O, tak… — ciągnął Jag z goryczą. — zagadnienia fizyki kwantowej wymagają wykwalifikowanych obserwatorów. To prawda… inteligencja jest niezbędna, by zdecydować, która możliwość stanie się rzeczywistością. Zaślepieni ignorancją sądzimy, że Wszechświat działa bez nas piętnaście miliardów lat i do tego ma obowiązek wspomagać nasz rozwój. Żałosne złudzenia! Inteligentni obserwatorzy to wcale nie my — maleńkie stworzonka, zamieszkujące garstkę światów, rozrzuconych w otchłani kosmicznej pustki. Inteligentni obserwatorzy — to istoty z ciemnej materii, które przez miliardy lat sterowały ruchem galaktyk, by nadać im spiralny kształt. To ich intelekt, ich obserwacje i odczucia stworzyły kwantowe podstawy materialnej rzeczywistości. Jesteśmy niczym…niczym! Jedynie nowym wybrykiem natury, lokalnym fenomenem… Strzępkiem pleśni w olbrzymim kosmosie, który ani nas nie dostrzega, ani nie potrzebuje. Kocie Oko miał absolutną rację mówiąc, że jesteśmy nieistotni. To ich Wszechświat… Wszechświat matmatów. Są jego stwórcami — i naszymi także!
XXV
Keith siedział w biurze na pokładzie czternastym, przeglądając najświeższe wiadomości z Tau Ceti. Raport był krótki. Na Rehbollo siły podległe Królowej Trath stłumiły powstanie przeciwko niej, a dwudziestu siedmiu konspiratorów stracono podczas zbiorowej egzekucji, której dokonano tradycyjną metodą. Skazańców wrzucono do wrzącego szlamu.
Lansing przejrzał blok danych. Raport, lakoniczny i naiwny, był pierwszym przekazem dotyczącym politycznych zamieszek na Rehbollo, jaki kiedykolwiek trafił do rąk dyrektora. Niewykluczone, że informacja nie mijała się z prawdą, choć najprawdopodobniej waldahudeński rząd desperacko próbował zdystansować się od nieszczęsnego skandalu. Zadźwięczał dzwonek.
— Przyszedł Jag Kandaro em-Pelsh — zaanonsował FANTOM. Keith zrobił głębszy wdech. — Wpuść go — polecił.
Jag wszedł i zajął miejsce w fotelu. Lewą parę oczu skierował na dyrektora, zaś prawa, lustrowała pokój w poszukiwaniu zagrożenia.
— Przypuszczam, że w tej sytuacji będę musiał wypełnić parę formularzy, które wy, ludzie, tak uwielbiacie — rozpoczął.
— Jakich formularzy?
— Formularzy dotyczących mojej dymisji ze stanowiska na pokładzie Starplex. Nie mogę tu dłużej służyć. Keith wstał, by rozprostować kości.
Wszystko musi mieć kiedyś swój czas… dojrzałość, przejście kryzysu wieku średniego, stabilizacja. Wszystko musi mieć swój czas. — Dzieci bawią się w wojnę żołnierzykami — rzekł głośno. — Infantylne rasy posyłają prawdziwych żołnierzy. Może już najwyższy czas, żebyśmy trochę dorośli. Waldahuden milczał przez dłuższą chwilę. — Niewykluczone — odparł.
— Wszyscy mamy lojalność zakodowaną w genach — podjął mężczyzna. — Nie będę się domagał twojej rezygnacji.
— Sugerowałeś, że jestem czemuś winien. Zaprzeczyłem. Mówiłem prawdę, a ty wciąż nie umiesz tego pojąć. Może… może twoi pobratymcy nigdy nie zdołają mnie zrozumieć…Iz wzajemnością. — Jag zawahał się. — Nic z tego… Najwyższy czas, żebym wrócił na Rehbollo.
— Przed nam i jeszcze mnóstwo pracy — zaoponował łagodnie dyrektor.
— Niewątpliwie tak. Lecz już zrealizowałem cel, jaki sobie wyznaczyłem. — Aha… — mruknął Lansing w przebłysku zrozumienia. — Chcesz powiedzieć, że osiągnąłeś wystarczającą sławę, by zdobyć Pelsh?
— Otóż to. Udział w odkryciach związanych z matmatami zapewni mi pozycję najwybitniejszego uczonego na Rehbollo — Jag zamilkł na moment. — Pelsh wkrótce podejmie decyzję. Nie mogę dłużej zwlekać. Keith rozważył w myśli jego słowa… — Żadna waldahudeńska kobieta nigdy nie pracowała na Starplex. Po upływie mojej kadencji przekażę stanowisko dyrektora przedstawicielowi Ibów. Przypuszczam, że Pucharek będzie godnym następcą. Jednak, gdy minie termin jego urzędowania, przypadnie kolej na was — a wiem, że Waldahudenowie zażądają, by dowódcą została kobieta. A gdybyście tak razem powrócili na pokład Starplex? Jak słyszałem, Pelsh jest wprost stworzona na kierownicze stanowisko. Futro Jaga zmarszczyło się w wyrazie zdumienia.
— Nie możemy tego zrobić — rzekł po chwili. — Mimo wszystko nadal będziemy częścią większej grupy. Męski dwór musi towarzyszyć swej pani do końca jej życia. Keith wybałuszył oczy.
— Chcesz powiedzieć, że rywale, którzy ubiegali się o jej względy, nie spróbują szukać szczęścia gdzie indziej?
— Oczywiście. Pozostaniemy jedną rodziną. Ślubowaliśmy Pelsh już w dzieciństwie.
— Przecież wszyscy — cała wasza szóstka — możecie pełnić służbę na Starplex… Jag zaprzeczył ruchem dolnych ramion.
— Starplex jest dla najlepszych i najbardziej inteligentnych. W rozmowie z Waldahudenem nigdy nie wyraziłbym lekceważenia wobec pozostałych adoratorów mojej pani, lecz tobie mogę wyjawić prawdę. Z moich czterech konkurentów trzej nawet nie próbowali ze mną rywalizować. Nigdy. Tylko jeden stanowił, i stanowi, poważne zagrożenie. To było jasne od początku. Pozostali… to przeciętniacy.
— Sądziłem, że Pelsh należy do królewskiego rodu. Wybacz, ale czemu jej wszyscy konkurenci nie wywodzili się spośród potomków najwybitniejszych rodzin?
— Wielbiciele nie rezygnują ze swej pozycji, nawet gdy przedmiot ich uczuć obdarzy łaską jednego z nich. Zręcznie dobrana grupa adoratorów obejmuje też kilku członków, którzy zadowolą się gorszą pozycją. Doprawdy, męski dwór złożony z samych, jak wy to nazywacie, supermenów byłby z góry skazany na niepowodzenie. Lansing przemyślał jego słowa. — Cóż… — westchnął. — Jeśli jedynym sposobem, aby cię tu zatrzymać, jest sprowadzenie na pokład całej twojej rodziny, zrobię co w mojej mocy.
— Nawet… nie przypuszczałem, że się na to zgodzisz — wyjąkał Jag. Keith puścił oko — Jestem Ziemianinem.
— A więc — prawdziwy spór o Pelsh rozgorzał pomiędzy mną a jednym z rywali. Nie jest on, rzecz jasna, bezimienny. — Cztery waldahudeńskie źrenice spojrzały prosto w oczy człowieka. — To Gawst Dalajo-em-Pelsh…
— Gawst! — wykrzyknął z niedowierzaniem dyrektor. — Ten, który poprowadził atak na Starplex? — Ten sam. Umknął matmatom i powrócił na Rehbollo. Lansing potrzebował kilku chwil, by przetrawić wiadomość. — Pomogłeś mu, co? — rzekł z goryczą. — Nic podobnego.
— Gdybyś tego nie zrobił, cała zasługa sprowadzenia Starplex podczas kryzysu na Rehbollo przypadłaby właśnie jemu. Mógłby zostać wybrańcem Pelsh. Natomiast godząc się na współpracę mogłeś liczyć, że sława przypadnie wam obu.
— Na pokładzie Starplex przebywa dwustu sześćdziesięciu Waldahudenów — odparł fizyk.
Keith ze zrozumieniem pokiwał głową, lecz okoliczności zajścia nadal nie dawały mu spokoju. — Jeśli nie ty, to może spiskował z nim ktoś z załogi…