Zwalone drewniane elementy dachu zepchnięto na jedną stronę, a przez pozostałe ludzie przestępowali. Pod nogami zgrzytały zwęglone kawałki drewna, a w powietrzu unosił się zapach wilgotnego popiołu, poruszanego stopami tłumu. Ogień, który zniszczył dach, strawił także większość stołów i ław. Zostało kilka osmalonych krzeseł, ale Ronika nie dowierzała żadnemu z nich na tyle, by na nim usiąść.
A stanie ramię w ramię z innymi, którzy się zgromadzili w sali, wytwarzało dziwną równość. Kupcy z Miasta Wolnego Handlu, Nowi Kupcy, wytatuowani niewolnicy i krzepcy rybacy, przekupnie i służący, wszyscy stali ze swoimi przyjaciółmi i krewnymi.
Wypełnili salę. Ci, którzy nie zmieścili się w środku, siedzieli na schodach lub stali w grupkach przy budynku. Mimo ich różnego pochodzenia, ludzie wyglądali dziwnie podobnie. Na wszystkich twarzach rysowały się zaskoczenie i ból spowodowane inwazją z Krainy Miedzi i wyrządzonymi przez nią zniszczeniami. Walka i pożary potraktowały wszystkich tak samo, od bogatego Kupca z Miasta Wolnego Handlu po prostego niewolnika z kuchni. Ubrania mieli pobrudzone sadzą albo krwią, a czasami i jednym, i drugim. Większość była rozczochrana. Dzieci trzymały się blisko rodziców albo sąsiadów. Ludzie nosili broń na widoku. Rozmawiali cicho i głównie o smoczycy.
– Tchnęła na nich, a oni po prostu stopili się jak świece w ogniu.
– Strzaskała cały kadłub jednym uderzeniem ogona.
– Nawet mieszkańcy Krainy Miedzi nie zasługują na taką śmierć.
– Nie? Zasługują na każdą śmierć, jaką możemy im zadać.
– Ta smoczyca to błogosławieństwo Sa, przysłane nam na ratunek. Powinniśmy przygotować ofiary dziękczynne.
Wiele osób stało w milczeniu, utkwiwszy wzrok w ocalałym kamiennym podwyższeniu, na którym zebrali się wybrani przywódcy każdej grupy.
Była tam Serilla, reprezentująca Jamaillię, w towarzystwie ponurego Roeda Caerna. Na jego widok na podwyższeniu Ronika zacisnęła zęby, ale zmusiła się, by na niego nie patrzeć. Miała nadzieję, że Serilla zerwała z nim po jego nierozważnym ataku na Nowych Kupców. Jak ona mogła być tak głupia? Towarzyszka stała ze spuszczonym wzrokiem, jak gdyby była pogrążona w głębokich rozmyślaniach. Ubrała się o wiele bardziej elegancko od kogokolwiek na podwyższeniu – włożyła długą miękką białą szatę, ozdobioną krzyżującymi się sznurami ze złotej nici. Jej dół był powalany popiołem i sadzą. Mimo długich rękawów szaty i grubego wełnianego płaszcza, Towarzyszka skrzyżowała ręce na piersiach, jakby było jej zimno.
Na podwyższeniu znalazł się także Rzadki Krasnorost, a krew na jego grubym rybackim fartuchu nie była dzisiaj krwią ryb. Obok niego stała grubokoścista kobieta z tatuażami biegnącymi z policzka na szyję. Duya, przywódczyni Tatuowanych, miała na sobie połataną tunikę i postrzępione spodnie, ledwie zakrywające brudne bose stopy. Pośpiesznie zabandażowana ręka nad łokciem świadczyła, że Duya była w ogniu walki.
Radę Miasta Wolnego Handlu reprezentowali Kupcy Łakomy, Conry i Drur. Ronika nie wiedziała, czy są to jedyni pozostali przy życiu przywódcy Rady, czy jedyni spośród nich na tyle zuchwali, by ośmielić się wywołać niezadowolenie Caerna i jego popleczników. Stali w pewnej odległości od niego i Serilli. Przynajmniej ten rozdział został ustalony.
Nowi Kupcy przysłali Chciwusa. Jego bogato haftowana kamizelka zdradzała ślady kilku dni intensywnego używania. Chciwus stał po przeciwnej stronie podwyższenia niż niewolnica i unikał jej wzroku. Ronika słyszała, że Duya nie miała łatwego życia jako jego niewolnica i że on ma powody, by się jej bać.
Na skraju podwyższenia siedział dziwnie spokojny wnuk Roniki Selden i machając nogami, wodził zatroskanym wzrokiem po zgromadzonych poniżej ludziach. Tylko Chciwus ośmielił się zakwestionować jego prawo do zajmowania miejsca na podwyższeniu. Selden spojrzał mu prosto w oczy.
– Będę mówił w naszym imieniu, kiedy przyjdzie smoczyca – zapewnił go. – A w razie potrzeby przemówię do was w jej imieniu. Muszę tu być, żeby mnie widziała nad tłumem.
– Dlaczego sądzisz, że tu przyjdzie? – zapytał Chciwus.
Selden uśmiechnął się zagadkowo.
– Och, przyjdzie. Nie bój się – odparł. Powoli zamrugał. – Teraz śpi. Ma pełny brzuch.
Kiedy jej wnuk się uśmiechnął, srebrzyste łuski na jego policzkach zafalowały połyskliwie. Chciwus wbił w nie wzrok, a potem się cofnął. Ronika się bała, że pod warstewką spierzchniętego naskórka już dostrzega na ustach Seldena błękitne lśnienie. Jak mógł tak szybko tak bardzo się zmienić? Może równie zagadkowa była niezmierna przyjemność, którą czerpał z tych zmian?
Za Seldenem stała Yani Khuprus, przedstawicielka Deszczowych Ostępów. Ronika cieszyła się z jej obecności, lecz zastanawiała się, jakie kobieta ma zamiary. Czy zażąda ostatniego dziedzica rodziny Vestritów i zabierze go do Trehaug? A jeśli tego nie zrobi, to jakie miejsce znajdzie sobie Selden w Mieście Wolnego Handlu?
Keffria stała tak blisko podwyższenia, że mogłaby dosięgnąć syna ręką. Nie robiła tego jednak. Córka Roniki milczała od chwili, kiedy Bras przyprowadził do nich Seldena. Patrzyła na srebrzystą smugę łusek na kościach policzkowych syna, ale ich nie dotykała. Selden oznajmił jej radośnie, że Słodka żyje, bo tak powiedziała smoczyca. Kiedy Keffria nic nie odrzekła, chwycił ją za rękę, jakby chciał ją obudzić ze snu.
– Mamo. Porzuć żałobę. Tintaglia może przynieść Słodką do nas. Wiem, że może to zrobić.
– Zaczekam na to – odparła słabym głosem Keffria.
Tylko tyle. Teraz podnosiła wzrok na swego syna, jakby był duchem, jakby siateczka łusek usunęła go z jej świata.
Tuż za nią stał Bras Khuprus. Podobnie jak Yani, nie nosił już zasłony. Ronika od czasu do czasu widziała, jak ludzie odwracają głowy i wpatrują się w Kupców z Deszczowych Ostępów, ale oboje byli zbyt zajęci, by się obrażać. Bras pogrążył się w rozmowie z Gragiem Tenirą; wyglądało na to, że dzieli ich różnica zdań, kulturalna, lecz głęboka. Ronika miała nadzieję, że nie wywoła ona między nimi rozdźwięku. Miasto Wolnego Handlu potrzebowało wszystkich pozorów jedności, jakie tylko mogło zebrać.
Ronika powiodła spojrzeniem po różnorodnym tłumie. Uśmiechnęła się posępnie do siebie. Selden wciąż był jej wnukiem; mimo łusek wciąż był Vestritem. Możliwe, że zmiany na jego twarzy napiętnują go bardziej niż tatuaże tych, którzy będą je nosili bez wstydu w nowym Mieście Wolnego Handlu. Jeden ze statków, które smoczyca pozbawiła masztu, był pełen jeńców z Miasta Wolnego Handlu. Wielu z nich zostało już przymusowo wytatuowanych; ich twarze zostały oznaczone symbolami tych, którzy ich schwytali, by każdy otrzymał odpowiedni zysk ze sprzedaży niewolników w Krainie Miedzi. Najeźdźcy porzucili zniszczony statek i usiłowali uciec w galerach, ale Ronika nie sądziła, by im się to udało. Mieszkańcy miasta popłynęli prowizoryczną tratwą do przechylającego się statku na ratunek swoim krewnym, a smoczyca ścigała swoje ofiary. Wiele osób, które nigdy nie sądziły, że będą miały niewolniczy tatuaż, zostało teraz nim naznaczone, łącznie z kilkoma Nowymi Kupcami. Ronika spodziewała się, że teraz mogą zmienić swoją politykę.
Zgromadzony tłum falował z niepokojem. Kiedy smoczyca wróciła z polowania na najeźdźców, rozkazała się zebrać przywódcom Miasta Wolnego Handlu i powiedziała, że wkrótce zacznie z nimi pertraktacje. Słońce wtedy stało wysoko. Teraz zbliżała się noc, a Tintaglia się nie pojawiała. Ronika wróciła spojrzeniem na podwyższenie. Interesująco byłoby zobaczyć, kto przywoła zgromadzenie do porządku i kogo tłum posłucha.