Robin Hobb
Statek przeznaczenia. Część 1
Ship of Destiny
Kupcy i ich żywostatki. Tom 3
Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz
Wydanie oryginalne: 2000
Wydanie polskie: 2007
Książkę tę dedykuję
Jane Johnson i Anne Groell.
Za to, że zależało im na niej na tyle,
by nalegać, żebym ją dobrze napisała.
KONIEC LATA
PROLOG
Zastanawiała się, jak to by było być doskonałą. Schwytano ją w dniu, w którym się wykluła, zanim zdążyła popełznąć po piasku w chłodne i słone objęcia morza. Ta, Która Pamięta została obarczona wyraźnym wspomnieniem każdego szczegółu tamtego dnia. To było jej przeznaczeniem, powodem jej istnienia. Była naczyniem wspomnień. Od momentu, gdy zaczęła się kształtować w skorupie jaja, spoczywała w niej pamięć nie tylko o własnym życiu, ale i połączonych ze sobą istnieniach tych, którzy się zjawili przed nią. Od jaja do węża, od węża do kokonu, od kokonu do smoka i od smoka do jaja, należała do niej cała pamięć członków jej rodu. Stosunkowo mało węży nosiło w sobie pełny zapis dziejów ich gatunku.
Od pierwszych chwil życia stanowiła uosobienie doskonałości. Jej niewielkie, gładkie ciało, smukłe i pokryte łuskami, było idealne. Utorowała sobie drogę ze skórzastego jaja na zewnątrz dzięki kolcowi na górze pyszczka. Wykluła się późno. Inni z jej miotu zdążyli się już wyswobodzić ze skorup i spiętrzonego nad nimi suchego piasku. Pozostawili dla niej faliste tropy biegnące ku morzu. Morze wzywało ją natarczywie. Urzekało ją każde uderzenie fali. Rozpoczęła podróż, sunąc po suchym piasku pod prażącym słońcem. W powietrzu czuła wilgotny, ostry posmak oceanu. Wabiło ją oślepiające światło, poruszające się na powierzchni wody.
Nigdy nie dokończyła swej podróży.
Znalazły ją Ohydztwa. Otoczyły, wtłaczając swe ciężkie ciała pomiędzy nią i nęcący ocean. Pochwyciły wijącą się na piasku i uwięziły w zasilanej przypływami sadzawce w jaskini wśród klifów. Trzymały ją tam, karmiąc tylko martwym jedzeniem i nigdy nie pozwalając jej pływać na wolności. Nigdy nie wyruszyła wraz z innymi na południe, ku ciepłym morzom, gdzie pożywienia było pod dostatkiem. Nigdy nie osiągnęła masy ani siły, jakie dałoby jej życie na swobodzie. Mimo to rosła, dopóki sadzawka w jaskini nie stała się dla niej ciasną kałużą, przestrzenią ledwie wystarczającą, by zwilżyć jej skórę i skrzela. Płuca zawsze miała ściśnięte w skręconych zwojach ciała. Wodę, która ją otaczała, nieustannie zanieczyszczały jej własne jady i odchody. Ohydztwa trzymały ją w niewoli.
Jak długo była uwięziona? Nie potrafiła tego zmierzyć, ale miała pewność, że tkwi w niewoli przez kilka długości życia swego gatunku. Raz po raz odczuwała zew migracji. Brała ją we władanie przepełniona niepokojem energia, a po niej straszliwe pragnienie odszukania pobratymców. Gruczoły na jej szyi nabrzmiewały i bolały, gdy jad nie znajdował ujścia. W takich chwilach nie mogła zaznać odpoczynku, bo kipiały w niej wspomnienia. Bez wytchnienia poruszała się w będącej źródłem tortur sadzawce, ślubując niekończącą się zemstę Ohydztwom, które ją tak więziły. W takich chwilach jej nienawiść ku nim była najbardziej zajadła. Kiedy przepełnione gruczoły zabarwiały sadzawkę wspomnieniami jej przodków, kiedy woda stawała się tak trująca od przeszłości, że spazmatycznie pracujące skrzela Tej, Która Pamięta truły ją historią, przychodziły Ohydztwa. Przybywały do jej więzienia, czerpały wodę z jej basenu i upijały się nią. Pijane, wieszczyły sobie nawzajem, wymyślając sobie wściekle w blasku pełni księżyca. Kradły wspomnienia jej gatunku i używały ich dla przepowiadania przyszłości.
Wtedy uwolnił ją ten dwunóg, Prawy Vestrit. Przybył na wyspę Ohydztw, by zebrać dla nich skarby, które pozostawiło na brzegu morze. W zamian za to oczekiwał, że przepowiedzą mu przyszłość. Nawet teraz na samą myśl o tym jeżyła jej się grzywa, nabrzmiewając jadem. Ohydztwa przepowiadały przyszłość tylko na podstawie tego, co wyczuwały i kradły z jej przeszłości! Nie miały prawdziwych darów Jasnowidzenia. Inaczej wiedziałyby, że dwunóg ściągnie na nie zagładę. Powstrzymałyby Prawego Vestrita. A tak on odkrył ją i uwolnił.
Choć się zetknęli powierzchnią skóry, choć poprzez jej toksyny wymieszały się ich wspomnienia, nie potrafiła pojąć, co pchnęło dwunoga do oswobodzenia jej. Był tak krótkowieczną istotą, że większość jego wspomnień nawet nie mogła odcisnąć na niej piętna. Wyczuła jego niepokój i ból. Wiedziała, że zaryzykował swe krótkie istnienie, by ją uwolnić. Odwaga tak ulotnego błysku życia poruszyła ją. Zabiła Ohydztwa, gdy próbowały schwytać na nowo ich oboje. A potem, gdy dwunogowi groziła śmierć w matczynym morzu, pomogła mu powrócić na jego statek.
Ta, Która Pamięta ponownie rozwarła szeroko skrzela. Wyczuwała w falach smak tajemnicy. Zwróciła dwunoga jego statkowi, lecz statek jednocześnie przerażał ją i zaciekawiał. Srebrzystoszary kadłub zabarwiał smakiem wodę rozciągającą się przed nią. Podążyła za nim, spijając ulotny smak wspomnień.
Statek nie pachniał jak statek, lecz jak ktoś z jej gatunku. Podążała za nim już dwanaście pływów i nie rozumiała ani trochę lepiej, jak może istnieć coś takiego. Wiedziała dobrze, czym są statki – Najstarsi je mieli, choć nie takie. Ze smoczych wspomnień wyczytała, że jej pobratymcy często latali nad takimi statkami i dla zabawy wprawiali je podmuchem powietrza spod skrzydeł w gwałtowne kołysanie. Statki nie stanowiły tajemnicy, lecz ten jeden nią był. Jak to możliwe, by statek pachniał wężem? Co więcej, nie pachniał zwyczajnym wężem. Pachniał jak Ta, Która Pamięta.
Znów poczuła zew obowiązku: był to instynkt silniejszy od potrzeby zdobywania pokarmu czy partnera. Nadszedł i minął czas. Powinna już być między swoimi i prowadzić ich szlakiem migracji, który tak dobrze znała ze wspomnień. Powinna żywić ich własną, słabszą pamięć swymi silnymi toksynami, które miały obudzić ich wspomnienia ku pełnej świadomości. W jej krwi wzbierał ten biologiczny nakaz. Pora na zmianę. Ponownie przeklęła swoje zniekształcone zielonozłociste ciało, które tak nieporadnie miotało się w wodzie. Nie miała wystarczająco wiele sił. Łatwiej było płynąć w kilwaterze statku.
Postanowiła, że dopóki kurs srebrnego statku będzie zgodny z tym, który ona obrała, będzie za nim podążać. Zyska siły i wytrwałość, wykorzystując jego pęd. Postara się poznać jego tajemnicę. Nie pozwoli jednak, by ta zagadka odwiodła ją od głównego celu. Gdy bardziej zbliżą się do brzegu, opuści statek i odszuka pobratymców. Znajdzie kłębowiska węży i powiedzie je w górę wielkiej rzeki, na tereny przędzenia kokonów. Za rok młode smoki będą wypróbowywać swe skrzydła w podmuchach letnich wiatrów.
Tak sobie obiecywała przez pierwsze dwanaście pływów, kiedy podążała za statkiem. W połowie narastania trzynastego pływu poczuła na skórze wibrację obcego i jednocześnie rozdzierająco znajomego dźwięku. To było trąbienie węża. Natychmiast opuściła kilwater i zanurkowała, by znaleźć się z dala od rozpraszających ją fal powierzchniowych. Ta, Która Pamięta odpowiedziała, a potem zamarła w bezruchu, czekając. Nie nadeszła żadna odpowiedź.
Poczuła rozczarowanie. Czyżby się oszukiwała? Podczas niewoli były chwile, kiedy raz po raz trąbiła z bólu, aż ściany jaskini rozbrzmiewały jej cierpieniem. Na wspomnienie tej goryczy na krótko zacisnęła powieki. Nie będzie się torturować. Otworzyła oczy na swą samotność. Stanowczo zawróciła za statkiem, który stanowił słaby cień towarzystwa, jedyny w jej życiu.