Zadanie tego pytania jakby rozwiązało ludziom języki. Zaczęli cicho rozmawiać w łagodnym zdumieniu. To wszystko, o co prosi?
Wtedy z tyłu tłumu ktoś krzyknął:
– Dlaczego? Dlaczego chcesz, żeby węże mogły płynąć w górę Rzeki Deszczowej?
– To są młode smoków – odparła spokojnie Tintaglia. – Muszą udawać się w górę rzeki do specjalnego miejsca, żeby uprząść kokony i stać się dorosłymi smokami. Kiedyś istniało dogodne miejsce obok miasta Trehaug, lecz te ciepłe, piaszczyste brzegi zostały pochłonięte przez bagna. W górnym biegu rzeki wciąż znajduje się miejsce, które mogłoby się nadać. Jeśli wężom uda się tam dotrzeć.
Przez chwilę jej oczy wirowały w zamyśleniu.
– Kiedy się znajdą w kokonach, będą potrzebowały strażników. W ciągu zimy, kiedy będą się przeistaczać, będziecie musieli je strzec przed drapieżnikami. Dawno temu to zadanie smoki dzieliły z Najstarszymi. Budowali oni swoje miasta niedaleko naszych terenów lęgowych, by lepiej chronić nasze kokony, nim wiosna przynosiła jasny blask słońca, potrzebny nam do wyklucia. Gdyby nie miasto Najstarszych w pobliżu dolnego terenu lęgowego, nie zostałabym uratowana. Możecie budować tam, gdzie niegdyś mieszkali Najstarsi.
– W Deszczowych Ostępach? – zapytał ktoś z pełnym niedowierzania przerażeniem. – Woda jest kwaśna; można tam pić tylko deszczówkę. Ziemia wciąż drży. Ludzie, którzy zbyt długo mieszkają w Deszczowych Ostępach, tracą zmysły. Ich dzieci rodzą się martwe lub ułomne, a z biegiem lat ich ciała potwornieją. Wszyscy to wiedzą.
Smoczyca wydała dziwny dźwięk. Ronika zesztywniała, ale po chwili zdała sobie sprawę, co to takiego. Śmiech.
– Ludzie mogą mieszkać nad Rzeką Deszczową. Dowodem na to jest Trehaug. Lecz przedtem, na długo przedtem na brzegach Rzeki Deszczowej stały cudowne miasta. Znów mogą tam stanąć. Pokażę wam, jak można uczynić tę wodę zdatną do picia. Ziemia osiadła; będziecie musieli mieszkać na drzewach, tak jak w Trehaug; nie ma na to rady.
Ronika poczuła w głowie dziwne mrowienie. Zamrugała gwałtownie. Coś… ach, tak. To to się zmieniło. Smoczyca przeniosła wzrok na inną część tłumu. Ronika znów poczuła się w pełni władz umysłowych. Postanowiła bardziej mieć się na baczności przed wirującym smoczym spojrzeniem.
Z podwyższenia odezwała się Yani Khuprus. Ośmieliła się zwrócić do smoczycy, więc głos jej drżał, lecz brzmiała w nim żelazna stanowczość.
– Zaiste, ludzie mogą mieszkać w Deszczowych Ostępach. Lecz nie bez ponoszenia kosztów i nie bez pewnych umiejętności. My stanowimy tego dowód. Deszczowe Ostępy należą do Kupców z Deszczowych Ostępów. Nie pozwolimy ich sobie odebrać. – Przerwała i zaczerpnęła niepewnie tchu. – Nikt inny nie wie, jak przetrwać nad rzeką, jak budować na drzewach albo jak przetrzymać pory szaleństwa. Zasypane miasto, w którym niegdyś poszukiwaliśmy towarów na handel, jest już dla na niedostępne. Musimy znaleźć inne sposoby przeżycia. Mimo wszystko Deszczowe Ostępy są naszym domem. Nie oddamy ich.
– A zatem to wy będziecie musieli strzec zimą kokonów – powiedziała gładko smoczyca i przekrzywiła głowę. – Jesteście lepiej do tego przygotowani, niż sądzicie.
Yani wyraźnie zebrała się na odwagę.
– Może będziemy w stanie to robić. Pod pewnymi warunkami. – Zerknęła na zgromadzonych i w przypływie pewności siebie poleciła: – Zapalcie pochodnie. Ustalanie szczegółów może trochę potrwać.
– Ale na pewno nie długo – rzekła ostrzegawczym tonem smoczyca.
Yani nie straciła rezonu.
– To nie jest zadanie dla garstki ludzi z łopatami. W pogłębianiu koryta rzeki dla ciebie będą nam musieli pomóc inżynierowie i robotnicy z Miasta Wolnego Handlu. Trzeba to będzie zaplanować, potrzebnych będzie wielu robotników. Populacja Trehaug może nie poradzić sobie z takim przedsięwzięciem.
Głos Yani nabrał pewności i intonacji handlarza. To było coś, co umiała dobrze robić.
– Trzeba będzie oczywiście pokonać przeszkody, lecz Kupcy z Deszczowych Ostępów są przyzwyczajeni do trudów życia w tej krainie. Trzeba będzie żywić robotników i dać im schronienie. Trzeba będzie sprowadzać żywność, a do tego są potrzebne nasze żywostatki, takie jak „Pojętny”, który został nam odebrany. Oczywiście pomożesz nam go odzyskać? A także bronić ujścia rzeki przed statkami z Krainy Miedzi, żeby dostawy odbywały się bez przeszkód?
Smoczyca zwęziła oczy.
– Oczywiście – odparła nieco sztywno. – Z pewnością to was zadowoli.
W całej pozbawionej dachu sali zapalano pochodnie. Zdawało się, że ich blask jeszcze bardziej podkreśla czerń nieba. Robiło się zimno. W świetle pochodni było widać obłoczki oddechów, a ludzie stanęli bliżej siebie, by wzajemnie się ogrzać. Nocne niebo zaczęło wysysać ciepło krótkiego dnia, lecz nikomu nie przyszło do głowy wyjść. Targowanie się stanowiło treść życia Miasta Wolnego Handlu, a ta umowa była zbyt ważna, by nie oglądać jej narodzin. Na zewnątrz ktoś podniesionym głosem relacjonował negocjacje ludziom zgromadzonym przed wejściem.
Yani ściągnęła pokryte łuskami brwi.
– Będziemy musieli wybudować drugie miasto w pobliżu tego „górnego terenu lęgowego”, o którym mówisz. To zajmie trochę czasu.
– Czasu nie mamy – oznajmiła ze zniecierpliwieniem smoczyca. – Nadzwyczaj ważne jest, by prace rozpoczęły się jak najszybciej, zanim zginą węże.
Yani bezradnie wzruszyła ramionami.
– Jeśli trzeba się śpieszyć, to będzie potrzeba jeszcze więcej robotników. Być może będziemy musieli sprowadzić ich aż z Jamaillii. Trzeba będzie im zapłacić. Skąd się wezmą pieniądze?
– Pieniądze? Zapłacić? – zapytała smoczyca, zaczynając wpadać w złość.
Nagle głos zabrała Duya. Podeszła na skraj podwyższenia i stanęła obok Yani.
– Nie trzeba udawać się po robotników do Jamaillii. Są tu moi ludzie. Tatuowani zostali sprowadzeni tu do pracy i nie płacono im za nic. Niektórzy z nas zapewne zechcą udać się w górę rzeki i wykonać tę robotę, nie dla pieniędzy, lecz dla szansy, jaką może nam ona dać. Szansę na domy i własną przyszłość. Dajcie nam na początek żywność i schronienie. Będziemy pracować na własne majątki.
Yani odwróciła się do niej. W twarzy kobiety z Deszczowych Ostępów zapłonęła nadzieja. Zaczęła wyraźnie i powoli przedstawiać warunki umowy.
– Aby przybyć do Deszczowych Ostępów, trzeba stać się ich mieszkańcem. Nie możecie się od nas separować. – Zajrzała Duyi głęboko w oczy, lecz Tatuowana nie odwróciła spojrzenia od łusek Yani i jej łagodnie lśniących oczu. Yani uśmiechnęła się do niej, a potem nagle omiotła wzrokiem zebranych. Sprawiała wrażenie, że widzi Tatuowanych w nowym świetle. – Wasze dzieci będą musiały wybrać sobie mężów i żony spośród nas. Wasze wnuki będą już pochodzić z Deszczowych Ostępów. Kiedy się raz zamieszka w Deszczowych Ostępach, nie ma odwrotu. Nie możecie zostać odmiennym ludem z odmiennymi obyczajami. To nie jest łatwe życie. Wielu z was umrze. Czy rozumiecie, co proponujecie?
Duya odchrząknęła. Kiedy Yani zerknęła na nią, popatrzyła jej prosto w oczy.
– Mówisz, że musimy stać się mieszkańcami Deszczowych Ostępów. Wy nazywacie siebie Kupcami z Deszczowych Ostępów. Czy staniemy się nimi? Kupcami? Z prawami Kupców?
– Ci, którzy wychodzą za Kupców z Deszczowych Ostępów, zawsze stają się Kupcami z Deszczowych Ostępów. Zmieszajcie wasze rodziny z naszymi, a to, co wasze, stanie się naszym.