– Nasze domy będą należeć do nas? Cokolwiek zdobędziemy, będzie nasze?
– Oczywiście.
Duya spojrzała po zebranych ludziach, wyszukując wzrokiem grupki Tatuowanych.
– Powiedzieliście mi, że tego pragniecie. Domów i dobytku, który moglibyście przekazać swoim dzieciom. Żyć na równej stopie z sąsiadami. Mieszkańcy Deszczowych Ostępów nam to proponują. Uczciwie ostrzegają nas przed przyszłymi trudami. Przemówiłam w waszym imieniu, lecz zadecydować musi każde z was. Wśród Tatuowanych rozległo się pytanie:
– A jeśli nie zechcemy się udać do Deszczowych Ostępów? Co wtedy?
– Mówię z poparciem satrapii – odezwała się Serilla. – Od tej pory nie będzie w Mieście Wolnego Handlu niewolników. Tatuowani są Tatuowanymi: nie więcej ani mniej. Gdybym wyniosła ich do poziomu Kupców, pogwałciłabym pierwotną kartę praw Kupców Miasta Wolnego Handlu. Nie mogę tego zrobić. Mogę jednak oznajmić, że od tej pory, zgodnie z pierwotnymi prawami Miasta Wolnego Handlu, satrapia Jamaillii nie będzie uznawać niewolnictwa ani roszczeń właścicieli niewolników w Mieście Wolnego Handlu. – Ściszyła dramatycznie głos. – Tatuowani, jesteście wolni.
– Zawsze byliśmy! – zawołał ktoś z tłumu, psując efekt słów Towarzyszki.
Chciwus po raz ostatni spróbował ocalić siłę roboczą swojej grupy.
– Ale przecież służący pracujący na umowie to zupełnie inna sprawa…
Został zakrzyczany, ale nie tylko przez tłum; ryknęła też smoczyca.
– Dosyć. Te drobne sprawy rozwiążcie we własnym czasie. Jeśli tylko robota zostanie wykonana, nie obchodzi mnie, na jaki kolor będziecie sobie barwić skórę albo jak będziecie się nazywać. – Spojrzała na Yani Khuprus. – Inżynierów i planistów możecie sobie wziąć z Miasta Wolnego Handlu. Macie siłę roboczą. Ja wzbiję się jutro w niebo, by uwolnić „Pojętnego” i odnaleźć inne żywostatki, a potem wyślę je wszystkie do was. Przyrzekam nie dopuszczać wrogich statków na wody między Trehaug i Miastem Wolnego Handlu w czasie, kiedy będziecie wykonywać tę pracę. Teraz wszystko zostało już ustalone.
Niebo było czarne. Smoczyca lśniła srebrem i błękitem; kołysała łagodnie głową nad tłumem, czekając na jego zgodę. Pełgające światło pochodni pieściło jej cudowny kształt. Ronika czuła się jak w baśni, jak świadek wielkiego cudu. Drobne problemy wymagające jeszcze rozwiązania nagle wydały się niewarte dyskusji. Czyż Tintaglia nie zauważyła, że są istotami, które krótko żyją? Z pewnością to, co się wydarzy w tak krótkim przebłysku czasu, jaki zajmują ludzie, może mieć niewielkie znaczenie. Pomoc Tintaglii w przywróceniu światu smoków będzie sposobem na zostawienie w świecie swego śladu.
Przez tłum przebiegło westchnienie zgody. Ronika sama powoli kiwnęła głową.
– Słodka – odezwała się cicho Keffria obok niej. Słowo to zaniepokoiło Ronikę. W sali zrobiło się tak cicho, że zabrzmiało ono jak kamyk wrzucony do nieruchomego stawu. W ich stronę zwróciło się kilka głów. Keffria wzięła głębszy oddech i wypowiedziała imię głośniej. – Słodka.
Smoczyca odwróciła się, by na nią spojrzeć, a w jej oczach nie było zadowolenia.
– O co chodzi? – zapytała.
Keffria postąpiła ku smoczycy, każdym krokiem wyrażając agresję.
– Słodka! – wykrzyczała to imię. – Słodka była moją córką. Podobno przez ciebie poniosła śmierć. A teraz, omamiony jakąś niegodziwą magią, mój syn, moje ostatnie dziecko, stoi przed tobą i cię wychwala. Wszyscy moi pobratymcy mruczą i uśmiechają się na twój widok jak niemowlęta oczarowane błyskotką.
Ronika poczuła dziwny niepokój. Jak Keffria śmie tak mówić do tej wspaniałej i dobrotliwej istoty, istoty, która ocaliła całe Miasto Wolnego Handlu – istoty odpowiedzialnej za śmierć Słodkiej? Przez chwilę Ronika była zdezorientowana, jakby się nagle obudziła z głębokiego snu.
– Ależ, mamo… – zaczął błagalnie Selden, biorąc ją za rękę.
Keffria stanowczo odsunęła syna na bok, żeby nie przeszkadzał, i mówiła dalej. Jej rosnący gniew spowodowany tym, jak smoczyca manipulowała tłumem, zrobił wyłom w jej zastygłym sercu. Razem z bólem wylewała się z niego wściekłość.
– Ja nie ulegam twojemu czarowi. Ja się zastanawiam, jak mogłabym się na tobie zemścić. Jeśli jest nie do pomyślenia, że nie zamierzam oddawać czci komuś, kto pozwolił umrzeć mojej córce, to lepiej od razu mnie zabij. Chuchnij na mnie i rozpuść moje ciało. Warto będzie ponieść taką śmierć, jeśli otworzy ona oczy na ciebie memu synowi i wszystkim, którzy chcą się przed tobą płaszczyć. – Te ostatnie słowa wyrzuciła z siebie gwałtownie, po czym omiotła spojrzeniem tłum zebranych. – Nie chcieliście słuchać Brasa Khuprusa. Patrzcie teraz i zobaczcie, jaka naprawdę jest ta istota.
Smoczyca uniosła głowę. Słaba luminescencja jej srebrzystych oczu upodabniała je do bladych gwiazd. Rozwarła szeroko ogromne szczęki, lecz Keffria odnalazła w końcu swoją odwagę. Selden znieruchomiał z przerażenia, patrząc to na matkę, to na Tintaglię. Keffrię bolało, że jej syn najwyraźniej nie potrafi wybrać między nimi, lecz się nie poddawała. Smoczyca nabrała tchu i wszyscy inni ludzie cofnęli się w popłochu. Wtedy do Keffrii podeszła Ronika, przepychając się przez tłum, i wzięła ją za rękę. Razem patrzyły wyzywająco w górę na stwora, który odebrał Słodkiej życie, a Seldenowi serce.
– Oddaj mi moje dzieci! – odezwała się jeszcze raz Keffria. – Albo daj mi śmierć!
Nagle Bras Khuprus roztrącił wszystkich troje. Keffria zachwiała się i padła na kolana, a Ronika upadła obok niej. Usłyszała dobiegający z podwyższenia okrzyk przerażenia Yani Khuprus. W miejscu, gdzie stali poprzednio, stał teraz samotnie młody Kupiec z Deszczowych Ostępów.
– Uciekajcie! – krzyknął do Vestritów, po czym okręcił się na pięcie do smoczycy. Łuskowatą twarz wykrzywiała mu wściekłość.Tintaglio! – ryknął. – Przestań!
W ręce trzymał obnażoną szablę.
O dziwo, smoczyca znieruchomiała. Paszczę miała wciąż rozwartą. Na jednym z jej kłów uformowała się kropla płynu. Kiedy spadła na kamienną posadzkę Sali Zgromadzeń, kamień zasyczał i się pod nią rozpuścił.
To jednak nie Bras powstrzymał smoczycę. Zrobił to Selden. Postąpił cicho do przodu i zadarł głowę. Jego słowa i zachowanie uzdrowiły serce Keffrii.
– Proszę cię, nie rób im krzywdy! – rzekł chłopiec błagalnym, piskliwym tonem, zapomniawszy o dworskich manierach. – Proszę cię, smoczyco, to moja rodzina, równie mi droga, jak twoja tobie. Chcemy tylko odzyskać moją siostrę. Skoro jesteś taka potężna, nie możesz nam tego dać? Nie możesz sprowadzić jej z powrotem?
Bras popchnął Seldena w stronę Keffrii. Matka schwyciła go w otępiałym milczeniu. To jej syn, wciąż naprawdę jej syn, bez względu na to, jak bardzo łuski znaczą jego twarz. Przytuliła go mocno do siebie i poczuła, że matka wzmacnia uścisk na jej ręce. Vestritowie trzymają się razem bez względu na to, co może im się przytrafić.
– Nikt nie może sprowadzić z powrotem kogoś, kto nie żyje, Seldenie – powiedział beznamiętnym tonem Bras. – Nie ma co jej o to prosić. Słodka nie żyje. – Uniósł głowę, by spojrzeć na smoczycę, i pełgający blask pochodni zatańczył na jego poznaczonej łuskami twarzy, upodabniając go do Tintaglii. – Keffria ma rację. Nie dam się uwieść. Bez względu na to, co możesz uczynić dla Miasta Wolnego Handlu, powinno się odsłonić twoje intencje, żeby inni nie nabrali się na twoje sztuczki. – Odwrócił się do zebranych i szeroko rozłożył ręce. – Słuchajcie mnie, mieszkańcy Miasta Wolnego Handlu! Ona oczarowała was swoim urokiem. Nie możecie wierzyć ani ufać tej istocie. Nie dotrzyma słowa. Kiedy będzie jej to pasowało, odrzuci wszelkie umowy i stwierdzi, że kogoś tak wspaniałego jak ona nie może wiązać umowa z istotami tak pozbawionymi znaczenia, jak my. Pomóżcie jej, a przywrócicie do życia rasę tyranów! Stawcie jej opór teraz, kiedy trzeba walczyć tylko z nią jedną.