Bystry milczał, aż cisza stała się cieńsza i bardziej napięta niż jedwab pajęczej sieci.
– Jak? – zapytał w końcu chrapliwie. – Jak mogłaś znać Erlidę?
Galion prychnął pogardliwie.
– Ponieważ nie jesteśmy tak głupi jak ludzie, którzy zapominają wszystko, co im się przytrafiło przed ich urodzeniem. Znam wspomnienia mojej matki, matki mojej matki oraz matki matki jej matki. Zostały uprzędzone w pasma z piasku pamięci i śliny tych, którzy pomogli zamknąć mnie w kokonie. Zostały odłożone dla mnie jako dziedzictwo, które miałam przejąć, przebudziwszy się jako smoczyca. Mam wspomnienia setek istot. A mimo to istnieję jako zlepek pobożnych życzeń, otoczona śmiercią.
– Nie rozumiem – odważył się na sztywne wyznanie Bystry.
– Bo jesteś głupi – warknęła w odpowiedzi.
Niegdyś przysiągł samemu sobie, że nikt już nigdy nie będzie tak do niego mówił. Potem zmył z rąk krew tych ludzi i dotrzymywał danej sobie obietnicy. Zawsze. Nawet teraz. Bystry się wyprostował.
– Głupi. Możesz mnie uważać za głupiego i możesz mnie tak nazywać. Przynajmniej jestem prawdziwy. A ty nie.
Wetknął kulę pod pachę, zamierzając odkuśtykać. Odwróciła się do niego z kącikiem ust uniesionym w szyderczym uśmiechu.
– Ach, więc owad ma jakieś żądełko. Zostań zatem. Mów do mnie, piracie. Sądzisz, że nie jestem prawdziwa? Jestem wystarczająco prawdziwa. Na tyle prawdziwa, by w dowolnej chwili otworzyć morzu wszystkie spoiny. Być może chciałbyś się nad tym zastanowić.
Bystry splunął za burtę.
– Przechwałki. Mam to uznać za coś godnego podziwu czy mam się tego przestraszyć? „Vivacia” była odważniejsza i silniejsza od ciebie, statku, czymkolwiek jesteś. Szukasz schronienia w pierwszym atucie despoty: w tym, co możesz zniszczyć. Zniszcz zatem nas wszystkich i skończ z tym. Nie mogę cię powstrzymać, o czym dobrze wiesz. Kiedy staniesz się zatopionym wrakiem na dnie morza, życzę ci wiele radości z tego doświadczenia.
Odwrócił się od niej stanowczym ruchem. Wiedział, że teraz musi odejść. Odwrócić się i iść, bo inaczej nie będzie go szanować. Dotarł niemal do krawędzi fordeku, kiedy cały statek nagle się zakołysał. Siedzący wysoko w takielunku marynarz wrzasnął, a załoga odpoczywająca pod pokładem w hamakach wydała zbiorowy pomruk zaskoczenia. Pierwszy oficer przy sterze krzyknął coś gniewnie. Kula Bystrego nie utrzymała się na gładkim pokładzie i wyrwała mu się spod pachy. Kapitan runął jak długi, mocno uderzając łokciami o deski. Upadek pozbawił go tchu.
Kiedy leżał na pokładzie, chwytając powietrze, statek się wyprostował. W jednej chwili wszystko wróciło do poprzedniego stanu, z wyjątkiem pełnych niepokoju pytań załogi. Cichy, lecz melodyjny śmiech galionu jakby szydził z Bystrego. Przy jego uchu rozległ się jeszcze cichszy głos.
– Nie odchodź, głupcze – odezwał się raptownie amulecik z czarodrzewu przywiązany do jego nadgarstka. – Nigdy nie odwracaj się plecami do smoka. Jeśli to zrobisz, pomyśli, że jesteś tak głupi, że zasługujesz na śmierć.
Bystry wciągnął haust powietrza i skrzywił się z bólu.
– A ja powinienem ci wierzyć – mruknął. Udało mu się usiąść. – Jeśli jej słowa są prawdą, to sam jesteś po trosze smokiem.
– Są smoki i smoki. Ten akurat wolałby nie spędzić wieczności przywiązany do sterty kości. Odwróć się. Staw jej czoło.
– Zamknij się – syknął Bystry do bezużytecznej rzeźby.
– Coś ty do mnie powiedział? – zapytał statek jadowicie słodkim głosem.
Kapitan wstał z trudem. Kiedy znów umieścił kulę pod pachą, podszedł do relingu na dziobie.
– Powiedziałem „Zamknij się!” – powtórzył. Chwycił się relingu. Cały swój strach przemienił w gniew. – Bądź drewnem, jeśli nie masz dość rozumu, żeby być „Vivacią”.
– „Vivacią”? Tą pozbawioną charakteru niewolnicą, tym drżącym, potulnym, uniżonym dziełem ludzi? Wolę raczej zamilknąć na wieki, niż być nią.
Bystry wykorzystał swoją przewagę.
– A zatem nie jesteś nią? Nie była w niej wyrażona żadna twoja cząstka?
Galion odchylił głowę do tyłu. Gdyby był wężem, Bystry uznałby, że szykuje się do ataku. Nie cofnął się. Nie zamierzał okazać strachu. Poza tym nie sądził, by mogła go dosięgnąć. Otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden głos. Jej oczy wirowały gniewnie.
– Jeśli ona nie jest tobą, to ma takie samo prawo stanowić życie tego statku, jak ty. A jeśli jest tobą… no cóż. Wyśmiewasz i krytykujesz samą siebie. Tak czy owak, nie ma to dla mnie znaczenia. Moja propozycja dla tego żywostatku jest aktualna. Nie dbam, która z was ją przyjmie.
Wyłożył wszystkie swoje karty na stół. Albo wygra, albo zostanie zrujnowany. Nie było trzeciej możliwości. Nigdy nie było. Smoczyca nagle ni to zasyczała, ni westchnęła.
– Jaka propozycja? – zapytała.
Bystry uśmiechnął się samym kącikiem ust.
– Jaka propozycja? Chcesz powiedzieć, że nie wiesz? A to dopiero. Myślałem, że zawsze się czaiłaś pod skórą „Vivacii”. Wygląda na to, że raczej jesteś dopiero co obudzona. – Szydząc z niej, uważnie ją obserwował. Nie wolno mu jej rozgniewać, ale nie chciał się też wydać zbyt chętny do targów. Jej oczy zaczęły się zwężać, więc zmienił taktykę. – Wiedź ze mną pirackie życie. Bądź moją królową mórz. Jeśli naprawdę jesteś smoczycą, pokaż mi swoją naturę. Polujmy tam, gdzie zapragniemy, i weźmy sobie te wszystkie wyspy na własność.
Mimo jej wyniosłego spojrzenia spostrzegł w jej oczach błysk, zdradzający zainteresowanie. Następne słowa smoczycy wywołały uśmiech Bystrego.
– Co będę z tego miała?
– A czego chcesz?
Patrzyła na niego. Stał wyprostowany i z uśmiechem patrzył w jej oczy. Omiotła go wzrokiem jakby był nagą dziwką w tanim burdelu. Zatrzymała spojrzenie dłużej na kikucie jego nogi, ale nie dał się tym wytrącić z równowagi. Czekał.
– Chcę, czego chcę i kiedy tego chcę. Kiedy nadejdzie pora, bym to sobie wzięła, powiem, co to takiego.
Rzuciła te słowa niczym wyzwanie.
– Ojej. – Szarpnął wąsy, udając rozbawienie. W rzeczywistości jej słowa pociekły mu wzdłuż kręgosłupa lodowatą strużką. – Czy naprawdę możesz się spodziewać, że zgodzę się na takie warunki?
Teraz ona się roześmiała; wydała gardłowy pomruk, przypominający śpiewny warkot polującego tygrysa. Nie dodało to Bystremu pewności siebie. Podobnie jak jej słowa.
– Oczywiście, że przyjmiesz te warunki. Masz inne wyjście? Chociaż nie bardzo chcesz to przyjąć do wiadomości, mogę zniszczyć ciebie i twoją załogę, kiedy tylko zechcę. Powinieneś się zadowolić wiedzą, że przez jakiś czas będzie mnie bawiło towarzyszenie ci w pirackim rzemiośle. Nie pragnij więcej, niż możesz chwycić.
Bystry nie dał się zniechęcić.
– Zniszcz mnie, a zniszczysz samą siebie. A może myślisz, że zabawniej byłoby opaść na dno i spocząć tam w mule? Zajmij się ze mną piractwem, a moja załoga da ci płócienne skrzydła. Z nami będziesz mogła latać nad falami. Znów będziesz mogła polować, smoczyco. Jeśli stare legendy są choć trochę prawdziwe, to powinno sprawić ci przyjemność.
Znowu prychnęła.
– A zatem przyjmujesz moje warunki?
Bystry wyprostował się.
– Zastanowię się przez noc.
– Przyjmujesz je – powiedziała smoczyca w noc.
Nie raczył odpowiedzieć. Chwycił kulę i ruszył, stawiając ostrożnie kroki. Przy drabince opuścił się na pokład i niezdarnie pokonał stopnie. Skinął krótko głową dwóm marynarzom, których minął po drodze. Jeśli podsłuchali cokolwiek z rozmowy kapitana ze statkiem, mieli dość rozumu, by tego nie okazać.