Выбрать главу

Matmat uległ pewnej deformacji w momencie wejścia, gdy obrzeża skrótu zacisnęły się wokół niego. Było to zjawisko całkowicie naturalne i nie miało znaczenia dla solidnych pojazdów. Jednak istotę z ciemnej materii tworzył wyłącznie gaz — co prawda egzotyczny, złożony ze lśniących kwarków, lecz mimo wszystko gaz. Waldahuden obawiał się również, że młode zostanie przepołowione, jak podczas naturalnego procesu reprodukcji. Niespodziewany podział byłby z pewnością fatalny w skutkach, lecz struktura matmata okazała się nad podziw wytrzymała.

Wreszcie potomek matmatów zakończył transfer. Skrót ponownie się skurczył i zapadł w zwykły stan utajonej egzystencji. Jag poganiał Butlonosa, żeby przeskoczyli na drugą stronę już zaraz, natychmiast i obejrzeli rezultat swych starań. Ale zarówno oni, jak i Melonogłowy na „PDQ” musieli odczekać parę godzin, aby uniknąć kolizji z matmatem, czy choćby uderzenia fali jego potężnej grawitacji.

Dopiero gdy wysłana sonda potwierdziła bezpieczeństwo transferu, Butlonos zaprogramował komputer na lot powrotny. Rumowy Jeździec pierwszy zanurkował przez skrót.

Jag potrzebował kilku minut, żeby oswoić się z widokiem, jaki ujrzał po drugiej stronie. Młode było tam, gdzie powinno — w porządku. Starplex również. Lecz ze wszystkich stron napierali na niego matmaci, a sam statek, całkowicie pozbawiony oświetlenia, wyglądał na wymarły…

XXIV

Skrót błysnął liliową plamką radiacji Soderstroma, która przeszła w rosnący, purpurowy krąg. Wynurzyła się pierwsza z antygrawitacyjnych boi, naprędce skonstruowanych na Starplex. Potem następne, jedna za drugą, pomknęły przez nieboskłon jak pociski. Do tej pory konwojowały młodego matmata, lecz gdy dokonały transferu przed nim, zostały oddzielone od holowanej masy i wystrzeliły naprzód. Wkrótce wybrzuszył się pod naporem globu i pierścień purpury na niebie znów zaczął rosnąć.

Na mostku Starplex Thorald Magnor wydał gromki okrzyk na wiwat, zawtórowały mu głosy setek członków załogi, którzy obserwowali spektakl przez okna stacji lub na monitorach.

Kocie Oko i kilkudziesięciu innych, dorosłych matmatów podpłynęło bliżej skrótu, nawołując swego potomka. Przez głośniki na mostku FANTOM nadawał przekład mowy Kociego Oka, lecz wiele słów nie miało odpowiedników. Przywódca matmatów nie ograniczał własnego słownictwa do kilkuset pojęć, opracowanych z Rissą i Hekiem.

— Idź naprzód… Śmiało… do… Tu jesteś… a my… chodź… szybko… Nie… Naprzód… Naprzód…

Rombus wykorzystał strefę czujników pierwszego pokładu do monitorowania wyłaniającego się młodego, które jak dotąd samo nie wyemitowało ani słowa, przynajmniej nie na częstotliwościach w pobliżu pasma dwudziestu jeden centymetrów. Lianna Karendaughter smutno pokręciła głową. — Porusza się całkiem bezwolnie. Musi być martwy. Keith zacisnął szczęki. Jeżeli mały umarł, cały trud poszedł na marne.

— Niewykluczone — zaoponował, próbując przekonać bardziej siebie niż Liannę — że pojedynczy matmat nie potrafi się poruszać we własnym zakresie. Być może musi zsynchronizować swoje przyciąganie i odpychanie z resztą grupy, a wciąż jest od niej zbyt oddalony.

— Naprzód… — nadawał wytrwale Kocie Oko. — Naprzód… Śmiało… chodź do… Jesteś… Naprzód…

Lansing w życiu nie słyszał, by ktoś próbował pokonać skrót w tak żółwim tempie. Cała frajda polegała właśnie na tym, aby wpaść do skrótu jak burza, wyzwać los, poczuć dotknięcie magii, zachować jej niepowtarzalny urok.

Młode zakończyło transfer. Skrót zmalał, lecz po chwili, pulsując lekko, wyrzucił kolejno pozostałe boje antygrawitacyjne. Matmat bezwładnie oddalał się od skrótu. Nadal nic nie… — Gdzie… Gdzie…

Ciszę przerwał głosik z francuskim akcentem. Fantom, w przypływie rzadkiej inwencji, nadał słowom istoty dziecięce brzmienie. — W domu… z powrotem… Thor znów wydał grzmiący okrzyk radości. — Żyje! — wrzasnął na całe gardło. Oczy Keitha zaszły mgłą. Lianna otwarcie płakała. — Żyje! — wykrzykiwał pilot.

Młode żyło, a jakże. Samodzielnie ruszyło na spotkanie Kociego Oka i reszty rodziny. W głośnikach rozległo się wezwanie przywódcy matmatów. — Kocie Oko do Starplex. Lansing włączył mikrofon. — Tu Starplex, odbiór.

Przed odpowiedzią nastąpiła nieco dłuższa przerwa, jakby matmat szukał sposobu, aby wyrazić swoje uczucia, korzystając tylko z ubogiego słownika. Wreszcie powiedział po prostu: — Jesteśmy przyjaciółmi. Dyrektor uśmiechnął się od ucha do ucha. — Jasne. Jesteśmy przyjaciółmi — potwierdził.

— Dziecko straciło wzrok — rzekł Kocie Oko. — Wróci znów… do normy, lecz czas jest niezbędny. Czas i nieobecność światła. Zielona gwiazda błyszczy. Nie tutaj, gdy dziecko wróciło. Lansing skwapliwie przytaknął.

— Możemy zbudować drugą osłonę, żeby ochronić dziecko przed promieniami zielonej gwiazdy. — Więcej — odparł matmat. — Wy.

— No tak… oczywiście. — Keith najwyraźniej się speszył. — Lianno, zgaś reflektory zewnętrzne, uprzedź załogę i wyłącz światło we wszystkich pokojach z oknami. Jeśli ktoś będzie potrzebował oświetlenia, musi najpierw zasłonić szyby. Piękną twarz Lianny opromienił uśmiech. — Rozkaz.

Starplex pogrążył się w mroku, a społeczność olbrzymich istot popłynęła w kierunku bazy i cudem odzyskanego potomka.

* * *

„PDQ” wypadł ze skrótu w ślad za „Rumowym Jeźdźcem”. Statki pomknęły łukiem w stronę śluz cumowniczych po otrzymaniu komunikatu, zapewniającego ich załogi, że na Starplex wszystko w porządku. Gdy tylko Rumowy Jeździec bezpiecznie osiadł w doku Jag wypadł na zewnątrz i pobiegł na mostek.

* * *

Gdy wkroczył do pomieszczenia, dyrektor właśnie rozmawiał z Kocim Okiem, lecz zaraz odwrócił się i spojrzał na Waldahudena.

— Dziękuję ci, Jag — rzekł poważnie. — Bardzo ci dziękuję. Fizyk bez słowa skinął głową. Przez głośniki płynął głos matmata. — My do was nieprawidłowo. „Źle — sprostował w myśli Keith. — Źle nas potraktowali”.

— Wy — ciągnął matmat — musieliście przejść punkt, który nie jest punktem z wielką prędkością. — O, nie było tak źle — oświadczył Lansing, urodzony dyplomata — ponieważ dzięki temu ujrzeliśmy naszą grupę setek milionów gwiazd.

— Nazywamy taką grupę — FANTOM przetłumaczył nowy sygnał — galaktyką. — Znacie pojęcie galaktyka? — Keith osłupiał. — Tak. Wiele gwiazd, odseparowanych.

— Zgadza się — Lansing podjął przerwany wątek. — No cóż… Skrót przeniósł nas w miejsce, odległe stąd o sześć miliardów lat. To znaczy, że ujrzeliśmy naszą galaktykę tak, jak wyglądała sześć miliardów lat temu. — Rozumiemy patrząc wstecz — odparł Kocie Oko. — Pamiętacie?! — Pamiętamy. Keith był pod wrażeniem.

— Fascynujące… — wykrztusił. — Sześć miliardów lat temu Droga Mleczna miała całkiem odmienny kształt. Hmm… Przypuszczam, że o tym nie wiecie, lecz obecnie skręca się jak spirala. — Ostrzegawczym błyskiem na konsoli FANTOM dał mu znać, że użył słowa, które nie posiada jeszcze odpowiednika w przekładzie dla matmatów. Mężczyzna gestem uciszył komputer i próbował wyjaśnić: — Spirala przypomina… przypomina… — szukał najtrafniejszej metafory. Terminy „sprężyna”, czy „ślimak” nie wchodziły w grę. — No, spirala jest jak…