— Minie co najmniej pół godziny, zanim będzie można to zrobić — przypomniała Lianna.
Lansing zagryzł wargi i pomyślał o żonie. Jeśli zaginęła, na rozwiązanie zagadki pozostały mu te wszystkie miliardy lat, jakie ma przed sobą. Popatrzył na plamki galaktycznego światła bujające w otchłani. Nie miał pojęcia, w którym kierunku obrócić wzrok, na czym skoncentrować myśli… Czuł się nieprawdopodobnie mały, nieważny i niewiarygodnie samotny. Na hologramie nie widniał żaden punkt zaczepienia; nic konkretnego, nic określonego. Jedynie otchłań… Wszechogarniająca, miażdżąca pustka.
Nagle obok, po lewej stronie rozległ się dziwny dźwięk. Coś, jakby zdławiony psi kaszel, który FANTOM przełożył jako „wyrażanie krańcowego zdumienia”. Keith z miejsca obrócił się w stronę astrofizyka i na widok Waldahudena opadła mu szczęka.; Jeszcze nigdy nie widział, żeby futro Jaga wyczyniało coś podobnego… — O co chodzi? — zagadnął. — Ja… Ja już wiem, gdzie jesteśmy — wychrypiał Jag. Keith uniósł brwi. — Taak?
— Zdajesz sobie sprawę, że w okolicy Drogi Mlecznej i Andromedy istnieje około czterdziestu mniejszych galaktyk, związanych z nimi grawitacyjnie, prawda? — Grupa Lokalna — burknął Keith zirytowany.
— Właśnie — podchwycił Waldahuden. — Zatem rozpocząłem od poszukiwań pewnych zjawisk, charakteryzujących Grupę Lokalną, takich jak superjasny S Doradus w Wielkim Obłoku Magellana. Bez rezultatu. Wobec tego przewertowałem katalog najbliższych, pozagalaktycznych pulsarów — oczywiście odpowiednich wiekowo — i użyłem ich niepowtarzalnych impulsów radiowych do sprecyzowania własnego położenia… — Tak, tak — przerwał niecierpliwie człowiek. — I co?
— I obecnie najbliżej nas znajduje się ta galaktyka… — Jag wycelował palec w maleńki punkt na hologramie pod swoimi stopami — Jest oddalona o mniej więcej pięćset tysięcy lat świetlnych stąd. Zidentyfikowałem ją jako CGC 1008. Posiada kilka wyjątkowych cech.
— Dobra — przerwał mu ostro Keith. — Jesteśmy pół miliona lat świetlnych od CGC 1008. Do rzeczy. Co oznacza odległość od CGC 1008 od Drogi Mlecznej dla nas, astrofizycznych matołów?
Jag wykrztusił kilka stłumionych, ledwie słyszalnych szczęknięć.
— Jesteśmy… — wydukał głos translatora — …sześć miliardów lat świetlnych od domu.
— Sześć… miliardów?! — Thor gwałtownie odwrócił się twarzą do Waldahudena. Jag bezradnie podniósł górną parę rąk. — Taka jest prawda — odparł zrezygnowany.
— To… To wprost nie mieści się w głowie — jęknął Lansing. Waldahuden powtórzył swój gest… — Sześć miliardów lat świetlnych — mruknął. — Sześćset tysięcy razy więcej, niż średnica Drogi Mlecznej. Dwa tysiące siedemset razy więcej, niż odległość od Drogi Mlecznej do Andromedy — łypnął na Keitha. — Dla was, w języku astrofizycznych matołów, bardziej, niż cholernie daleko…
— Czy możemy stąd zobaczyć Drogę Mleczną? — spytał dyrektor. Jag rozłożył ramiona jak wiatrak.
— O, tak — szczeknął cicho. — Tak, doprawdy. Centralny Komputer! Powiększ sektor 112.
Błękitna obwódka zakreśliła fragmencik sferycznego holo. Jag opuścił stanowisko i ruszył w tym kierunku. Przez moment mrużąc oczy kontemplował sytuację.
— Tutaj — dźgnął palcem w ekran. — Tak, to tutaj. A tuż obok — Andromeda. A to jest M 33, trzecia pod względem wielkości galaktyka Grupy Lokalnej. Rombus z zakłopotaniem zamrugał światełkami.
— Najmocniej błagam o wybaczenie, lecz musiała zajść jakaś pomyłka. To nie są galaktyki spiralne. Bardziej przypominają dyski.
— Ja się nie mylę — warknął Jag. — To Droga Mleczna. Tyle, że jesteśmy oddaleni o sześć miliardów lat świetlnych i widzimy ją tak, jak wyglądała sześć miliardów lat temu. — Wiesz, co mówisz? — wpadł mu w słowo Keith.
— Jak najbardziej. Kiedy tylko pulsary wskazały mi w przybliżeniu właściwy kierunek, bez trudu zidentyfikowałem galaktykę Drogi Mlecznej, Andromedy i tak dalej. Obłoki Magellana są zbyt młode, by ich światło dotarło tak daleko. Jednak gromady kuliste zawierają prawie wyłącznie stare gwiazdy pierwszej generacji i udało mi się rozpoznać określone skupiska, powiązane zarówno z Drogą Mleczną, jak i z Andromedą. Wiem, co mówię. Ten soczewkowaty dysk to nasz rodzinna Galaktyka.
— Przecież Droga Mleczna ma ramiona spiralne — zaoponowała Lianna. Jag spojrzał na nią wyniośle.
— Tak, Droga Mleczna niewątpliwie ma dzisiaj ramiona spiralne. I nie mam też wątpliwości, że gdy była sześć miliardów lat młodsza nie miała ramion spiralnych. — Jak to możliwe? — Thor nie krył zdumienia.
— To intrygujące pytanie — odparł waldahudeński astrofizyk. — Osobiście byłem przeświadczony, przyznaję, że nasza Galaktyka już w połowie swego obecnego wieku posiadała spiralny kształt…
— W porządku — uciął Keith. — Droga Mleczna w pewnym momencie wygrała ramiona na loterii…
— Wcale nie w porządku! — zaperzył się Jag. — To faktycznie nie ma żadnego sensu. Nigdy nie stworzyliśmy wiarygodnego modelu, motywującego formowanie się spiralnych ramion. Większość hipotez bazowała na różnicach obiegu — gwiazdy bliższe centrum galaktyki robią kilka okrążeń, gdy gwiazdy na dalekich orbitach kończą zaledwie jeden obrót wokół jądra. Lecz ramiona, powstałe w taki sposób były by fenomenem tymczasowym, trwającym nie więcej, niż miliard lat. Och… W ogóle powinniśmy odnotować najwyżej kilka takich galaktyk, a mamy prawo sądzić, że na każde cztery wielkie galaktyki przypadają aż trzy spiralne — ten współczynnik potwierdzają aktualne obserwacje. Galaktyki eliptyczne powinny zdominować spiralne liczbowo, a jest dokładnie na odwrót. — Zapewne gdzieś w teorii tkwi błąd. Jag wzniósł górną parę rąk na znak zgody.
— Otóż to — przytaknął. — My, astrofizycy, od stuleci łamaliśmy sobie głowę nad stworzeniem modelu, nazwanego „modelem zagęszczenia fal”, aby wyjaśnić obfitość galaktyk spiralnych we wszechświecie. Głównym założeniem były zakłócenia falowe w formie spirali, która przepływa środkiem galaktycznego dysku, ciągnąc za sobą gwiazdy — porwane, czy nawet uformowane przez wir. Jednakże ta teoria nigdy nie odniosła pełnego sukcesu. Po pierwsze nie tłumaczy wielkiej różnorodności form spiralnych. Po drugie, nie daje odpowiedzi, skąd biorą początek owe domniemane „zagęszczone fale”. Wybuchy supernowych czasem się nakładają. Lecz w modelu można równie łatwo doprowadzić do wzajemnej anihilacji połączonych eksplozji, jak przekształcić energię wybuchu w źródło fal dalekiego zasięgu. — Jag odetchnął. — Mieliśmy także inne problemy z modelami ukształtowania naszej galaktyki. W roku 1995 ziemscy astronomowie odkryli, że odległe galaktyki, których wiek w chwili obserwacji wynosił zaledwie dwadzieścia procent aktualnego wieku wszechświata, wirują w tempie porównywalnym z szybkością obrotów Drogi Mlecznej. Innymi słowy dwa razy szybciej, niż zakłada teoria dla galaktyk w tym wieku. Keith namyślał się przez chwilę.
— Jeżeli to, co właśnie widzimy, jest zgodne z prawdą — rzekł głośno — galaktyki spiralne, podobne do naszej, musiały ewoluować z prostego dysku, prawda? Powtórny, twierdzący ruch kończyn Waldahudena.
— Prawdopodobnie. Wasz uczony Edwin Hubble wychodził z założenia, że narodziny każdej galaktyki biorą początek od pierwotnego sferycznego skupiska gwiazd. Stopniowo rozkręca się ono w spłaszczony dysk, a następnie rozwija ramiona, które z czasem otwierają się w przestrzeni coraz dalej i dalej. Aczkolwiek posiadamy teraz naoczny dowód, że taka ewolucja ma faktycznie miejsce — tu wskazał gwiezdny dysk wewnątrz fluoryzującej ramki — wciąż nie umiemy wytłumaczyć, dlaczego to zachodzi i dlaczego formy spiralne w ogóle przetrwały.