Выбрать главу

Serilla stała wyprostowana; jej uśmiech wyglądał na szczery. Spojrzała za Chciwusa na Duyę, by tym uśmiechem objąć i ją.

– Oczywiście, że będę negocjować w waszym imieniu jako przedstawicielka satrapy. W imieniu was wszystkich. Nowy Kupiec Chciwus niezbyt dobrze się zastanowił nad swymi słowami. Czy zapomniał, że niektóre osoby w Mieście Wolnego Handlu są naznaczone tatuażem niewolnika, ponieważ ich jedyną zbrodnią było to, że dali się schwytać mieszkańcom Krainy Miedzi? Aby przeżyć i się rozwijać, Miasto Wolnego Handlu musi wrócić do swych najstarszych korzeni. Wedle jego karty praw było to miejsce, gdzie ambitni wygnańcy mogli stworzyć sobie nowe domy i życie. – Serilla roześmiała się rozbrajająco. – Pozostawiona tu, by dzierżyć władzę satrapy, ja też jestem swego rodzaju wygnanką. Już nigdy nie wrócę do Jamaillii. Muszę się stać mieszkanką Miasta Wolnego Handlu jak wy i stworzyć tu sobie nowe życie. Spójrzcie na mnie. Pomyślcie, że ucieleśniam wszystko, czym jest Miasto Wolnego Handlu. No, dalej – zachęciła ich łagodnie. Rozejrzała się po tłumie. – Zaakceptujcie mnie. Pozwólcie mi mówić w imieniu was wszystkich i związać nas jednym porozumieniem.

Do przodu wystąpiła Yani Khuprus, żądając tym samym prawa głosu. Z żalem kręciła głową.

– Niektórzy pośród nas nie chcą się wiązać słowem satrapy ani niczyim innym słowem oprócz naszego własnego. Mówię w imieniu Deszczowych Ostępów. Co kiedykolwiek uczyniła dla nas Jamaillia poza nakładaniem restrykcji na nasz handel i rabowaniem połowy naszych zysków? Nie, Towarzyszko Serillo. Nie jesteś żadną moją towarzyszką. Wiąż Jamaillię jak chcesz, ale Deszczowe Ostępy nie będą już dźwigały tego jarzma. Wiemy o tej smoczycy więcej niż ty. Nie pozwolimy ci przehandlować naszego życia dla ugłaskania Tintaglii. Mój lud polecił mi przemawiać w jego imieniu i tak uczynię. Nie mam prawa pozwolić, by jego głos utonął w twoim.

Yani zerknęła w dół, wymieniając spojrzenia z Brasem.

Ronika wyczuła, że przygotowali się na ten moment.

– Posłuchajcie jej – odezwał się Bras. – Smoczycy nie wolno ufać. Musicie chronić swoje zmysły przed jej urokiem, a wasze serca przed jej sprytnymi słowami. Mówię jako ktoś, kto był długo przez nią oszukiwany i kto zapłacił za to oszustwo wielką i bolesną stratą. Kiedy się widzi jej piękno, aż chce się ją uznać za cudowne, mądre stworzenie, które przybyło z legend, by nas uratować. Nie bądźcie tacy naiwni. Chciałaby, żebyśmy uwierzyli, że jest lepsza od nas, że może nas pokonać i rządzić nami tylko z racji tego, kim jest. Nie jest lepsza od nas, a w głębi serca uważam, że w rzeczywistości jest jedynie przebiegłym zwierzęciem, które umie formułować słowa. – Podniósł głos, żeby wszyscy go usłyszeli. – Powiedziano nam, że odsypia obfity posiłek. Czy ktokolwiek z nas ośmieli się zapytać, co się na niego złożyło? Jakim mięsem się pożywiła? – Kiedy jego słowa dotarły już do słuchaczy, dodał: – Wielu z nas wolałoby umrzeć, niż dłużej być niewolnikami. Cóż, ja wolałbym umrzeć, niż zostać jej niewolnikiem czy pożywieniem.

Świat nagle pociemniał. Chwilę później w tłum uderzył silny podmuch zimnego powietrza śmierdzącego wężami. Z okrzykami przerażenia i gniewu zebrani skulili się w cieniu smoczycy. Niektórzy odruchowo szukali schronienia pod ścianami, podczas gdy inni usiłowali się skryć w środku tłumu. Po chwili cień się przesunął i wróciło słabnące światło dnia, a Ronika poczuła, jak stwór ląduje na terenie przylegającym do Sali Zgromadzeń. Od siły uderzenia tak wielkiego ciała zadrżały ściany sali. Chociaż drzwi były za małe, by się w nie zmieściła, Ronika zadała sobie pytanie, czy nawet solidne kamienne ściany oparłyby się energicznemu atakowi smoczycy. Chwilę później stwór wspiął się na tylne łapy, a przednie, zakończone szponami, oparł na szczycie ściany. Smoczyca spojrzała na zgromadzonych, pochylając na wężowej szyi głowę wielkości wozu. Prychnęła, aż Bras Khuprus zachwiał się pod uderzeniem powietrza z jej nozdrzy.

– A więc jestem zwierzęciem dość przebiegłym, by mówić, tak? A jaki tytuł nadajesz sobie, człowieku? Jak możesz twierdzić, że jesteś mi równy ze swoją śmieszną długością życia i okrojoną pamięcią?

Wszyscy się cofali, napierając na znajdujących się z tyłu, byle tylko zostawić wolną przestrzeń wokół przedmiotu niezadowolenia Tintaglii. Nawet dyplomaci na podwyższeniu osłaniali twarze uniesionymi rękami, jakby się bali, że dosięgnie ich kara przewidziana dla Brasa. Wszyscy czekali na jego śmierć.

Selden zeskoczył lekko z krawędzi podwyższenia – Ronika wstrzymała oddech – śmiało wszedł między Brasa i rozgniewaną smoczycę i skłonił się nisko.

– Witaj, o lśniąca! – Wszystkie oczy skierowały się na niego. – Zebraliśmy się tu wedle twego polecenia. Czekaliśmy na twój powrót, władczyni nieba, żeby się dokładnie dowiedzieć, jakie nam wyznaczasz zadanie.

– Ach. Rozumiem. – Smoczyca uniosła łeb, by lepiej widzieć zgromadzonych. Wszyscy mimowolnie przyklękli. – A zatem nie zebraliście się, by spiskować przeciwko mnie?

– Nikt się poważnie nie zastanawiał nad taką możliwością! – skłamał dzielnie Selden. – Może jesteśmy tylko ludźmi, ale nie jesteśmy głupi. Komuż spośród nas mogłoby przyjść do głowy, by sprzeciwić się twojej łuskowatej potędze? Wśród nas krąży wiele opowieści o twoich dzisiejszych mężnych czynach. Wszyscy słyszeli o twoim przerażającym oddechu, o wietrze spod twoich skrzydeł i sile twego ogona. Wszyscy pojmują, że bez twej chwalebnej potęgi nasi wrogowie by nas pokonali. Pomyśl, jak smutny mógłby to być dla nas dzień, to oni bowiem dostąpiliby zaszczytu służenia tobie.

Ronika zastanawiała się, do kogo przemawia Selden. Czy pochlebiał smoczycy, czy może jego słowa miały przypomnieć zebranym, że równie dobrze mogą jej służyć inni ludzie? Ludzi z Miasta Wolnego Handlu można zastąpić. Może jedynym sposobem przeżycia jest uznanie, że służą jej dobrowolnie.

Wielkie srebrzyste oczy wirowały ciepło w rytm jego pochlebstw. Ronika patrzyła w ich otchłań i poczuła, że smoczyca ją pociąga. Była naprawdę wspaniała. Nakładające się na siebie łuski na jej pysku przypominały Ronice miękko układające się ogniwa delikatnego łańcuszka. Tintaglia przyglądała się zebranym ludziom, kołysząc łagodnie głową z boku na bok. Ronika była zauroczona tym ruchem, poświęcała mu całą uwagę. Smoczyca była zarazem srebrzysta i błękitna, i każdy ruch wydobywał spośród łusek oba kolory. Szyję pochylała z wdziękiem łabędzia. Roniką zawładnęło pragnienie dotknięcia smoczycy, przekonania się, czy łagodnie falująca skóra jest ciepła czy zimna. Wszędzie wokół niej ludzie zbliżali się nieznacznie do Tintaglii, urzeczeni jej urodą. Ronika poczuła, jak opuszcza ją napięcie. Nadal była zmęczona, lecz było to dobre zmęczenie, jak miękki ból mięśni pod koniec pracowitego dnia.

– To, czego od was potrzebuję, jest proste – powiedziała cicho smoczyca. – Ludzie zawsze byli budowniczymi i kopaczami. W waszej naturze leży kształtowanie przyrody dla waszych własnych potrzeb. Tym razem ukształtujecie świat dla moich potrzeb. W pewnym miejscu na Rzece Deszczowej jest płycizna. Chcę, żebyście się tam udali i pogłębili ją na tyle, by mógł tam przepłynąć morski wąż. To wszystko. Zrozumieliście?