Выбрать главу

– Czarodrzew płonie.

– Ciało też – odparł głosik. – Ty i ja jesteśmy związani równie mocno, jak „Vivacia” i Prawy. Chcesz wypróbować tę więź? Nogę już straciłeś. Chcesz sprawdzić, jak się żyje bez oczu?

Słowa amuletu przeszyły kręgosłup pirata igłą lodu. Jak dużo to coś wie?

– Ach, Bystry, niewiele sekretów może się uchować między kimś takim, jak ja i ty. Niewiele. – Głosik odpowiadał raczej na jego myśli niż słowa. Czy amulet naprawdę mógł wiedzieć, co myśli Bystry, czy tylko się domyślał?

– Oto sekret, którym się mogę podzielić z „Vivacią” – ciągnął niezmordowanie amulet. – Mógłbym jej powiedzieć, że ty sam nie masz pojęcia, co się stało podczas tej akcji ratunkowej. Że, gdy przeszła ci euforia, kuliłeś się w łóżku i dygotałeś jak dziecko, podczas gdy Etta doglądała Prawego. – Przerwał. – Może rozbawi to Ettę?

Nieopatrzny rzut oka na nadgarstek ukazał mu szyderczy grymas na twarzyczce amuletu. Bystry stłumił niepokój. Nie zaszczyci złośliwego maleństwa odpowiedzią. Wziął kulę i szybko zszedł z drogi kilku marynarzom, śpieszącym poprawić żagiel, który nie podobał się Yolowi.

Co się naprawdę wydarzyło, gdy opuszczali Wyspę Innego Ludu? Wokół nich szalał sztorm, a Prawy leżał nieprzytomny, być może umierający, na dnie łodzi. Bystry wściekał się na los, który usiłował pozbawić go przyszłości właśnie w chwili, gdy był tak blisko jej zrealizowania. Wstał w gigu, by pogrozić morzu pięścią i zakazać mu ich zatopić, a wiatrowi przeciwstawiać się im. Nie tylko zostały wysłuchane jego słowa, ale i z głębin wychynął wąż z wyspy, by popchnąć giga ku statkowi. Bystry odetchnął głęboko, nie dopuszczając do siebie strachu. Już i tak trudno mu było znosić to, że jego własna załoga czciła go teraz każdym spojrzeniem, kuląc się na najmniejszą oznakę niezadowolenia z jego strony. Nawet Etta drżała z lęku pod jego dotykiem i rozmawiała z nim, opuszczając wzrok. Co jakiś czas wracała do dawnej poufałości, lecz kiedy tylko się orientowała, że to robi, była przerażona własnym zachowaniem. Jedynie statek nadal odnosił się do niego bez lęku. Teraz wyjawił, że ten cud stworzył kolejną barierę między nimi. Bystry nie godził się na uleganie ich przesądom. Cokolwiek się stało, musi to zaakceptować i zachowywać się tak jak zawsze.

Dowodzenie statkiem wymagało od kapitana autorytetu. Nikt nie mógł się z nim bratać. Bystry zawsze cieszył się z tej izolacji właściwej dowódcy. Odkąd Sorcor przejął komendę nad „Mariettą”, stracił nieco ze swego szacunku wobec Bystrego. Wypadek ze sztormem na nowo ustalił jego pozycję jako tego, kto stoi wyżej w hierarchii. Teraz jego były zastępca spoglądał na niego z osłupieniem, niczym na boga. Bystremu nie przeszkadzała zbytnio ta zwyżka w uznaniu załogi. Trapiła go świadomość, że spadając z tego nowego szczytu, może się roztrzaskać na kawałki. Teraz mógł go skompromitować w ich oczach nawet najmniejszy błąd. Musi być jeszcze ostrożniejszy niż dotychczas. Ścieżka, na którą wkroczył, stawała się coraz węższa i bardziej stroma. Ułożył wargi w swój zwyczajowy nieznaczny uśmiech. Nikt nie może zobaczyć jego niepewności. Poszedł do kajuty Prawego.

* * *

– Prawy? Tu masz wodę. Pij.

Etta ścisnęła nad jego ustami małą gąbkę. Skapnęły krople. Patrzyła z niepokojem, jak jego pokryte pęcherzami wargi się rozchylają. Jego spuchnięty język poruszył się i ujrzała, że Prawy przełyka. Zaraz po tym zaczął szybko chwytać ustami powietrze.

– Tak lepiej? Chcesz więcej?

Nachyliła się i obserwowała jego twarz, z napięciem czekając na odpowiedź. Przyjęłaby cokolwiek, drgnienie powieki, rozchylenie nozdrzy. Nie doczekała się żadnej reakcji. Znów namoczyła gąbkę.

– Masz jeszcze wody – powiedziała i posłała kolejny strumyczek do jego ust. Prawy znów przełknął.

Napoiła go jeszcze trzykrotnie. Za ostatnim razem strużka pociekła po jego bladym policzku. Etta osuszyła go delikatnie. Wraz z wodą odchodziła skóra. Potem kobieta odchyliła się na oparcie krzesła stojącego przy koi i ze znużeniem przyjrzała się chłopcu. Nie potrafiła powiedzieć, czy zaspokoiła jego pragnienie, czy też jest zbyt zmęczony, by przełknąć więcej. Ku pokrzepieniu, wyliczyła w pamięci: żył, oddychał, pił. Próbowała zbudować na tym nadzieję. Upuściła gąbkę z powrotem do miseczki z wodą. Przez chwilę spoglądała na własne dłonie. Oparzyła je, ratując Prawego. Kiedy chwyciła go, by nie utonął, przeniosła śluz węża z ubrania chłopca na siebie. Zostały jej po tym błyszczące czerwone plamy, boleśnie wrażliwe na gorąco i ziąb. A i tak śluz miał już wtedy mniejszą moc, wżarłszy się wcześniej w ubranie i ciało Prawego.

Jego ubranie zmieniło się w cienkie łachmany. A potem, tak jak ciepła woda topi lód, śluz strawił mu skórę. Najbardziej ucierpiały dłonie Prawego, lecz kropelki śluzu poznaczyły też twarz. Po warkoczu zostały tylko nierówne kępki czarnych włosów, uczepione głowy. Etta obcięła te resztki, by nie leżały na ranach. Ostrzyżona głowa sprawiała, że Prawy wyglądał na jeszcze młodszego, niż był w rzeczywistości.

W niektórych miejscach zmiany wydawały się nie gorsze od oparzenia słonecznego. W innych surowa tkanka lśniła wilgocią obok opalonej, zdrowej skóry. Opuchlizna zniekształciła rysy chłopca, zmieniając mu oczy w szparki pod nawisem brwi. Jego palce przypominały kiełbaski. Oddech się rwał, do wtóru wilgotnego charkotu. Sączące się ciało przywierało do lnianych prześcieradeł. Etta podejrzewała, że Prawy bardzo cierpi, a mimo to okazywał jedynie nieznaczne oznaki bólu. Tak mało reagował na wszelkie bodźce, że bała się, iż chłopiec umiera.

Zacisnęła mocno powieki. Jeśli umrze, obudzi się na nowo cały ten ból, którego nauczyła się nie dopuszczać do siebie. To potwornie niesprawiedliwe, że miała go stracić tak szybko po tym, jak w końcu zdołała mu zaufać. Nauczył ją czytać. Ona nauczyła go walczyć. Współzawodniczyła z nim zazdrośnie o uwagę Bystrego. Jakimś sposobem zaczęła go wtedy uważać za przyjaciela. Jak to się stało, że pozwoliła sobie na taką nieostrożność? Dlaczego pozwoliła sobie na taką wrażliwość?

Poznała go lepiej niż ktokolwiek na pokładzie. Dla Bystrego Prawy był talizmanem i prorokiem jego sukcesu, chociaż kapitan cenił chłopca i może nawet go kochał na swój powściągliwy sposób. Załoga zaakceptowała Prawego, z początku niechętnie, a potem z niemal ojcowską dumą, odkąd łagodny chłopak postawił się w Łupigrodzie i z ostrzem w dłoni wygłosił poparcie dla Bystrego jako króla. Jego towarzysze chcieli, by Prawy zszedł na Plażę Skarbów, pewni, że cokolwiek tam znajdzie, stanie się to zapowiedzią przyszłej wielkości Bystrego. Nawet Sorcor zaczął traktować Prawego z tolerancją i sympatią. Ale żaden z nich nie znał go tak jak ona. Gdyby Prawy umarł, poczuliby smutek, lecz ona byłaby osierocona.

Odsunęła od siebie te myśli. Nie były ważne. Najistotniejsze pytanie brzmiało: w jaki sposób śmierć Prawego wpłynęłaby na Bystrego? Nie potrafiła zgadnąć. Przed pięcioma dniami przysięgłaby, że zna pirata jak nikt. Nie twierdziła, że zgłębiła wszystkie jego tajemnice; był bardzo skrytym człowiekiem i motywy jego postępowania często ją zdumiewały. Mimo to traktował ją uprzejmie, a nawet więcej niż uprzejmie. Wiedziała, że go kocha. To jej wystarczyło; nie żądała wzajemności. Był Bystrym i tylko tego od niego wymagała.

Kiedy Prawy zaczął nieśmiało wypowiadać swoje przypuszczenia, słuchała go z pełnym pobłażliwości sceptycyzmem. Jego początkowa nieufność w stosunku do Bystrego zmieniła się powoli w wiarę, że pirat jest wybrany przez Sa do spełnienia jakiegoś wielkiego przeznaczenia. Etta podejrzewała, że Bystry wykorzystuje naiwność chłopca i utwierdza Prawego w jego przekonaniach po prostu po to, by móc go włączyć do własnych działań. Szanowała Bystrego, ale wierzyła, że jest zdolny do takich podstępów. To, że był gotów zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel, nie pogarszało opinii Etty o jej mężczyźnie.