Выбрать главу

— Powiedziałem — fuknął Jag. — O niczym nie wiem. Oczywiście teraz rząd Królowej Trath postawi Gawsta przed sądem. Niewykluczone, że buntownik wkrótce straci wolność, a może i życie… — dodał po chwili. — Podtrzymuję moją ofertę — oświadczył dyrektor.

— Powinienem… powinniśmy to przemyśleć. — Waldahuden zawahał się i uczynił coś, czego nie zrobił dotąd żaden z jego ziomków. Powiedział: „dziękuję”…

* * *

Był wieczór. Światła korytarza przygasły. Jak zwykle przed kolacją Keith zajrzał na mostek, by zamienić parę słów z kierownikiem zmiany gamma. Waldahuden, Stelt zameldował, że wszystko idzie gładko, co Lansing przyjął bez zdziwienia, gdyż w razie trudności wezwanoby go natychmiast. Uspokojony, życzył wszystkim dobrej nocy i ruszył w stronę głównego szybu.

Lianna Karendaughter, gibka i seksowna w czarnym, obcisłym kombinezonie, siedziała na ławce w rozszerzonej części korytarza tuż przed drzwiami windy.

Czysty przypadek… Z pewnością nic nie wiedziała o jego rutynowej inspekcji. Musiała czekać na kogoś innego.

Keith po raz pierwszy ujrzał ją z rozpuszczonymi włosami. Nawet nie przypuszczał, że sięgają dziewczynie aż do połowy pleców. — Witaj Keith. — Ciepły uśmiech rozpromienił jej twarz. — Cześć Lianno. Czy… miło spędziłaś dzień?

— Och, wspaniale! Na naszej zmianie — wreszcie chwila wytchnienia. Przez cały dyżur beta pływałam i trenowałam szermierkę. A ty? — Nieźle. Całkiem nieźle.

— To dobrze… — umilkła i wbiła spojrzenie w kauczukową na podłogę. Gdy podniosła głowę, wyraźnie unikała wzroku mężczyzny. — Ja… ach, przypomniałam sobie, że Rissa dziś wyjechała…

— To prawda. Wzięła kapsułę i wróciła do Wielkiej Centrali. Jak podejrzewam — uśmiechnął się pod nosem — chce się wybronić od medalu i parady na swoją cześć.

— I tak sobie myślę… — ciągnęła Lianna — że być może przez to będziesz musiał zjeść kolację w samotności… — Przypuszczam, że tak… — tętno Keitha przyspieszyło. Widział uśmiech kobiety. Jej równe, białe zęby, alabastrowo gładką skórę i najpiękniejsze czarne, migdałowe oczy, nie dające mu spokoju nawet w snach.

— Zastanawiałam się, czy nie zechciałbyś mi towarzyszyć. Mam WOK w apartamencie. Mogę przyrządzić twojego ulubionego kurczaka na chrupko, jak obiecałam. — Patrzyła wyczekująco.

Lansing ogarnął szybkim spojrzeniem postać… dziewczyny — pomyślał. Dwudziestosiedmiolatki. Dwadzieścia lat młodszej od niego. Poczuł dreszcz podniecenia. Może to tylko niewinna propozycja. Może Liannie naprawdę żal podstarzałego faceta lub zwyczajnie próbuje spoufalić się z szefem. To przecież tylko kolacja… porcja kurczaka… może odrobina koniaku… a może…

— Lianno… zdajesz sobie sprawę, że jesteś niezwykle piękną kobietą. — Podniósł rękę, nie pozwalając jej dojść do słowa. — Wiem, nie powinienem tego mówić, lecz spotkaliśmy się prywatnie. Jesteś przepiękną kobietą. — Spuściła oczy. Przerwał i zagryzł dolną wargę. Wtedy w jego mózgu rozbłysła jedna myśl. Nie rań Clarissy. Zranisz jedynie sam siebie.

— Mimo to — dodał głośno — pozwól, że będę podziwiał cię z daleka.

Na ułamek sekundy zajrzała mu w oczy i znów opuściła wzrok. — Rissa jest bardzo szczęśliwa kobietą… — szepnęła.

— Nie. To ja jestem prawdziwym szczęściarzem — poprawił. — Do jutra Lianno.

Skinęła głową.

— Dobranoc, Keith.

Wrócił do siebie, zjadł kanapkę, przeczytał do poduszki parę rozdziałów powieści Robertsona Daviesa i wcześnie zapadł w sen. I spał jak suseł, w całkowitej zgodzie z samym sobą.

* * *

Nazajutrz początek dnia dla zmiany alfa nie zapowiadał nic nadzwyczajnego. Rombus wjechał na salę punktualnie jak w zegarku. Thor rozsiadł się w fotelu pilota, oparł nogi na konsoli i zaczął dyktować instrukcje dla automatycznego nawigatora. Lianna była całkowicie pochłonięta omawianiem planu całodziennej pracy z maleńkimi holograficznymi głowami swoich inżynierów. W drugim rzędzie Keith prowadził cichą rozmowę z Rissą, która dopiero co wróciła z Wielkiej Centrali.

Rutynowy porządek przerwało wtargnięcie Jaga. Zamiast dumnie wkroczyć Waldahuden dosłownie wpadł na mostek jak burza.

— Znalazłem! — wrzasnął. Choć sądząc po wzburzonym falowaniu jego futra, trafniejszy byłby przekład: „Eureka!”

Lansingowie jak na komendę równocześnie obrócili się w jego stronę. Jag nie podszedł do stanowiska. Przemierzył salę i stanął na przedzie, mniej więcej dwa metry od konsoli Thora.

— Co znalazłeś?! — odkrzyknął Keith prosto z mostu.

— Odpowiedź! — wydyszał podniecony astrofizyk. — Znalazłem odpowiedź! — Wziął głębszy wdech. — Wysłuchajcie mnie przez moment. Ten fakt wymaga pewnych wyjaśnień. Lecz jedno ogłaszam na wstępie — to my kierujemy materią! Tworzymy jej różnorodność. Jesteśmy twórcami przemian. O, bogowie gór, rzek, dolin i równin! Twórcami wszelkich przemian! — Jego oczy rozbiegły się po zebranych. Jedno spoczęło na Liannie, drugie na Rombusie, trzecie na Rissie, a czwarte skierował na Thora i Keitha, siedzących przed nim w jednej linii.

— Teraz wiemy, że podróże w czasie z przyszłości w przeszłość są możliwe — mówił dalej. — Ujrzeliśmy na własne oczy, jak dokonały tego gwiazdy czwartej generacji i kapsuła, zbudowana przez Heka i Azmi. Lecz spróbujmy rozważyć wywołane tym skutki. Przypuśćmy, że jutro w południe użyłem maszyny czasu, by wysłać siebie samego z powrotem do dnia teraźniejszego. Co się wtedy stanie?

— Cóż… — mruknął Lansing. — Wtedy będziemy tu mieli dwóch Jagów: jednego z dzisiaj i jednego z jutra.

— Tak jest. A teraz zastanówmy się głębiej. Jeżeli będzie mnie dwóch, moja masa też się podwoi. Ważę sto dwadzieścia trzy kilogramy, a drugie tyle oznacza już dwieście czterdzieści sześć kilo masy Jaga na pokładzie statku.

— Sądziłam, że to niemożliwe — wtrąciła Rissa. — Zaprzecza temu prawo zachowania masy i energii. Skąd pochodzi to dodatkowe sto dwadzieścia trzy kilo? Jag triumfował.

— Z przyszłości! — szczeknął. — Nie rozumiesz? Przemieszczenie w czasie to jedyna dopuszczalna metoda, aby pokonać to prawo. Jedyny sposób na przyrost całkowitej masy systemu. — Długa sierść falowała w nieustannym tańcu. — A gwiazdy z przyszłości? Wraz z przybyciem każdej następnej masa obecnego Wszechświata się powiększa. Ponadto nawet gwiazdy czwartej generacji są zbudowane z pierwotnych, odtworzonych cząsteczek subatomowych. Poprzez zawrócenie w czasie do przeszłości cząsteczki te zostają istotnie skopiowane, podwajając swoją masę całkowitą.

— Interesujący efekt uboczny, bez wątpienia… — zauważył Rombus. — Jednak nie tłumaczy, w jakim celu gwiazdy są wysyłane w przeszłość.

— Ależ oczywiście, że tłumaczy! Podwojenie masy to nie tylko efekt uboczny — absolutnie nie! To właśnie główny cel całego przedsięwzięcia. — Przedsięwzięcia? — Keith myślał, że się przesłyszał.

— Tak! Wielkiego przedsięwzięcia ocalenia Wszechświata! Gwiazdy zawraca się w czasie, aby powiększyć masę całego Wszechświata. Dyrektorowi opadła szczęka.

— Dobry Boże… — wyszeptał w przebłysku nagłego zrozumienia.

— Dokładnie. — Czworo oczu Waldahudena wpiło się w Lansinga. — Od przeszło wieku zdajemy sobie sprawę, że materia widzialna stanowi niespełna dziesięć procent wszelkiej materii, obecnej we wszechświecie. Resztę stanowią neutrina i ciemna materia, taka, jak nasi gigantyczni przyjaciele matmaci. Zrozumieliśmy już, jakie formy przybrała materia Wszechświata, lecz nie wiemy ile jej jest. A los Wszechświata zależy właśnie od ilości zawartej w nim masy. Od tego, czy jej suma lokuje się poniżej, powyżej czy akurat na poziomie gęstości krytycznej. — Gęstości krytycznej? — podchwyciła Rissa.