– Pytałeś o to „Niezrównanego”?
Arogant pokręcił głową.
– Bałem się podjąć ten temat; mógłby pomyśleć, że się zgadzam. Wtedy skupiłby na tej kwestii całą swoją energię. Albo że się nie zgadzam, i wtedy mógłby się uprzeć, by pomysł wcielić w życie tylko dlatego, żeby udowodnić, że mu się uda. Wiesz, jaki on potrafi być. Nie chciałem przedstawiać mu tego pomysłu, jeśli nie będziemy go wszyscy popierać. Wystarczy, bym tylko o tym wspomniał, a „Niezrównany” mógłby uznać piractwo za jedyny właściwy sposób działania.
– Zastanawiam się, czy zło już nie zostało wyrządzone – rzekła w zamyśleniu Althea. Czuła w żołądku kroplę ciepła rumu. – Ostatnio „Niezrównany” jest bardzo dziwny.
– A kiedy nie był? – zapytał cierpko Arogant.
– To coś innego. Jest dziwny w złowieszczy sposób. Mówi o spotkaniu z Bystrym, jakby to było nasze przeznaczenie. I że nic nie może nas przed tym powstrzymać.
– A ty się z tym nie zgadzasz?
– Nic nie wiem o przeznaczeniu. Arogancie, gdybyśmy mogli się natknąć na „Vivacię” tylko z wachtą kotwiczną na pokładzie i odzyskać statek, byłabym zadowolona. Chcę tylko mojego statku i jego załogi, jeśli ktokolwiek przeżył. Nie chcę więcej walki i rozlewu krwi, niż jest to konieczne.
– Ani ja – rzekł cicho Arogant. Dolał do kieliszków po odrobinie rumu. – Ale nie sądzę, byśmy odzyskali „Vivacię” bez jednego i drugiego. Musimy się przyzwyczaić do tej myśli.
– Wiem – przyznała niechętnie.
Zastanawiała się jednak, czy to prawda. Nigdy nie brała udziału w żadnej walce. Na jej bitewne doświadczenie składało się parę tawernianych bójek. Nie potrafiła wyobrazić sobie siebie samej z mieczem w dłoni, walczącej o oswobodzenie „Vivacii”. Jeśli ktoś ją zaatakował, potrafiła się bronić. To o sobie wiedziała. Czy potrafiłaby jednak przeskoczyć na inny statek, wymachując mieczem, i zabijać ludzi, których nigdy przedtem nawet nie widziała? Siedząc z Arogantem w ciepłej i przytulnej kajucie, bardzo w to wątpiła. To nie był kupiecki sposób postępowania. Została wychowana do negocjacji o to, czego pragnęła. Wiedziała jedno – chciała odzyskać „Vivacię”. Pragnęła tego całym sercem. Może kiedy zobaczy swój ukochany statek w obcych rękach, obudzą się w niej gniew i wściekłość. Może wtedy będzie mogła zabijać.
– I cóż? – zapytał Arogant i Althea zdała sobie sprawę, że patrzyła obok niego, przez okno na rufie, na ich jak oblamowany koronką kilwater. Przeniosła spojrzenie na kapitana. Bawiąc się kieliszkiem, zapytała:
– Co „i cóż”?
– Zostaniemy piratami? A przynajmniej będziemy ich udawać?
Jej myśli krążyły beznadziejnie w kółko.
– Ty jesteś kapitanem – powiedziała w końcu. – Chyba ty musisz zdecydować.
Przez chwilę milczał, a potem wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Wyznaję, że pod pewnym względem to do mnie przemawia. Trochę się nad tym zastanawiałem. Jeśli chodzi o flagę, co byś powiedziała na szkarłatnego węża morskiego na niebieskim tle?
Althea się skrzywiła.
– Brzmi pechowo. Ale przerażająco.
– Chcemy być przerażający. A to jest najstraszniejsze godło, jakie mogłem wymyślić, prosto z moich najgorszych koszmarów. Co do pecha czy szczęścia, to obawiam się, że będziemy musieli sami o to zadbać.
– Jak zawsze. Będziemy atakować tylko statki niewolnicze?
Na chwilę twarz Aroganta przybrała poważny wyraz, lecz oczy zaraz rozjaśniły mu się dawną wesołością.
– Może nie będziemy musieli nikogo atakować. Może uda nam się sprawiać wrażenie, że już atakowaliśmy… albo że zamierzamy to zrobić. Co powiesz na małą komedię? Ja chyba musiałbym zostać może trochę fircykowatym, niezadowolonym młodszym synem z Miasta Wolnego Handlu. Dżentelmenem, który wybrał się na południe pobawić się w piractwo i politykę. Co o tym myślisz?
Althea się roześmiała. Rum rozlewał jej się w żołądku, rozgrzewając całe ciało.
– Myślę, że mogłoby ci się to za bardzo spodobać, Arogancie. I co ze mną? Jak wyjaśniłbyś obecność żeńskiej załogi na statku z Miasta Wolnego Handlu?
– Mogłabyś być moją śliczną branką, jak w opowieści minstrela. Córką kupca, wziętą jako zakładniczka dla okupu. – Zerknął na nią spod oka. – To mogłoby mi pomóc w zyskaniu reputacji śmiałego pirata. A żeby wyjaśnić kwestię żywostatku, moglibyśmy mówić, że „Niezrównany” należał do twojej rodziny.
– To nieco zbyt dramatyczne – sprzeciwiła się cicho.
Oczy Aroganta lśniły jaśniejszym blaskiem. Uznała, że rum zaczyna działać na nich oboje. W chwili, gdy zaczęła się bać, że serce zwycięży w niej rozum, kapitan nagle przybrał ponurą minę.
– Gdybyśmy tylko mogli odegrać taką romantyczną farsę i odzyskać „Vivacię”. Rzeczywistość udawania piratów będzie o wiele bardziej krwawa i bezlitosna. Obawiam się, że nie spodoba mi się ona tak bardzo, jak Lawonowi. Albo „Niezrównanemu”. – Pokręcił głową. – Oboje mają żyłkę do… jak to określić? Czasami myślę, że do zwykłej podłości. Gdyby pozwolić im całkowicie się jej poddać, podejrzewam, że pogrążyliby się w okrucieństwie, które dla ciebie albo dla mnie byłoby nie do pomyślenia.
– „Niezrównany”? – zapytała Althea sceptycznie.
– „Niezrównany” – potwierdził Arogant. – Razem z Lawonem mogą stworzyć paskudną parę. Nie chciałbym dopuścić, by stali się sobie bliscy, jeśli coś takiego jest możliwe.
Oboje podskoczyli na nagłe stukanie do drzwi.
– Kto tam? – zapytał obcesowo Arogant.
– Lawon, panie kapitanie.
– Wejdź.
Kiedy pierwszy oficer otworzył drzwi, Althea zerwała się na nogi. Szybkim spojrzeniem omiótł butelkę rumu i kieliszki stojące na stole. Althea starała się nie sprawiać wrażenia zaskoczonej albo winnej, lecz wzrok, jakim ją przeszył, jasno wyrażał jego podejrzenia. Sarkazm, z jakim zwrócił się do Aroganta, graniczył z niesubordynacją.
– Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale trzeba się zająć sprawami statku. Cieśla leży nieprzytomna na fordeku. Pomyślałem sobie, że chcielibyście o tym wiedzieć.
– Co się stało? – zapytała Althea bez zastanowienia.
– Odpowiadam przed kapitanem, marynarzu – odparł Lawon z pogardliwym skrzywieniem ust.
– Właśnie – rzekł zimno Arogant. – Mów. Altheo, zajmij się cieślą. Co się stało, Lawonie?
– Nie mam pojęcia. – Oficer wzruszył ostentacyjnie ramionami. – Właśnie ją tam znalazłem i pomyślałem sobie, że chciałby pan o tym wiedzieć.
Nie było czasu, by mu zadawać kłam, ani nie była to odpowiednia pora na powiedzenie Arogantowi, że zostawiła ich sam na sam. Z sercem w gardle Althea wybiegła z kajuty zobaczyć, co Lawon zrobił Amber.
ROZDZIAŁ 6
Z zachmurzonego nieba mżyło. Z krzaków w ogrodzie kapała woda. Przemoczone trawniki zaścielały mokre, brązowe liście. Serilla puściła zasłonę oblamowaną koronką i odwróciła się od okna. Szarość dnia wkradła się do domu i Serilla czuła się w jego objęciach zmarznięta i stara. Rozkazała zaciągnąć zasłony i rozpalić w kominku, by choć trochę ogrzać pokój. Zamiast poczuć się lepiej, miała wrażenie, że dzień ją przytłacza i osacza. Do Miasta Wolnego Handlu zakradała się zima. Serilla zadrżała. Zima zawsze była co najmniej nieprzyjemną porą roku. A ta była na dodatek niechlujna i niespokojna.