Выбрать главу

– To rozgoń je kopniakami, jakby naprawdę były stadem kundli, i skup się na naszym przeznaczeniu. – Odwrócił od niej brodatą twarz, by wbić nieistniejący wzrok w horyzont. – Bystry – powiedział cichym, złowieszczym głosem. – Płyniemy stawić czoło piratowi i odebrać mu wszystko, co prawnie należy do nas. Niech nic nie stanie między nami i naszym celem.

Althea była tak oszołomiona, że nie mogła wydobyć słowa. Nigdy nie słyszała, by statek tak mówił. Początkowo nie chciał nawet znów znaleźć się na wodzie. Tyle lat spędził jako wyrzucony na plażę oślepiony wrak, że wzdragał się na samą myśl o żeglowaniu, nie mówiąc już o wyruszeniu z wyprawą ratunkową. Teraz mówił tak, jakby nie tylko zaakceptował ten pomysł, ale cieszył się z szansy zemszczenia się na człowieku, który zawładnął „Vivacią”. Skrzyżował ręce na muskularnej piersi. Dłonie miał zaciśnięte w pięści. Czy naprawdę uznał jej sprawę za swoją?

– Nie myśl o przeszkodach, dzielących chwilę obecną od tej, w której staniemy z nim twarzą w twarz. – Statek mówił cichym, miękkim głosem. – Bez względu na to, czy podróż będzie długa, czy krótka, jeśli zaczniesz się martwić każdym krokiem, to podzielisz ją na niezliczone odcinki, a na każdym możesz się potknąć. Patrz tylko końca.

– Moim zdaniem uda nam się tylko wtedy, jeśli się przygotujemy – zaoponowała Althea.

„Niezrównany” pokręcił głową.

– Naucz się wiary w powodzenie. Jeśli mówisz, że, kiedy znajdziemy Bystrego, będziemy musieli dobrze walczyć, to odkładasz to do tego czasu. Dobrze walczcie teraz. Teraz bądźcie tacy, jacy musicie być, żeby wam się udało pod koniec podróży, a kiedy ten koniec nadejdzie, przekonasz się, że to tylko kolejny początek.

Althea westchnęła.

– Teraz mówisz jak Amber – rzekła z wyrzutem.

– Nie – zaprzeczył stanowczo. – Teraz mówię jak ja. Jak moje ja, które odepchnąłem i ukryłem, jak ja, którym zamierzałem kiedyś znów zostać, kiedy będę gotowy. Już nie zamierzam. Jestem.

Althea pokręciła głową. Łatwiej było radzić sobie z „Niezrównanym”, kiedy się dąsał. Kochała go, ale nie była to więź, jaka ją łączyła z „Vivacią”. Przebywanie z „Niezrównanym” było często podobne do opieki nad ukochanym, lecz niegrzecznym, trudnym dzieckiem. Czasami kontakt z nim sprawiał po prostu zbyt wiele kłopotu. Nawet teraz, kiedy sprawiał wrażenie, że się z nią sprzymierzył, jego przejęcie mogło przerazić. Zapadła niezręczna cisza.

Althea odepchnęła takie myśli i spróbowała się poddać łagodnemu kołysaniu statku i uspokajającym nocnym odgłosom.

– Jeśli chcesz, możesz mi powiedzieć, że miałaś rację.

Głos Amber, który rozległ się za jej plecami, był pełen znużenia i goryczy.

Althea zaczekała, aż cieśla stanie obok niej przy relingu.

– Rozmawiałaś z kapitanem o Lawonie i Świstaku?

– Tak. – Amber wyjęła z kieszeni chustkę i otarła czoło. – Na niewiele się to zdało. Arogant powiedział tylko, że Lawon jest pierwszym oficerem, a Świstak chłopcem pokładowym, i że on się nie będzie wtrącał. Nie rozumiem tego.

Wargi Althei wygięły się w lekkim uśmiechu.

– Przestań myśleć o nim jako o Arogancie. Gdyby Arogant zobaczył na ulicy, jak Lawon przewraca małego chłopca, od razu by zainterweniował. Nie jesteśmy jednak na ulicy. Znajdujemy się na statku, a on jest kapitanem. Nie może stanąć między pierwszym oficerem i załogą. Gdyby to zrobił choćby raz, cała załoga straciłaby szacunek dla Lawona. Sypałyby się niekończące się skargi na niego i wszyscy wylądowaliby pod drzwiami kapitańskiej kajuty. Arogant byłby tak zajęty niańczeniem ich, że nie miałby czasu być kapitanem. Założę się, że potępia postępowanie Lawona tak samo jak ty. Lecz kapitan wie, że dyscyplina na statku ma pierwszeństwo przed zranioną chłopięcą dumą.

– Jak daleko pozwoli się posunąć Lawonowi? – zapytała ponuro Amber.

– To problem kapitana, nie mój – odparła Althea i dodała z krzywym uśmiechem: – Jestem tylko drugim oficerem, wiesz? – Kiedy Amber znów otarła czoło, a potem kark, zapytała: – Dobrze się czujesz?

– Nie – odparła rzeźbiarka.

Nie patrzyła na Altheę, lecz ta otwarcie przyglądała się profilowi Amber. Nawet w gasnącym świetle jej skóra wydawała się cienka, sucha jak papier i napięta, co uwydatniało rysy twarzy. Jej karnacja zawsze była taka dziwna, że Althea niewiele umiała z niej wyczytać, ale tego wieczoru przypominała starzejący się pergamin. Amber ściągnęła do tyłu jasnokasztanowe włosy i schowała je pod chustką.

Po dłuższej chwili Amber dodała niechętnie:

– Ale nie jestem też chora. Od czasu do czasu cierpię na pewną dolegliwość. Sprowadza ona jedynie gorączkę i zmęczenie. Nic mi nie będzie. – Ujrzawszy przerażoną minę Althei, dodała pośpiesznie: – To nie jest nic zaraźliwego. Choroba dotknie tylko mnie.

– Mimo to powinnaś powiedzieć kapitanowi o swoim problemie. I zapewne nie wychodzić z kajuty, dopóki choroba nie minie.

Obie się wzdrygnęły, kiedy „Niezrównany” rzekł cicho:

– Nawet pogłoska o gorączce i zarazie na pokładzie może zdenerwować załogę.

– Mogę zachować to dla siebie – zapewniła Amber. – Wątpię, czy oprócz ciebie i Yek ktokolwiek zauważy moje niedomaganie. Yek już je widziała; nie będzie jej przeszkadzało. – Odwróciła się nagle twarzą do Althei i zapytała: – A ty? Boisz się spać obok mnie? Althea popatrzyła jej w oczy w gęstniejącym mroku.

– Chyba uwierzę ci na słowo, że nie ma się czego bać. Ale i tak powinnaś powiedzieć kapitanowi. Może będzie mógł tak rozplanować twoją pracę, żebyś miała więcej czasu na odpoczynek.

Nie dodała, że prawdopodobnie znajdzie jakiś sposób, by odizolować Amber i w ten sposób zachować jej chorobę w tajemnicy.

– Kapitan? – Usta Amber wygięły się w uśmiechu. – Naprawdę tak o nim myślisz cały czas?

– Jest nim – odparła sztywno Althea.

W nocy, w swojej wąskiej koi, oczywiście nie myślała o Arogancie jako o kapitanie. W dzień musiała. Nie chciała mówić Amber, jak trudno jest jej utrzymywać to rozgraniczenie. Rozmowa o tym jej nie pomoże. Najlepiej zachować to dla siebie. Podejrzewała z niepokojem, że „Niezrównany” zna jej prawdziwe uczucia do Aroganta. Czekała, by galion powiedział coś strasznego i odkrywczego, ale on milczał.

– To część jego osobowości – zgodziła się Amber. – Pod pewnymi względami jego najlepsza część. Myślę, że od wielu lat planował i marzył o tym, by zostać kapitanem. Myślę, że wiele wycierpiał od kiepskich kapitanów i wiele się nauczył od dobrych i wszystko to wykorzystuje teraz. Ma więcej szczęścia, niż sobie wyobraża, bo może ziścić marzenia. Tak niewielu to się udaje.

– Co się udaje tak niewielu? – zapytała Yek, podchodząc do nich.

Uśmiechnęła się do Althei i wymierzyła przyjaznego kuksańca Amber, po czym oparła się o reling i zaczęła dłubać w zębach. Althea popatrzyła na nią z zazdrością. Z Yek emanowały witalność i zdrowie; miała długie kości, była muskularna i zupełnie się nie wstydziła swego ciała. W ogóle nie krępowała piersi ani się nie martwiła, że jej marynarskie spodnie sięgają ledwie za kolana. Jej długi, jasny warkocz zaczynał przypominać postrzępiony wiecheć słomy od wiatru i słonej wody, ale ona się tym nie przejmowała. Althea pomyślała niespokojnie, że dziewczyna jest tym, kogo ona udaje: kobietą, która nie pozwala, by płeć przeszkadzała jej żyć tak, jak chce. To było niesprawiedliwe. Yek wychowała się w Królestwie Sześciu Księstw i twierdziła, że ta równość przysługuje jej z urodzenia. W rezultacie mężczyźni zwykle ją uznawali. Althea często miewała wrażenie, że, aby być sobą, potrzebuje czyjegoś pozwolenia. Mężczyźni chyba to wyczuwali. Nic nie przychodziło jej łatwo. Czuła, że ta walka stanowi taki sam element jej życia, jak oddychanie. Yek wychyliła się za reling.