Poprzedniego dnia wybrała się pod silną strażą z posiadłości Nowela do Miasta Wolnego Handlu. Rozkazała woźnicy przejechać przez miasto, wzdłuż starego targu i nabrzeża. Wszędzie widziała ślady zniszczeń. Na próżno szukała oznak odbudowy i odrodzenia zdruzgotanego miasta. Ze spalonych domów i warsztatów unosił się lepki odór rozpaczy. Pomosty kończyły się zwęglonymi językami drewna. Z posępnych wód portu sterczały dwa maszty. Wszyscy ludzie spotkani na ulicach chronili się przed chłodem pod płaszczami z kapturami i gdzieś się śpieszyli, odwracając wzrok od mijanego powozu. Nawet na ulicach miasta patrolowanych przez niedobitków Straży Miejskiej przechodnie wydawali się podenerwowani i zgaszeni.
Zniknęły barwne herbaciarnie i dobrze prosperujące firmy handlowe. Barwne, ruchliwe Miasto Wolnego Handlu, przez które Serilla przejeżdżała pierwszy raz do domu Davada Nowela, umarło, zostawiając po sobie te śmierdzące, niechlujne zwłoki. Ulica Deszczowych Ostępów zmieniła się w aleję zabitych deskami wystaw i opuszczonych sklepów. W nielicznych z nich, które były czynne, panowała atmosfera czujności i niepokoju. Powóz Serilli musiał trzykrotnie zawracać, ponieważ drogę zagradzały mu barykady z gruzu.
Zamierzała znaleźć kupców i sąsiadów usiłujących przywrócić miasto do normalnego życia. Wyobrażała sobie, że wysiądzie z powozu, by ich pozdrowić i pochwalić ich starania. Spodziewała się, że zostanie zaproszona do odżywających sklepów albo oprowadzona po odbudowywanych kwartałach. Pogratulowałaby im mężnych serc, a oni byliby zaszczyceni jej wizytą. Planowała zdobyć sobie ich lojalność i miłość. Zamiast tego zobaczyła jedynie znękanych, zamkniętych w sobie uchodźców o posępnych twarzach. Nikt jej nawet nie pozdrowił. Wróciła do domu Davada i po prostu poszła spać. Nie miała ochoty na kolację.
Czuła się oszukana. Zawsze sobie obiecywała, że kiedyś posiądzie tę kolorową błyskotkę, którą było Miasto Wolnego Handlu. Przebyła tak długą drogę i tyle zniosła tylko po to, by oglądać je tak krótko. Jakby los nie mógł jej pozwolić na żadną radość: w chwili, gdy uznała, że może osiągnąć cel, miasto zniszczyło samo siebie. Jakaś część jej jestestwa chciała po prostu przyznać się do porażki, wsiąść na statek i wrócić do Jamaillii.
Lecz podróż do Jamaillii nie była już bezpieczna. Statki z Krainy Miedzi czyhały na wszystkie jednostki, które usiłowały wypłynąć z portu Miasta Wolnego Handlu czy do niego wpłynąć. Nawet gdyby Serilla w jakiś sposób zdołała dotrzeć do Jamaillii, to jakie by ją tam spotkało powitanie? Spisek przeciwko satrapie miał korzenie w Jamaillii. Mogłaby zostać uznana za świadka, stanowiącego zagrożenie. Ktoś znalazłby sposób na wyeliminowanie tego zagrożenia. Żywiła podejrzenia od czasu, kiedy satrapa zaproponował, że wybierze się do Miasta Wolnego Handlu, a potem odwiedzi Krainę Miedzi. Jego wielmoże i doradcy powinni byli głośno zaprotestować przeciwko takiemu posunięciu; panujący satrapa bardzo rzadko wyprawiał się tak daleko od granic Jamaillii. Zamiast sprzeciwu spotkał się z zachętą. Serilla westchnęła. Ta sama klika pochlebców, którzy tak wcześnie nauczyli go przyjemności ciała, wina i odurzających ziół, zachęcała go, by na czas żeglugi po wrogich wodach i pod opieką wątpliwych sprzymierzeńców zostawił rządzenie krajem całkowicie w rękach owej kliki. Będąc człowiekiem łatwowiernym i leniwym, chwycił przynętę. Skuszony zaproszeniami „sprzymierzeńców” z Krainy Miedzi, którzy obiecywali mu egzotyczne zioła i jeszcze bardziej egzotyczne przyjemności ciała, dał się odciągnąć od tronu niczym dziecko wabione cukierkami i zabawkami. Jego „wielce lojalni” zwolennicy, którzy zawsze zachęcali go do kierowania się własnymi zachciankami, robili to, by pozbawić go tronu.
Serillą wstrząsnęła nagła świadomość. Niewiele ją obchodziło, co się stanie z satrapą lub jego pozycją w Jamaillii. Chciała tylko zachować jego władzę w Mieście Wolnego Handlu, by mogła ją przejąć dla siebie. To oznaczało konieczność wykrycia, kto w Mieście Wolnego Handlu był tak chętny do pomocy w obaleniu satrapy. Ci sami ludzie będą także próbowali obalić i ją.
Przez krótką chwilę żałowała, że nie dowiedziała się więcej o Krainie Miedzi. W kajucie kapitana z tego kraju były listy, pisane jamailliańskim pismem, lecz w języku Krainy Miedzi. Rozpoznała imiona dwóch wysoko postawionych jamailliańskich wielmożów oraz zapis sum pieniędzy. Wyczuła wtedy, że trzyma w rękach korzenie spisku. Za co zapłacono mieszkańcom Krainy Miedzi? A może to oni za coś zapłacili? Gdyby potrafiła przeczytać te listy, kiedy więził ją kapitan statku… uciekła od tego myślami.
Czuła odrazę do tego, co uczyniły z nią owe koszmarne dni zamknięcia i gwałtu. Zmieniły ją nieodwołalnie, w sposób, jakim gardziła. Nie potrafiła zapomnieć, że kapitan z Krainy Miedzi miał nad nią władzę życia i śmierci. Nie potrafiła zapomnieć, że satrapa, ten chłopięcy, zepsuty, lubiący sobie dogadzać satrapa, miał władzę umieszczenia jej w takiej sytuacji. Na zawsze zmieniło to jej wyobrażenie o sobie. Kazało jej dostrzec, jak wielką władzę mają nad nią mężczyźni. Cóż, teraz ona ma władzę i jeśli będzie jej dobrze strzec, zapewni sobie bezpieczeństwo. Już nigdy więcej żaden mężczyzna nie narzuci jej swojej woli. Miała siłę swej wysokiej pozycji. Pozycja ją ochroni. Musi ją zachować za wszelką cenę.
Jednakże istnieje cena władzy.
Znów uniosła róg zasłony i wyjrzała na zewnątrz. Nawet tu, w Mieście Wolnego Handlu, była narażona na próby zabójstwa. Wiedziała o tym. Nigdy nie wychodziła w pojedynkę. Nigdy nie jadła sama kolacji i zawsze pilnowała, by potrawy podawano najpierw jej gościom i z tych samych półmisków, które później podsuwano jej. Gdyby zamach się udał, przynajmniej nie umarłaby sama. Nie pozwoli jednak się zabić ani pozbawić wpływu, o którego zyskanie tak zawzięcie walczyła. Istniały zagrożenia dla jej władzy, lecz ona może je pokonać. Może trzymać satrapę w odosobnieniu, bez możliwości porozumiewania się. Oczywiście dla jego własnego dobra. Pozwoliła sobie na lekki uśmieszek. Żałowała, że został odwieziony tak daleko. Gdyby znajdował się tu, w Mieście Wolnego Handlu, mogłaby zadbać, by miał zioła dające przyjemność oraz wygody, dzięki którym byłby posłuszny. Umiałaby znaleźć sposób na rozdzielenie go z Kekki. Mogłaby go przekonać, że powinien spuścić z tonu i pozwolić jej zająć się wszystkimi jego sprawami.
Myśli przerwało jej delikatne pukanie do drzwi. Serilla znów puściła zasłonę i odwróciła się plecami do okna.
– Wejść.
Służąca miała tatuaż na twarzy. Wił się zielonymi witkami i przyprawiał Serillę o obrzydzenie. Patrzyła na kobietę tylko wtedy, kiedy musiała. Nie zatrzymałaby jej, ale była to jedyna służąca odpowiednio wyszkolona w jamailliańskiej uprzejmości, jaką udało się jej znaleźć.
– O co chodzi? – zapytała, kiedy niewolnica złożyła głęboki ukłon.
– Pragnie z tobą porozmawiać Kupcowa Vestrit, Towarzyszko Serillo.
– Niech wejdzie – odparła bez entuzjazmu Serilla.
Jej nastrój jeszcze się pogorszył. Wiedziała, że mądrze robi, trzymając tę kobietę blisko siebie, dzięki czemu mogła jej pilnować. Zgodził się z tym nawet Roed Caern. Serilla była z siebie tak zadowolona, kiedy wymyśliła ten podstęp. Przewodniczący Rady Kupców obecni na tajnym zebraniu byli przerażeni jej żądaniem zatrzymania Roniki Vestrit. Nawet w takich czasach nie zamierzali dostrzec mądrości takiego posunięcia; Serilla zaciskała zęby na samą myśl o tamtej scysji, która uświadomiła jej ograniczenia władzy, jaką miała nad kupcami.
Z kolei ona wykazała się przed przewodniczącymi Rady zaradnością. Wystosowała do tej kobiety uprzejme zaproszenie, by została jej gościem w domu Nowela. Ronika miała pomagać Serilli w przeglądaniu wszystkich dokumentów Nowela, nie tylko po to, by dowieść niewinności Davada, ale i swojej własnej. Po pewnym wahaniu Ronika się zgodziła. Serilla początkowo była z siebie zadowolona. Przyjęcie przez Ronikę zaproszenia do zamieszkania pod jej dachem uprościło Roedowi zadanie szpiegowania pani Vestrit. Wkrótce odkryje, kto ma z nią konszachty. Jednakże taktyka Serilli miała swoją cenę. Świadomość, że Ronika jest w pobliżu, była jak świadomość, że ma się w łóżku węża. Znajomość niebezpieczeństwa niekoniecznie je likwidowała.