Выбрать главу

– Cieślo – odezwała się Althea stanowczo – jeszcze dzisiaj trzeba naprawić zamek przy drzwiach mojej kajuty. Drobne naprawy należy przeprowadzać przy słabym wietrze, by nie przeobraziły się w duże naprawy podczas sztormu.

Amber posłała jej złowrogie spojrzenie. W rzeczywistości to ona zwróciła Althei uwagę, że drzwi stukają o zatrzask, zamiast szczelnie się zamykać. Althea powitała wtedy tę nowinę wzruszeniem ramion.

– Zajmę się tym – obiecała z powagą Amber.

Althea ociągała się jeszcze chwilę, modląc się, by rzeźbiarka wykorzystała sytuację i oddaliła się od Lawona. Nie zrobiła tego jednak i Althea żadną miarą nie mogła jej zmusić do odejścia, nie rozdmuchując tlącego się napięcia. Niechętnie zostawiła ich samych.

Kajuta kapitana mieściła się na rufie. Althea zastukała energicznie i zaczekała na ciche zaproszenie do wejścia. „Niezrównany” został zbudowany zgodnie z założeniem, że kapitan będzie jego właścicielem albo przynajmniej członkiem rodziny. Większość zwykłych marynarzy zadowalała się hamakami rozwieszonymi gdzie się dało pod pokładem. Arogant miał jednak kajutę z drzwiami, stałym łóżkiem, stołem do map i oknami wychodzącymi na kilwater. Altheę przywitało ciepłe, żółte światło lampy oraz głęboki zapach i ciepłe kolory wypolerowanego drewna.

Arogant podniósł na nią wzrok znad stołu do map. Miał przed sobą rozłożone swoje pierwotne szkice na kawałkach płótna, a także efekty prób Althei formalnego ujęcia jego map na pergaminie. Wyglądał na zmęczonego i o wiele starszego, niż był w rzeczywistości. Z twarzy poparzonej wężowym jadem zeszła mu skóra, a zmarszczki na czole, policzkach oraz obok nosa zrobiły się jeszcze wyraźniejsze. Jad wypalił mu też fragmenty brwi i przerwy w ich grubej linii sprawiały, że miał nieco zdziwioną minę. Althea cieszyła się, że chmura żrącej trucizny nie uszkodziła jego ciemnych oczu.

– No i co? – zapytał Arogant i Althea uświadomiła sobie, że się w niego wpatruje.

– Wzywałeś mnie – odparła niemal ostrym tonem, wywołanym konsternacją.

Dotknął swoich włosów, jakby podejrzewał, że coś jest z nimi nie w porządku. Sprawiał wrażenie rozzłoszczonego jej bezpośredniością.

– Owszem, wzywałem. Miałem rozmowę z Lawonem. Podzielił się ze mną kilkoma pomysłami. Niektóre z nich wydają się cenne, jednak obawiam się, że może wciągnąć mnie do działań, których później będę żałował. Zadaję sobie pytanie, jak dobrze go znam? Czy jest zdolny do podstępu, nawet… – Wyprostował się na krześle, jakby nagle uznał, że mówi zbyt swobodnie. – Jestem ciekaw twojego zdania na temat porządków panujących ostatnio na statku.

– Od czasu ataku węża? – upewniła się niepotrzebnie. Od kiedy razem z Arogantem stawili czoło potworowi, zaszło drobne przesunięcie władzy. Teraz mężczyźni mieli więcej respektu dla jej umiejętności i Althei wydawało się, że Lawon nie jest tym zachwycony. Usiłowała znaleźć jakieś sformułowanie, które nie wywoływałoby wrażenia, że krytykuje pierwszego oficera. Zaczerpnęła tchu. – Od czasu ataku węża łatwiej mi wypełniać obowiązki związane z dowodzeniem. Marynarze wykonują moje polecenia szybko i dobrze. Czuję, że zdobyłam ich serca i lojalność. – Znów odetchnęła i przekroczyła pewną linię. – Jednakże od tamtej pory pierwszy oficer postanowił wzmocnić dyscyplinę. Jest to po części zrozumiałe. Podczas ataku ludzie nie reagowali właściwie. Niektórzy nie wykonywali poleceń; niewielu przyszło nam z pomocą.

– Sam zauważyłem, że Lawon nam nie pomógł – rzekł Arogant, marszcząc brwi. – Jego wachta już trwała od pewnego czasu i był na pokładzie, a jednak nie udzielił nam żadnej pomocy.

Żołądek Althei drgnął. Powinna była to zauważyć. Lawon przeczekał ich zmagania z wężem. Wtedy wydawało się dziwnie naturalne, że wężowi przeciwstawiają się właśnie oni dwoje. Zastanawiała się, czy nieobecność Lawona miała jakieś znaczenie poza tym, że ujawniła jego strach. Czyżby miał nadzieję, że ona, Arogant, albo nawet oboje, zginą? Czyżby miał nadzieję na odziedziczenie dowództwa nad statkiem? Jeśli tak, to co by się stało z ich misją? Arogant znów milczał, wyraźnie pozwalając jej myśleć.

Zaczerpnęła tchu.

– Od czasu ataku węża Lawon wzmocnił dyscyplinę, lecz nie równomiernie. Niektórzy są wyraźnie traktowani gorzej. Na przykład Krzywul. Albo Świstak.

– Nie sądziłem, że możesz współczuć Krzywulowi – rzekł Arogant, przyglądając się jej uważnie. – Nie przyszedł ci z pomocą, kiedy zaatakował cię Artu.

Althea niemal gniewnie pokręciła głową.

– Nikt nie powinien tego od niego oczekiwać – oznajmiła. – Pod pewnymi względami to półgłówek. Kiedy wyda mu się polecenie, ukierunkuje go, spisuje się dość dobrze. Był wzburzony, kiedy Artu… kiedy odpierałam atak Artu, Krzywul miotał się, tłukąc się w pierś. Naprawdę nie miał pojęcia co robić. Artu był jego towarzyszem, a ja drugim oficerem, i Krzywul nie wiedział kogo wybrać. Ale na pokładzie, kiedy zaatakował wąż, pamiętam, że to on miał odwagę cisnąć w potwora wiadrem, a potem odciągnąć Hafa w bezpieczne miejsce. Gdyby nie jego czyn, mielibyśmy o jednego członka załogi mniej. Nie jest bystry. Bynajmniej. Ale to dobry marynarz, jeśli nie wymaga się od niego więcej, niż potrafi.

– A ty masz wrażenie, że Lawon wymaga od Krzywula więcej, niż potrafi?

– Ludzie obrali go sobie za cel żartów. To naturalne i jeśli nie posuwają się za daleko, on sam sprawia wrażenie, że podoba mu się uwaga, jaką skupia na sobie. Kiedy jednak do zabawy włącza się Lawon, staje się ona okrutniejsza. I bardziej niebezpieczna. Lawon kazał mi udzielić Krzywulowi pomocy medycznej, kiedy skończysz rozmawiać ze mną. Już drugi raz w ciągu dwóch dni został poturbowany. Podpuszczają go, żeby robił coś niebezpiecznego albo niemądrego. Kiedy coś jest nie w porządku i Lawon postanawia obarczyć winą Krzywula, nikt z załogi nie przyznaje się do współuczestnictwa. To nie jest dla niej dobre. Rozbija jedność załogi w chwili, kiedy najbardziej nam zależy na jej zbudowaniu.

Arogant kiwał poważnie głową.

– Zauważyłaś zachowanie Lawona wobec niewolników, których uwolniliśmy z Miasta Wolnego Handlu? – zapytał cicho.

To pytanie nią wstrząsnęło. Przez chwilę stała w milczeniu, przebiegając pamięcią kilka minionych dni.

– Traktuje ich dobrze – stwierdziła w końcu. – Nigdy nie widziałam, by wyładowywał na nich złość. Nie miesza ich z resztą załogi w takim stopniu, w jakim mógłby to robić. Niektórzy z nich mają zadatki na doskonałych marynarzy. Twardziel i Kitel zaprzeczają, ale ja uważam, że już pracowali na pokładzie. Niektórzy mają blizny i nawyki ludzi obznajmionych z bronią. Nasi dwaj najlepsi łucznicy mają wytatuowane twarze. A mimo to każdy z nich przysięga, że jest synem sklepikarza albo kupca, niewinnym mieszkańcem Wysp Pirackich, schwytanym przez handlarzy niewolników. To cenni członkowie naszej załogi, ale trzymają się tylko siebie. Sądzę, że na dłuższą metę musimy przekonać innych marynarzy, by zaakceptowali ich jako zwykłych towarzyszy, jeśli…

– I uważasz, że Lawon nie tylko pozwala im trzymać się siebie, ale zachęca ich do tego przez przydział pracy?

Althea nie wiedziała, do czego zmierza Arogant.

– To możliwe. – Zaczerpnęła tchu. – Zdaje się, że Lawon wykorzystuje do kierowania wachtą Twardziela i Kitla prawie tak, jak kapitan wykorzystywałby pierwszego i drugiego oficera. Czasami mam wrażenie, że byli niewolnicy tworzą na statku niezależną drugą załogę. Brak akceptacji działa chyba w obie strony – zauważyła z zażenowaniem. – Nie chodzi tylko o to, że nasze szumowiny portowe nie akceptują byłych niewolników. Wytatuowani mają równą chęć przestawania w swoim towarzystwie.