Выбрать главу

Ib zaczął odpalać sondy, lecz wkrótce okazało się, że przenikają albo do gromady kulistej, albo do innego regionu kosmosu, gdzie na niebie króluje kolista mgławica.

— W zasięgu tego punktu transferowego istnieją tylko dwa aktywne skróty — stwierdził Rombus. — Nasz pierwszy próbnik na szczęście powrócił. Trafił na jedną z dwóch szans.

— Nie mamy większego wyboru, co? — mruknął dyrektor. — Tutaj — peryferia czarnej dziury w międzygalaktycznej przestrzeni. Tam — wnętrze gromady kulistej lub towarzystwo pierścieniowej mgławicy. — Nie! — szczeknął Jag. — Co „nie”? — Nie… Nie możemy zdać się na ten wybór. Lansing odetchnął z ulgą. — Świetnie. Dlaczego nie? — jego głos był pełen nadziei.

— Ponieważ Bogini Aluwialnych Osadów jest moją patronką — palnął Waldahuden ze śmiertelną powagą. — Ona mnie nie opuści!

Keith oklapł. Ugryzł się w język, żeby ochłonąć zanim powie coś paskudnego.

— Musi istnieć droga powrotna — perorował natchniony Jag. — Przybyliśmy tu, zatem trzeba nam stąd zawrócić. Podołamy temu, jeśli tylko… — Szybkość! — wrzasnęła Lianna. Lansing spojrzał na nią zdumiony. — Szybkość! Przeszliśmy przez portal z ogromną szybkością… — tłumaczyła pospiesznie. — Być może zakres prędkości w chwili rozpoczęcia transferu decyduje, do której grupy skrótów będziesz mieć dostęp. Zawsze dokonywaliśmy transferu przy stosunkowo niskich prędkościach, aby uniknąć wstrząsów. Poza tym skrót trzeba przejść na ślepo, nie wiedząc co się znajduje po drugiej stronie. Jednak tym razem wpadliśmy do portalu przy ciągłej ułamkowej prędkości światła. Może w ten sposób otworzyliśmy przejście na inny poziom skrótowej sieci…

Keith wbił wzrok w Jaga. Waldahuden z dezaprobatą wzniósł wszystkie cztery górne kończyny.

— To równie dobre wytłumaczenie, jak każde inne — burknął.

— Rombus, wystrzel następną sondę — zdecydował dyrektor. — Opracuj długą trajektorię, aby zdołała rozwinąć prędkość, równą prędkości Starplex w momencie transferu. Ustal dokładną szerokość i długość, odpowiadającą punktowi, z którego wyszliśmy. — Czynię to z nieziemską rozkoszą — obwieścił Ib. Wystrzelony próbnik pomknął w przestrzeń, rozpędził się i przeszył skrót. Wszyscy zamarli z zapartym tchem. Nawet pompa Rombusa, działająca niezależnie od bąbla, chroniącego krystaliczny mózg najwyraźniej wyczuła, że dzieje się coś ważnego. Jej centralny otwór tymczasowo wstrzymał stały rytm otwierania, rozciągania, kurczenia i zamykania.

Sonda powróciła. Macki Iba śmignęły po pulpicie konsoli, wydając przy tym głośne plaśnięcia. Wnętrze obszaru ogrodzonego ramką, wypełnił obraz zarejestrowany przez próbnik. Thor uśmiechnął się od ucha do ucha.

— Już straciłem nadzieję, że znów będzie mi dane oglądać to cudo! — huknął i dźgnął paluchem w stronę holo zielonej gwiazdy. Lansing westchnął przeciągle. Kamień spadł mu z serca.

— O dzięki… — wydyszał. — Dzięki Bogini Aluwialnych Osadów.

— Zgodnie z zapisem hiperskopowym sondy, matmaci odsunęli się od portalu na znaczną odległość — zameldował Rombus.

Znakomicie — Keith zatarł ręce. — Thor, lecimy do domu. Prowadź nas kursem, który omówiliśmy wcześniej. Chcę zamienić słówko z Kocim Okiem…

XXI

Starplex gnał przez międzygalaktyczną otchłań w kierunku skrótu. W trakcie podejścia statek — mikroskopijny wśród ogromu pustki — rozwijał coraz większą szybkość, Thor podtrzymywał silniki na pełnych obrotach. W chwili dotknięcia portalu liliowy pierścień przepuścił stację, która przemierzyła sześć miliardów lat świetlnych — 60 000 000 000 000 000 000 000 kilometrów — w mgnieniu oka. Zebrani na mostku urządzili spontaniczną owację, gdy na kulistym hologramie znów zamigotały niezliczone krocie gwiazd. Keitha zapiekły oczy jak wtedy, kiedy ostatnim razem powracał na Ziemię.

Thor bez zwłoki przystąpił do ręcznego nastawiania przyrządów. Nie monitorowali zielonej gwiazdy na tyle długo, by obliczyć trajektorię jej oddalania się od skrótu, więc orientacja pilota co do jej położenia była niezbyt dokładna. Jednak wkrótce naprowadził statek na paraboliczny kurs, opracowany przez Lansinga. Parabola zakreślała szerszy łuk niż poprzednio, wykluczając niebezpieczeństwo płynące z bliskiego sąsiedztwa szmaragdowego słońca, dominującego na firmamencie.

— Skan transpondera Rumowego Jeźdźca — polecił dyrektor.

— Rozkaz — Lianna dostroiła aparaturę. — Przykro mi, Keith — rzekła po chwili. — Tu nic nie ma.

Lansing zacisnął powieki. Przecież mogła się uratować, przekonywał sam siebie, mogła przedostać się do innego portalu… mogła…

— Impulsy tachionów! — zamigotał Rombus, co FANTOM przełożył jako okrzyk.

Keith okręcił się z fotelem, aby spojrzeć na skrót, który właśnie ogromniał w opływający purpurą kształt — klasyczny zarys poprzecznego przekroju statku Wspólnoty. — To Rumowy Jeździec! — ryknął Thor.

— Nadchodzi sygnał. — Lianna sięgnęła do przycisków i hologram uszczęśliwionej twarzy Rissy wypełnił przestrzeń w ruchomej ramce.

— Czołem, przyjaciele! — zawołała Rissa. — To dopiero spotkanie! — Rissa! — Keith zerwał się na równe nogi. — Cześć kochanie — jego żona uśmiechnęła się promiennie.

— Rombus! Czy mogą do nas przycumować na linii kursu, którym lecimy? — zapytał Lansing gorączkowo. — Mogą. Jeśli ich wezmę na hol promieniem traktorowym. Mężczyzna rozciągnął usta w uśmiechu. — Proszę, zrób to!

— W porządku, koledzy — przekazał Ib. — Szykujcie się na przyjęcie chwytaka. Szary pysk Butlonosa wyskoczył tuż za projekcją Rissy.

— My gotowi jesteśmy! — zakwilił delfin radośnie. — Do domu wracamy! — Chwyt zamknięty — oznajmił pilot. Dyrektor odzyskał spokój i przeszedł do następnej kwestii. — Thor — zagadnął — czy masz namiary na Kocie Oko?

— Tak. Jest około dziesięciu milionów klików przed nami. Po lewej stronie, mniej więcej na godzinie dziewiątej od zielonej gwiazdy.

— Zlokalizowałam wolną częstotliwość w paplaniu matmatów na wypadek, gdybyś chciał z nim mówić — podsunęła Lianna. — Ktoś musi mieć ostatnie słowo.

— Doskonale — zgodził się Keith. — Trzymaj połączenie. Gdy tylko Rissa wejdzie na pokład, będę chciał wznowić kontakt.

— Wprowadzimy Rumowego Jeźdźca do śluzy numer siedem w ciągu mniej więcej trzech minut — poinformował Ib.

Lansing prawie wyłaził ze skóry. Próbował zabić czas sprawdzając raporty o stanie prac, lecz jego umysł nie rejestrował sensu słów. Nadszedł wreszcie upragniony moment. Rozstąpił się holograficzny nieboskłon i w drzwiach stanęła Rissa, podświetlona blaskiem z korytarza. Keith podbiegł do żony, padli sobie w objęcia i ucałowali się. Reszta zespołu na mostku uczciła jej powrót gromką owacją. Chwilę później w jednym z dwu odkrytych basenów wynurzył się Butlonos. Rissa uklękła przy krawędzi zbiornika i poklepała jego wypukłe czoło.

— Dzięki, że przytargałeś nas całych i zdrowych do domu, stary — mruknęła. Keith przystanął obok nich i w kilku słowach nakreślił sytuację.

— Robimy szybką paraboliczną rundę. Nie podejrzewam, żeby matmaci tym razem zdołali nas dorwać, lecz chcę nawiązać z nimi łączność — dowiedzieć się, dlaczego, do wszystkich diabłów, nas zaatakowali.