Wreszcie pomógł mu FANTOM, wyświetlając na jednym z monitorów gotową definicję.
— Spirala jest linią tworzoną przez obiekt, krążący wokół centralnego punktu i oddalający się od niego ze stałą prędkością — wyrecytował Keith do mikrofonu. — Rozumiemy spiralę. — Zatem Droga Mleczna jest spiralą z czterema wielkimi… — chciał powiedzieć „ramionami”, lecz tego pojęcia również nie było w słowniku — …częściami.
— Wiemy to.
— Wiecie?!
— Przerobiliśmy.
Lansing zdębiał. Zerknął na Jaga, lecz Waldahuden tylko wzruszył dolnymi ramionami. Co matmat chciał przez to powiedzieć? Że przerabiał ten temat w szkole podstawowej dla matmaciątek?
— Przerobiliście? — powtórzył bezradnie.
— Kiedyś zwyczajne, a teraz… teraz… brak słowa. — Kocie Oko umilkł.
— A teraz piękne — podsunęła Lianna. — To właśnie słowo, którego szukał, idę o zakład. Dyrektor przemówił do mikrofonu.
— Gdy na nie patrzymy jeden plus jeden więcej niż dwa? — zaryzykował. — Dużo więcej. Więcej niż suma ich części. Spirala jest…
— Jest piękna — dokończył Keith. — Więcej niż suma jej części, wizualnie.
— Tak — potwierdził z zapałem Kocie Oko. — Piękna. Spirala. Piękna.
Człowiek w duchu przyznał mu rację. Rzeczywiście, spiralna forma galaktyki przedstawiała dużo ciekawszy widok, niż zwykła elipsa. Z zadowoleniem stwierdził, że ludzie i matmaci mają zbliżone poczucie estetyki. Nic dziwnego, większość kanonów artystycznych opiera się przecież na matematyce. — Tak — powiedział głośno. — Spirale są bardzo piękne.
— Właśnie dlatego je zrobiliśmy — odparł głos z syntezatora.
Keith zdrętwiał. Kątem oka dostrzegł, jak Waldahuden zaciska kurczowo wszystkie szesnaście palców w geście dezorientacji.
— Zrobiliście je?! — wydusił z trudem dyrektor.
— Potwierdzam. Ustawienie gwiazd — niewielkie holowanie — zabiera dużo czasu. Wprowadzenie gwiazd na nowy tor. Trud, żeby je tam zatrzymać.
— To wy przekształciliście naszą galaktykę w spiralę?
— Kto inny?
Kto inny, doprawdy…
— To niemożliwe… — wyszeptał Keith.
Jag zerwał się z fotela.
— Przeciwnie, to całkiem możliwe! — zaszczekał. — Na wszystkich bogów, to ma sens. Jak wspominałem, nie istnieje zadowalająca hipoteza wyjaśniająca, dlaczego większość galaktyk przybiera kształt spiralny. Gdyby zostały celowo przytrzymane w miejscu przez inteligentną ciemną materię… to dla nas wstrząsające, lecz naprawdę ma sens.
Lansing zasłonił mikrofon.
— Mówiłeś, że trzy czwarte galaktyk ma spiralny kształt. A co z pozostałymi?
Jag wzruszył ramionami.
— Zapytaj ich.
— Czy wiele galaktyk przekształciliście w spirale?
— Nie my. Inni.
— Mam rozumieć, że zrobili to inni członkowie waszej rasy?
— Tak.
— Dlaczego?
— Wystarczy na nie spojrzeć. Tworzą piękno. Tworzą… coś niewyrażalnego przez matematykę.
— Sztukę — podpowiedział dyrektor.
— Sztukę, tak — rzekł Kocie Oko.
Wstając z fotela, Jag opadł na cztery kończyny. Keith, ku swemu zdumieniu, ujrzał to w jego wykonaniu po raz pierwszy.
— Bogowie… — poszczekiwał Waldahuden załamanym głosem. — O, bogowie.
— Cóż, ten fakt dokładnie wypełnia hipotetyczną dziurę, o której mówiłeś — mruknął Lansing. — Nawet częściowo tłumaczy twoje wzmianki o obcych galaktykach, obracających się szybciej niż powinny. Rozkręcono je, aby wysnuć spiralne ramiona.
— Nie, nie i jeszcze raz nie! — zawył Jag. — Czy ty nic nie rozumiesz? Nic do ciebie nie dociera? Nie chodzi o jakiś ezoteryczny punkt wśród mnóstwa galaktyk. Zawdzięczamy im wszystko… wszystko! — Waldahuden chwycił jedną z metalowych nóg, podtrzymujących konsolę dyrektora i dźwignął się do pozycji pionowej. — Tłumaczyłem ci wcześniej, Lansing: trwałe molekuły genetyczne nie mają racji bytu w gęstych skupiskach gwiazd z powodu ogromnego poziomu radiacji. Jedynie dlatego, że nasze rodzinne planety krążą z dala od jądra galaktyki, we wnętrzu spiralnych ramion, zdołało na nich powstać życie. Swoje istnienie — podobnie jak inne formy żywe, stworzone z materii arogancko zwanej przez nas „regularną” — zawdzięczamy jedynie kaprysowi istot z ciemnej materii, które zabawiały się gwiazdami, układając z nich artystyczne wzory. Thor odwrócił się twarzą do Waldahudena.
— Ale… przecież największe galaktyki we wszechświecie są eliptyczne — zauważył. Jag podniósł górną parę rąk.
— To prawda. Być może przekształcenie ich jest zbyt skomplikowane lub czasochłonne. Nawet przy użyciu łączności nad — świetlnej — naszego „radia dwa” — przekaz sygnału z jednej strony gigantycznej elipsy na drugą musiałby trwać dziesiątki tysięcy lat. Może to przekracza ich zbiorowe możliwości. Lecz co do galaktyk średniej wielkości — takich jak Andromeda czy Droga Mleczna — dlaczego nie? Każdy artysta ma swoją ulubioną skalę: ulubiony rozmiar płótna, lub ulubiony rodzaj formy literackiej. Średnie galaktyki służą twórcy jako środek… i to właśnie my jesteśmy jego przesłaniem. Thor wyrżnął pięścią w fotel.
— Jezu! On ma rację! — Wytrzeszczył oczy na Keitha. — Pamiętasz, co odpowiedział Kocie Oko, gdy go zapytałeś, dlaczego próbowali nas ukatrupić? „Zrobić was. Nie zrobić was”. Mój stary mówił podobnie, kiedy się wkurzył: „Sprowadziłem cię na ten świat, smarkaczu, i równie dobrze mogę cię z niego sprzątnąć”. Oni wiedzą — matmaci wiedzą, że ich robota umożliwiła powstanie i rozwój naszych form życia.
Jag znów tracił równowagę. Po daremnych wysiłkach dał za wygraną i opadł na cztery kończyny. Wyglądał jak pyzaty czworooki centaur.
— Pomyśl lepiej, jaki to dla nas cios! — zaszczekał. — Oto najgorsze ze wszystkich dotychczasowych upokorzeń. Niegdyś każda rasa Wspólnoty uważała swoją planetę za pępek Wszechświata. Lecz prawda okazała się inna. Potem udowodniliśmy, że musi istnieć ciemna materia — fakt jeszcze bardziej poniżający. Nie tylko nie stanowiliśmy centrum kosmosu, lecz okazało się, że nawet nie jesteśmy zbudowani z materii, która dominuje we wszechświecie! Przypominamy plankton na powierzchni oceanu, „chcemy być najważniejsi, a nie dostrzegamy unoszących nas, nieogarnionych oceanicznych głębi… A teraz to! — zawył. Jego długa sierść falowała w obłędnym tańcu. — Pamiętasz, co powiedział Kocie Oko, gdy zapytałeś go, jak długo istnieje żywa ciemna materia? — ciągnął wzburzony. — „Zanim powstały wszystkie gwiazdy. Od początku Wszechświata.” Lansing przytaknął.
— Powiedział, że musieli zaistnieć tak dawno. Musieli! — futro Waldahudena falowało coraz szybciej. — Sądziłem, że to zaledwie jakiś dogmat ich filozofii, lecz byłem w błędzie. Miał całkowitą rację — życie musiało pojawić się z chwilą powstania Wszechświata, lub tak blisko jego początku, jak na to pozwalają prawa fizyki. Keith zrobił wielkie oczy. — Nie rozumiem…
— Banda aroganckich durniów — oto czym jesteśmy! — grzmiał Jag. — Nie pojmujecie?! Aż do tej pory, mimo wszystkich lekcji pokory, jakich udzielił nam Wszechświat, wciąż próbujemy odgrywać kluczową rolę w dziele stworzenia. Hołdujemy kosmologicznym teoriom, które dowodzą, że celem Wszechświata jest zapewnienie wszechstronnego rozwoju formom życia właśnie takim jak my. Ludzie powołują się na prawo antropiczne, moi współbracia — na prawo aj-Waldahudigralt, lecz jedno i drugie oznacza to samo: desperacką, atawistyczną potrzebę wiary, że jesteśmy niepowtarzalni, że jesteśmy ważni. W zagadnieniach fizyki kwantowej sięgamy do przykładu kota Schroedingera, czy zjawiska kestoor uczonego Taga — do hipotezy, że wszystko jest tylko zbiorem możliwości, falą domysłów, nie potwierdzonych, dopóki jeden z najważniejszych wykwalifikowanych obserwatorów nie dostrzeże ich w tym całym bałaganie i po długiej, żmudnej obserwacji nie zmieni domysłów w pewność. Wciąż mamy czelność twierdzić, że tak funkcjonuje Wszechświat, choć, jak doskonale wiemy, jego wiek sięga wielu miliardów lat, a wiek naszych cywilizacji — zaledwie kilkuset tysiącleci.