w łuk niczym jadowite węże.

Trzeci myśliwiec został schwytany i szary paluch skurczył się, unosząc go w swym wnętrzu. Dwie mordercze macki sunęły teraz w stronę waldahudeńskiego krążownika, aby odciąć mu drogę ucieczki. Tylko piąty szturmowiec zdołał umknąć ze strefy zagrożenia, choć serce Keitha załomotało, gdy ujrzał, że Rissa z Butlonosem ruszyli w pościg za zbiegiem. Dyrektorowi mignęła przed oczami twarz syna. — Przecież to jeszcze dzieciak… — pomyślał. — Duży dzieciak, pomimo swych dziewiętnastu lat i koziej bródki… Jak bardzo załamałby się na wieść, że matka zginęła w bitwie?

Wężowe wypustki ciemnej materii były coraz bliżej. Zaczynały już otaczać podwójną pętlą największy pojazd agresorów. Jednocześnie macka, która połknęła ostatnią ofiarę, śmignęła naprzód jak bicz. Myśliwiec, przelatujący w jej zasięgu, został zmieciony i koziołkując runął w przestrzeń. Błysnęły punkciki żaru wspomagających dysz odrzutowych ACS, lecz na ratunek było za późno. Szaleńcza rotacja wytrąciła pojazd z równowagi… Keith znieruchomiał z otwartymi ustami. — Dobry Boże…!

Impet uderzenia rzucił statek prosto w kierunku zielonej gwiazdy.

Maszyna dryfowała w próżni obracając się bezwładnie, a dystans dzielący ją od słonecznej korony malał z zastraszającą szybkością. Wreszcie pilot zdołał opanować stery, lecz statek zanadto się zbliżył do pałającej kuli o średnicy 1,5 miliona kilometrów. Protuberancje bluznęły w stronę nadlatującego pocisku, który wyparował w górnych warstwach atmosfery… Lansinga przeszył mimowolny dreszcz. — Rombus, zawracamy naszą flotę! — zawołał. — Otwieram kanał łączności.

— Wracać na Starplex! — krzyczał dyrektor. — Do wszystkich patrolowców! Natychmiast wracać do bazy!

Po odebraniu polecenia cztery jednostki błyskawicznie zmieniły kurs. Tylko jeden wciąż ścigał uparcie swoją zwierzynę. — Rissa! — wrzasnął Keith rozpaczliwie. — Wracaj! Nieoczekiwanie drugi bicz ciemnej materii smagnął nocne niebo, ciskając następnego intruza w stronę ognistego piekła. Lansing niespokojnie kręcił głową to w prawo, to w lewo. Przerażonym wzrokiem śledził na ekranie dwie, rozgrywające się w tym samym czasie, tragedie. Statek Rissy oddalał się coraz bardziej od Starplex, gnając na oślep za przeciwnikiem, a nieszczęsny waldahudeński myśliwiec, pędził na łeb na szyję ku nieuchronnej zagładzie.

Rumowy Jeździec pikował śrubą, spadając na wrogów. Broń podwładnych Gawsta była bezsilna wobec nieuchwytnego prześladowcy, gdyż ogień sprzężonych działek laserowych przeważnie chybiał celu, lub odbijał się od ekranów ochronnych patrolowca. Wtem desperacka obrona została przerwana. Załoga waldahudenskiej jednostki musiała struchleć ze zgrozy na widok makabrycznego spektaklu, transmitowanego na monitorach.

Los pchniętego bezlitosną macką statku był przesądzony. Załodze udało się jeszcze wystrzelić szalupy ratunkowe, lecz słaby ciąg silników nie zdołał wynieść kapsuł na gwiezdną orbitę. Zapewne ostatnim obrazem, jaki malował się przed oczyma umierających Waldahudenów były klepsydrowate plamy na oślepiającym kręgu słońca; grafitowoszare kleksy w rozszalałym oceanie płynnego jadeitu.

„PDQ” i „Dakterth” powracały do bazy. Musiały dokonać podejścia od góry albo z dołu, aby uniknąć kontaktu z aureolą ostrych, lodowych odłamków wokół Starplex. Rombus za pomocą wysięgników ściągnął pojazdy na tarczę centralnego dysku. Nie było mowy o wprowadzeniu ich do śluzy. Uniemożliwiał to wirujący gradowy pierścień — lecz po obydwu stronach głównego elementu stacji zamontowano klamry bezpieczeństwa do awaryjnego cumowania statków. Rumowy Jeździec nie przerywał polowania. Keith schylił się nad mikrofonem.

— Rissa! — wrzasnął rozdzierająco. — Na Miłość Boską. Rissa wracaj!

Laser Rumowego Jeźdźca nieoczekiwanie wypalił. Zgodnie z instrukcją FANTOM podkreślił na holo trajektorię promienia, który ciął gwiezdną przestrzeń jak błyskawica. Rissa trafiła w cel bezbłędnie, odcinając główny silnik od kadłuba maszyny jednym płynnym pociągnięciem. Oderwany fragment z rozprutym zbiornikiem poszybował w noc. Otaczał go rozpylony obłok wyciekającego paliwa, tworzący wokół cylindra szmaragdowy nimb.

W ułamku sekundy niebo rozświetlił oślepiający błysk, który przyćmił nawet upiorne światło zielonego słońca. Nadtopiony silnik eksplodował. Butlonos z miejsca wykręcił po zawrotnej krzywej i umknął przed rozrastającą się kulą plazmy. Po czym, kierując się wiązką naprowadzającą triumfalnie ruszył w stronę Starplex. Waldahudeński pojazd, pozbawiony dysz napędowych, oddalał się szerokim łukiem, niezdolny do jakiegokolwiek manewru.

I znów żwirowy palec przeszył firmament, posyłając jeszcze jeden myśliwiec w śmiertelną podróż. Gdy statek przelatywał obok, Keith dostrzegł głębokie wyrwy, ziejące w osłonie kadłuba — ślady po wysadzonych celowo fragmentach obudowy. Załoga wolała zakończyć życie w kosmicznej próżni niż ugotować się żywcem w tyglu słonecznego pieca.

Tymczasem rozprawa matmatów z waldahudeńskim krążownikiem dobiegała końca. Dwa strumienie, splecione przed dziobem giganta, zaczęły wirować coraz szybciej wokół wspólnej osi, tworząc soczewkowatą spiralę o kształcie formującej się galaktyki. FANTOM zlokalizował aktualną pozycję statku, porwanego przez jedno z ramion wirującej masy. Obroty przyspieszały do chwili, gdy spłaszczony krąg cisnął maszynę w przestrzeń, jak dyskobol miotający dyskiem. Największa z jednostek wroga odzyskała sterowność zanim uderzyła w słońce. Nawigator zaczął korygować kurs, kierując białe płomienie dysz odrzutowych w kierunku zielonego słońca. W tym samym momencie gigantyczna protuberancja wystrzeliła ponad fotosferę i strawiła statek.