Выбрать главу

Było tak jednak, zanim ujrzała, jak Bystry wznosi ręce i głos, by uciszyć sztorm i wydać rozkaz morskiemu wężowi. Od tamtej chwili miała wrażenie, że mężczyzna, którego kochała, został porwany, a na jego miejscu pojawił się ktoś inny. Nie była w tym odczuciu odosobniona. Załoga, która poszłaby za kapitanem Bystrym na dowolną krwawą śmierć, teraz milkła, gdy się zbliżał, i niemal kuliła ze strachu przy każdym jego bezpośrednim rozkazie. Bystry ledwie to zauważał. I to właśnie było niesamowite. Zachowywał się tak, jakby akceptował to, co uczynił, i tego samego oczekiwał od otoczenia. Rozmawiał z Ettą, jakby nic się nie zmieniło. I, co było wstrząsające, dotykał jej tak jak zawsze. Nie była godna, by dotykała jej taka istota, ale też nie ośmielała się odmówić mu siebie. Kimże była, by kwestionować wolę kogoś takiego, jak on?

A kim on jest?

Etcie przyszły do głowy słowa, które kiedyś by wyśmiała.

Naznaczony Przez Boga. Ukochany przez Sa. Przeznaczony. Przepowiedziany. Wybraniec losu. Chciała się roześmiać i zapomnieć o tych wymysłach, lecz nie potrafiła. Od samego początku Bystry nie przypominał jej żadnego innego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek znała. Wydawało się, że nie dotyczą go żadne zasady. Zwyciężał tam, gdzie każdy inny poniósłby porażkę, bez wysiłku dokonywał czynów niewykonalnych. Zaskakiwały ją zadania, jakie sobie wyznaczał. Rozmiar ambicji zdumiewał. Czyż nie schwytał żywostatku z Miasta Wolnego Handlu? Jaki inny człowiek wydobrzał po ataku morskiego węża? Kto oprócz Bystrego mógł sprawić, żeby ta hołota z wiosek rozrzuconych na Wyspach Pirackich zaczęła się uważać za pionierów rozległego królestwa, prawowitego królestwa Bystrego?

Jaki człowiek żywi takie marzenia, nie mówiąc już o ich spełnianiu?

Takie pytania sprawiały, że tym dotkliwiej brakowało jej Prawego. On mógłby pomóc jej zrozumieć. Chociaż był młody, spędził prawie całe życie na nauce w klasztorze. Kiedy go poznała, pogardzała nim za uczony sposób bycia i delikatne maniery. Teraz żałowała, że nie może się zwrócić do niego ze swoimi wątpliwościami. Słowa takie, jak „przeznaczenie”, „los”, „omen” wypowiadał z równą łatwością, jak ona przekleństwa. W jego ustach brzmiały wiarygodnie.

Zorientowała się, że bawi się małym woreczkiem zawieszonym na szyi. Otworzyła go z westchnieniem i jeszcze raz wyjęła zeń figurkę. Znalazła ją w swoim bucie, razem z piaskiem i skorupkami pąkli, po ucieczce z Wyspy Innego Ludu. Kiedy zapytała Bystrego, co może oznaczać taki znak z Plaży Skarbów, odrzekł jej, że ona już to wie. Ta odpowiedź przeraziła ją bardziej niż najgroźniejsza przepowiednia, jaką mógłby wypowiedzieć.

– Ale ja naprawdę nie wiem – powiedziała cicho do Prawego.

Laleczka mieściła się na jej dłoni. W dotyku przypominała kość słoniową, lecz była zabarwiona na dokładnie taki różowy kolor, jaki ma ciałko malutkiego dziecka. Zwinięte i śpiące niemowlę miało na policzkach maleńkie, idealne rzęsy, uszy niczym drobniutkie muszelki i oplatający je wężowy ogon. Szybko się nagrzewało na dłoni, a gładkość skóry aż prowokowała do dotknięcia. Etta powiodła palcem wzdłuż krzywizny kręgosłupa.

– Wygląda mi na niemowlę. Ale co to może dla mnie oznaczać? – Ściszyła głos i niemal wyszeptała do ucha Prawego, jakby mógł ją usłyszeć: – Bystry raz kiedyś mówił o dziecku. Spytał, czy urodziłabym je, gdyby tego ode mnie chciał. Powiedziałam mu, że tak. Czy o to właśnie chodzi? Czy Bystry zamierza mnie poprosić o urodzenie mu dziecka?

Jej dłoń zawędrowała na płaski brzuch. Poprzez koszulę wyczuła pod palcem niewielkie wybrzuszenie. Miała przekłuty pępek i nosiła w nim kółko z amuletem z czarodrzewu w kształcie maleńkiej czaszki, który chronił ją od chorób i ciąży.

– Prawy, ja się boję. Boję się, że nie sprostam tym marzeniom. A jeśli go zawiodę? Co mam robić?

– Nie poproszę o nic, co wedle mego mniemania mogłoby cię przerastać.

Etta ze zduszonym krzykiem zerwała się na równe nogi. Odwróciła się i zobaczyła w otwartych drzwiach Bystrego. Zasłoniła usta dłonią.

– Nie słyszałam cię – wyznała z poczuciem winy.

– Ach, ale ja słyszałem ciebie. Czy nasz chłopiec się obudził? Prawy?

Bystry pokuśtykał w głąb kajuty i utkwił w nieruchomej postaci chłopca spojrzenie pełne nadziei.

– Nie. Pije wodę, ale poza tym nie zdradza żadnych oznak powrotu do zdrowia.

Etta nie siadała.

– Lecz mimo to zadajesz mu te pytania? – zauważył Bystry w zadumie. Odwrócił głowę i przeszył Ettę spojrzeniem.

– Nie mam z kim dzielić takich wątpliwości. To znaczy… – Zawahała się i Bystry uciszył ją niecierpliwym machnięciem ręki.

– Wiem, co masz na myśli – stwierdził i osunął się na jej krzesło. Kiedy puścił kulę, Etta chwyciła ją, zanim uderzyła o podłogę. Bystry zmarszczył czoło i pochylił się, by uważniej przyjrzeć się Prawemu. Delikatnie dotknął opuchniętej twarzy chłopca. – Mnie też brakuje jego rad. – Pogłaskał szczecinę włosów na głowie Prawego, a potem cofnął dłoń, zrażony ich szorstkością. – Zastanawiam się nad przeniesieniem go na fordek, do galionu. Być może „Vivacia” zdoła przyśpieszyć jego zdrowienie.

– Ale… – zaczęła Etta, a potem ugryzła się w język i spuściła wzrok.

– Jesteś temu przeciwna? Dlaczego?

– Nie chciałam…

– Etto! – wykrzyknął Bystry. – Oszczędź mi tego zawodzenia i płaszczenia się. Jeśli zadaję ci pytanie, to dlatego, że chcę, byś mi odpowiedziała, a nie skamlała. Dlaczego jesteś przeciwna przeniesieniu go na fordek?

Stłumiła strach.

– Strupy na oparzeniach są luźne i mokre. Jeśli go przeniesiemy, mogą się oderwać, co opóźni gojenie ran. Wiatr i słońce mogą jeszcze bardziej wysuszyć jego podrażnioną skórę.

Bystry patrzył na chłopca. Wyglądało na to, że rozważa jej słowa.

– Rozumiem. Ale przeniesiemy go ostrożnie i nie zostawimy tam na długo. Statek musi się upewnić, że on wciąż żyje, a ja sądzę, że do wyzdrowienia Prawy może potrzebować jego siły.

– Na pewno wiesz lepiej niż ja… – zaczęła, ale Bystry jej przerwał:

– Oczywiście, że tak. Idź po jakichś ludzi, którzy go przeniosą. Ja tu zaczekam.

* * *

Prawy unosił się głęboko w ciemności i cieple. Gdzieś, wysoko ponad nim, istniał świat światła i cienia, głosów, bólu i dotyku. Unikał go. Na innej płaszczyźnie szukała go po omacku jakaś istota, wołając po imieniu i nęcąc także wspomnieniami. Jej było trudniej się wymknąć, ale Prawy był zdeterminowany. Jeśli go znajdzie, oboje zaznają wielkiego bólu i rozczarowania. Dopóki pozostawał maleńką bezkształtną istotą pływającą w ciemności, mógł tego wszystkiego uniknąć.

Coś się działo z jego ciałem. Słyszał stukanie, czyjeś głosy i zamieszanie. Skupił się, oczekując na ból. Ból miał moc, by go chwycić i trzymać. Ból mógł go powlec w górę do świata, w którym miał ciało, umysł i towarzyszące im wspomnienia. Tu, na dole, było dużo bezpieczniej.

Tylko tak się wydaje. A gdy będzie się tak wydawać przez bardzo długi czas, w końcu zatęsknisz za światłem i ruchem, za smakiem, dźwiękiem i dotykiem. Jeśli będziesz zwlekał zbyt długo, możesz je na zawsze utracić.

Głos ten rozbrzmiewał wokół niego jak grzmot fal rozbijających się o skały. Niczym sam ocean głos obracał go i przewracał, oglądając ze wszystkich stron. Na próżno próbował się przed nim ukryć. Ten głos go znał.