Nie potrafił powiedzieć, skąd Grag wziął odwagę. Tenira wszedł śmiało pomiędzy Kupca z Deszczowych Ostępów i smoczycę. Uniósł wysoko szablę; Tintaglia wzdrygnęła się, urażona, lecz Kupiec z Miasta Wolnego Handlu skłonił się nisko i położył klingę u jej nóg.
– Będę ci służył – powiedział. – Tylko oczyść naszą zatokę z tego robactwa, a zajmę się każdym zadaniem, jakie wyznaczysz.
Rozejrzał się, jego spojrzenie wyraźnie zachęcało innych, by się przyłączyli do niego. Parę osób się zbliżyło, lecz większość trzymała się z dala od smoczycy. Tylko Selden podszedł pewnym krokiem do Graga. Na widok lśniących oczu chłopca Brasowi zrobiło się niedobrze. Selden jest taki młody i tak omamiony przez tego stwora. Zastanawiał się, czy tak właśnie postrzegała go własna matka i brat, kiedy tak energicznie opowiadał się po stronie smoka. Skrzywił się na to wspomnienie. Wypuścił to stworzenie na świat, a ceną za to szaleństwo była Słodka.
Tintaglia rozważała słowa Graga z błyszczącymi oczyma.
– Uważasz mnie za służącą do wynajęcia? Chyba smoki nie zniknęły z tego świata na aż tak długo? Wola smoka jest ważniejsza od jakichś tam niewyraźnych ludzkich celów. Przerwiecie ten konflikt i skupicie uwagę na moich życzeniach.
Zanim Grag zdążył odpowiedzieć, wtrącił się Selden.
– Ujrzawszy cud twojego gniewu, o potężna, jak moglibyśmy chcieć postąpić inaczej? To ci inni, najeźdźcy, kwestionują twoją wolę. Przecież chcieli cię zaatakować, zanim jeszcze poznali twe polecenia. Ukarz ich i odpędź od naszych brzegów, szerokoskrzydła królowo nieba. Uwolnij nasze umysły od zajmowania się nimi, byśmy tym chętniej mogli się zwrócić ku twoim wznioślejszym celom.
Bras zapatrzył się na chłopca. Skąd on zna taki język? I czy sądzi, że smokiem da się tak łatwo manipulować? Patrzył ze zdumieniem, jak ogromna głowa Tintaglii zniża się tak, że jej nozdrza znalazły się na wysokości pasa Seldena. Szturchnęła chłopca delikatnie, tak że ten aż się zatoczył.
– Myślisz, że potrafisz mnie oszukać, miodousty? Myślisz, że ładne słówka nakłonią mnie, bym pracowała dla was jak zwierzę?
W jej głosie było słychać i sympatię, i sarkazm.
– Nie, pani wiatru, nie mam nadziei na oszukanie cię. – Chłopięcy głos Seldena zabrzmiał czysto i szczerze. – Nie próbuję też się z tobą targować. Błagam cię o tę łaskę, o potężna, byśmy mogli z tym większym skupieniem skoncentrować się na zadaniu, jakie masz dla nas. – Odetchnął. – Jesteśmy niewielkimi istotami i krótko żyjemy. Musimy płaszczyć się przed tobą, bo tak zostaliśmy ukształtowani. Nasze niewielkie umysły są ukształtowane podobnie i wypełniają je nasze przemijające troski. Pomóż nam, lśniąca królowo, zażegnać nasze obawy. Odpędź najeźdźców, żebyśmy mogli cię słuchać z tym większą uwagą.
Tintaglia odrzuciła łeb do tyłu i zaryczała z zachwytu.
– Widzę, że należysz do mnie. Chyba tak musiało być, skoro jesteś taki młody i znalazłeś się tak blisko pierwszego rozłożenia moich skrzydeł. Niech wspomnienia stu minstreli staną się twoimi wspomnieniami, malutki, żebyś mógł mi dobrze służyć. A teraz oddalam się nie po to, by spełnić twoją prośbę, lecz by okazać moją potęgę.
Wspięła się na tylne łapy i obróciła w miejscu jak bojowy rumak; była wyższa od budynku. Bras zobaczył, jak napina się jej potężny zad i rzucił się na ziemię. Chwilę potem uderzył weń podmuch powietrza i kurzu. Uderzenia srebrzysto-błękitnych skrzydeł unosiły smoczycę w powietrze. Kiedy Bras wstał, patrzył już na maleńką sylwetkę na niebie. Miał wrażenie, jakby uszy miał zatkane watą. Kiedy tak się wpatrywał w smoczycę, nagle chwycił go za rękę Grag.
– Coś ty sobie wyobrażał, że tak się jej sprzeciwiałeś? – zapytał Kupiec i z podziwem uniósł wzrok. – Jest wspaniała. I jest naszą jedyną szansą. – Uśmiechnął się do Seldena. – Miałeś rację, chłopcze. Smoki wszystko zmieniają.
– Ja też w to kiedyś wierzyłem – odezwał się kwaśno Bras. – Odrzuć jej urok. Jest równie zwodnicza, jak wspaniała, a w jej sercu jest miejsce tylko na jej sprawy. Jeśli jej ulegniemy, zniewoli nas tak samo, jak zrobiliby to najeźdźcy z Krainy Miedzi.
– Mylisz się. – Chociaż Selden był mały i drobny, sprawiał wrażenie, że góruje nad nimi, zadowolony. – Smoki nie zniewoliły Najstarszych i nie zniewolą nas. Istnieje wiele sposobów współżycia różnych ludów, Brasie Khuprusie.
Bras spojrzał na chłopca i pokręcił głową.
– Skąd ci się biorą takie pomysły? I słowa, które tak potrafią oczarować smoka, że pozwala nam żyć?
– Śnią mi się – powiedział chłopiec. – Kiedy mi się śni, że z nią latam, wiem, jak zwraca się sama do siebie. Królowa niebios, władczyni poranka, wspaniała. Mówię do niej tak, jak ona mówi do siebie. To jedyny sposób rozmawiania ze smokiem. – Skrzyżował ręce na wąskiej piersi. – To moje zaloty do niej. Czy tak bardzo się różnią od słów, jakie wypowiadałeś do mojej siostry?
Nagłe wspomnienie Słodkiej i tego, jak jej pochlebiał, było niczym cios noża w serce. Zaczął się odwracać od chłopca, który się tak nieznośnie uśmiechał. Lecz Selden chwycił go za rękę.
– Tintaglia nie kłamie – powiedział cicho. – Uważa nas za zbyt błahe istoty, żeby nas oszukiwać. Zaufaj mi. Jeśli mówi, że Słodka żyje, to tak jest. Moja siostra wróci do nas. Ale, żeby to osiągnąć, musisz pozwolić, bym was prowadził, tak jak pozwalam, by prowadziły mnie moje sny.
Z sąsiedztwa portu rozległy się krzyki. Wszędzie wokół ludzie szukali jakichś punktów widokowych. Bras nie miał ochoty brać z nich przykładu. Czy byli to mieszkańcy Krainy Miedzi, czy nie, smoczyca zabijała jego pobratymców. Usłyszał trzask drewna. Na pewno pozbawiła masztu kolejny statek.
– Za późno na ucieczkę dla tych drani! – ucieszył się jakiś wojownik.
Inni zarazili się od niego mściwością.
– Zobaczcie, jak się wznosi. Prawdziwie jest królową niebios!
– Oczyści nasze brzegi z tych parszywych przybyszów z Krainy Miedzi!
– Ach! Zmiażdżyła kadłub jednym uderzeniem ogona!
Stojący obok Brasa Grag uniósł nagle szablę.
– Do mnie, Miasto Wolnego Handlu! Dopilnujmy, by każdy, kto dotrze do plaży żywy, długo nim nie pozostał!
Ruszył biegiem, a ludzie, którzy poprzednio kulili się w ruinach, pośpieszyli za nim, aż na zniszczonym placu został tylko Bras i Selden. Selden westchnął.
– Powinieneś szybko zebrać ludzi ze wszystkich grup w Mieście Wolnego Handlu. Podczas pertraktacji ze smoczycą najlepiej jest mówić jednym głosem.
– Chyba masz rację – odparł z roztargnieniem Bras.
Pamiętał dziwne sny z własnej młodości. Zasypane miasto, pełne światła, muzyki i ludzi, i mówiący do niego smok. Takie sny czasami przychodziły do tych, którzy spędzali zbyt dużo czasu na dole. Ale przecież mogły się śnić tylko Kupcom z Deszczowych Ostępów.
Bras wyciągnął ze smutkiem rękę i potarł kciukiem uwalany kurzem policzek chłopca. A potem bez słowa zapatrzył się w wachlarz srebrzystych łusek, które odsłonił na kości policzkowej Seldena.
ROZDZIAŁ 17
Sala Zgromadzeń nie miała już dachu. Najeźdźcy z Krainy Miedzi skończyli to, co zaczęli Nowi Kupcy. Ronika ostrożnie szła między czarnymi pozostałościami dachu, które runęły na podłogę Sali Zgromadzeń. Paliły się jeszcze tam, znacząc ściany sadzą i dymem. Tkaniny, które kiedyś zdobiły salę, zwisały w zwęglonych kawałkach. Nad nimi pozostało jeszcze kilka krokwi, spalonych do czarnych kikutów. Szare popołudniowe niebo groziło deszczem, ale Kupcy z Miasta Wolnego Handlu uparli się na spotkanie w miejscu, które już nie dawało ochrony. To, pomyślała Ronika, wiele mówiło o legendarnej nieustępliwości Kupców.