— Cztery patrolowce są bezpiecznie przypięte do pancerza bazy — zameldował Rombus. — Rumowy Jeździec przybędzie za jedenaście minut. Z piersi Keitha wyrwało się ciężkie westchnienie.
— Doskonale… Teraz musimy przetransportować ewakuowanych z dolnych segmentów. Zaczynamy?
— Właśnie wjeżdża ostatnia winda — odparła Lianna. — To potrwa jakieś trzydzieści sekund.
— W porządku. Przełącz dolne pokłady na zero-g, zanim dotrze tam woda. Thor, wstrzymaj rotację Starplex. — Rozkaz.
— Dyrektorze, statek Gawsta wciąż jest przyczepiony do naszej stacji — wspomniał Rombus. — Zakleszczył chwytak na powierzchni obudowy. Keith zachichotał pod nosem.
— Nieźle… Mamy jeńca wojennego — mruknął i dodał głośno. — Dobra robota. Thor, Lianna, Rombus — jesteście wspaniali — przerwał tknięty nagłą myślą. — Dzięki Bogu matmaci stanęli po naszej stronie. Sądzę, że nigdy nie zaszkodzi podtrzymywać kontakt z istotami tworzącymi przeważającą część wszechświata, dlatego… — Jezu… — usłyszeli tragiczny jęk Thora.
Lansing poderwał głowę. Spojrzał na twarz oficera… i na ekran. Radość okazała się przedwczesna. Macki ciemnej materii sunęły w kierunku Starplex. — Teraz kolej na nas — zamigotał Ib.
— Przecież dowodzimy potęgą niezrównanie większą od wszystkich waldahudeńskich statków razem wziętych — zaoponował pilot po krótkim namyśle. — Może nie dadzą rady usmażyć nas na tej gwiezdnej patelni… Rombus z miejsca pozbawił goi złudzeń.
— Tylko jedna trzecia matmatów uczestniczyła w ataku na siły Waldahudenów. Gdyby wszyscy stanęli przeciwko nam… FANTOM, czy istnieje taka możliwość? — Tak.
— Przywołać Kocie Oko — rozkazał Keith niespokojnie. — Lepiej z nim porozmawiam. Ib dostroił aparaturę i zamrugał siatką sensoryczną.
— Ustalam wolną częstotliwość… Nadaję… Żadnej odpowiedzi. Dyrektor pochylił się w stronę pilota. — Thor, spływajmy stąd… — Kurs…?
— Kierunek skrót — odparł Keith bez zastanowienia, lecz zaraz oprzytomniał. Przecież mordercze macki już interweniowały w strefie pomiędzy Starplex a niewidzialnym punktem transferu.
— Stop! Zmień to — rzucił pospiesznie. — Leć w przeciwnym kierunku. Trzymaj kurs jak najbliżej zielonej gwiazdy. Poprowadź stację wokół niej. FANTOM, ściągnij tutaj Jaga.
— Zakazał mu pan opuszczać ten pokój, dyrektorze — przypomniał bezbarwny głos komputera.
— Wiem. Daję ci nowe instrukcje. Sprowadź go tutaj, i to zaraz. Minęła dłuższa chwila, zanim FANTOM przekonał Jaga. — Jest w drodze — rzekł wreszcie.
— Masz jakiś pomysł? — zagadnął dowódcę Rombus. Palce ciemnej materii nadlatywały z trzech stron, zamykając się wokół Starplex niczym pięść, zgniatająca robaka.
— Wiem, jak się stąd wydostać… O ile ten sposób nas nie zabije.
Na tle nieba błysnęła szczelina drzwi. Do środka wszedł Jag. Początkowo na pysku Waldahudena malował się wyraz pokory. Niewątpliwie śledził przebieg bitwy od początku do końca i był mimowolnym świadkiem zagłady swoich pobratymców. Mimo to, gdy popatrzył na Keitha, w jego głosie odezwała się dawna, lekceważąca nuta. — Czego chcesz? — spytał nieufnie.
— Chcę… — odparł zimno dowódca, trzymając nerwy na wodzy — … puścić Starplex wokół orbity zielonej gwiazdy. Dotrzemy do skrótu okrężną drogą. — Dobry Boże… — Thor pomyślał, że się przesłyszał. Chrząknięcie Jaga było równie wymowne.
— Czy taki manewr jest realny? Jakie są szansę powodzenia? — dyrektor wyczekująco patrzył na naukowców.
— Nie… Nie wiem — zawahał się fizyk. — W normalnych warunkach dokładne obliczenia zajęły by mi kilka godzin.
— Masz do dyspozycji nie godziny, a minuty — uciął Keith. — Czy są szansę powodzenia? — powtórzył z naciskiem. — Nie wiem… Tak… Chyba tak. Lansing zerknął w stronę basenu. — Melonogłowy! Przywróć do sieci stanowisko Jaga.
— Tak jest — delfin plusnął pod wodę, a Waldahuden zasiadł na swym stałym miejscu.
— Centralny Komputer — szczeknął. — Wyświetlić krzywą kursu na monitorze.
— Nie przysługuje ci prawo wydawania komend poza pasmem osobistym — oznajmił beznamiętnie FANTOM.
— Polecenie anulowane — Keith wpisał nowe instrukcje. — Areszt domowy zawieszony aż do odwołania. Żądany schemat pojawił się na ekranie.
— Magnor! — Jag zerknął na pilota spod przymrużonych powiek. — Tak?
— Mamy najwyżej dziesięć minut zanim nas dopadną. Będziesz musiał odpalić wszystkie dysze kadłubowe. Przetwórz, projekcję mojego szóstego monitora na zapis o większej czułości.
— W porządku — ruda czupryna sternika pochyliła się nad pulpitem.
— Dasz radę utrzymać ten kurs? — spłaszczony palec Waldahudena sunął wzdłuż krzywej na wykresie lotu. — Masz na myśli sterowanie ręczne? — Jak najbardziej. Nie mamy czasu na programowanie trasy. Wahanie pilota nie trwało nawet sekundy. — Więc ja… Jasne, że dam radę — wyrzucił jednym tchem. — Więc zrób to. Zaczynaj natychmiast. Thor zwrócił na dowódcę pytające spojrzenie. — Dyrektorze…?
— Ile mamy czasu do przycumowania Rumowego Jeźdźca na powierzchni dysku? — Lansing oderwał wzrok od ekranu. — Cztery minuty… — padła odpowiedź Rombusa.
— Nie mamy czasu, żeby na nią czekać — wpadł mu w słowo Waldahuden.
Keith zrobił gwałtowny ruch w stronę Jaga, jakby chciał rzucić mu się do gardła. Opanował się w ostatniej chwili.
— Są inne propozycje? — powiódł spojrzeniem po obecnych.
— Mogę przytrzymać Rumowego Jeźdźca promieniem traktorowym — zamigotał pospiesznie Ib. — Co prawda, nie zdołam wprowadzić go do śluzy dopóki nie pokonamy skrótu. Możemy jednak holować statek do samego portalu, a Butlonos jest na tyle doświadczonym pilotem, że z pewnością dokona transferu. — Zrób tak — Lansing odetchnął. — Thor, ruszamy. Starplex zakreślił łuk w kierunku zielonej gwiazdy. — Silniki na pełną moc — pilot przystąpił do akcji.
— Pozostał jeszcze jeden problem do rozwiązania… — Jag zatrzymał spojrzenie na twarzy dyrektora. — Istnieje szansa, że zdołam przeprowadzić stację przez skrót. Lecz nie mamy czasu na transfer pod ściśle sprecyzowanym kątem, a uszkodzenie hiperskopu na poziomie siedemnastym nie pozwala mi ustalić punktu wyjścia. To może być gdziekolwiek…
— Wkrótce „gdziekolwiek” będzie oznaczać „z pewnością lepiej, niż tutaj” — odparł Keith bez namysłu. — Po prostu wyciągnij nas stąd.
Starplex rozpoczął dramatyczny rajd wokół zielonego słońca. Ponad połowę wielkiego hologramu zajmował łuk szmaragdowej półkuli. Detale ziarnistej powierzchni i klepsydrowate plamy rysowały się coraz wyraźniej. Mniejszy fragment projekcji spowijały obłoki gazu, zaś w tle pęczniały macki ciemnej materii, przesłaniając część nieboskłonu.