Mężczyźni skończyli jeść, lecz nie wstawali od stołu. Chłopiec wniósł do kajuty polakierowane pudełko i wyjął z niego dwie fajki z białej gliny i kilka słoiczków z ziołami do palenia. Cosgo wyprostował się z radosnym okrzykiem i z lśniącymi oczyma patrzył, jak kapitan nabija fajkę i mu ją podaje. Pochylił się, by przyjąć od niego ogień. Mieszanka odurzających ziół się zapaliła i Cosgo zaciągnął się dymem. Przez chwilę siedział nieruchomo, wstrzymując oddech, a po jego twarzy rozlał się błogi uśmiech. A potem odchylił się na oparcie krzesła i wypuścił dym, wzdychając z zadowolenia.
Wkrótce kajutę spowiły pasma dymu. Mężczyźni rozmawiali serdecznie i często się śmiali. Słodkiej zamykały się oczy. Starała się skupić uwagę na kapitanie i oceniać jego reakcje na słowa satrapy, ale trudno się było jej skoncentrować. Całą siłę woli zużywała na utrzymanie się na nogach. Stół i mężczyźni po przeciwnej stronie kajuty oddalili się w ciepłą mgiełkę. Ich głosy zmieniły się w uspokajający szmer. Kiedy kapitan wstał, Słodka wzdrygnęła się i otrzeźwiała. Dowódca wskazał gestem drzwi, przepuszczając Cosga przed sobą. Satrapa wstał sztywno. Wyglądało na to, że jedzenie i wino przywróciło mu nieco sił. Kekki spróbowała pójść za przykładem swego pana, ale osunęła się z powrotem na dywan. Satrapa prychnął pogardliwie i powiedział coś z dezaprobatą do kapitana. A potem spojrzał na Słodką.
– Pomóż jej, głupia – rozkazał.
Mężczyźni wyszli z kajuty. Żaden się nie obejrzał, by sprawdzić, czy kobiety idą za nimi.
Za ich plecami Słodka schwyciła ze stołu herbatnik i wepchnęła go sobie do ust. Przeżuła go i pośpiesznie przełknęła. Nie wiedziała, jak znalazła siłę, żeby pomóc Kekki wstać i wyjść z kajuty. Towarzyszka potykała się i wpadała na nią. Mężczyźni przeszli już przez cały statek i kobiety były zmuszone pośpieszyć za nimi. Słodkiej nie podobały się spojrzenia, jakimi obrzucali ją niektórzy marynarze; wydawało jej się, że chociaż patrzą pożądliwie na nią i Kekki, to drwią z jej wyglądu.
Zatrzymały się za satrapą. Jakiś mężczyzna pośpiesznie wynosił swój dobytek z prowizorycznego namiotu na drewnianym stelażu, ustawionego na pokładzie pod namiastką forkasztelu. Kiedy tylko skończył, kapitan gestem zaprosił satrapę do środka; Cosgo skinął mu łaskawie głową i wszedł do swej tymczasowej komnaty.
Kiedy Słodka pomagała Kekki wejść do namiotu, mężczyzna, który się z niego wyprowadził, położył jej na ramieniu rękę. Zmieszana, podniosła na niego wzrok, zastanawiając się, czego chce, lecz on się uśmiechnął i zapytał o coś satrapę. Ten roześmiał się głośno w odpowiedzi i pokręcił głową, po czym dodał coś ze wzruszeniem ramion. Słodka wychwyciła słowo „później”. Następnie Cosgo przewrócił oczyma, jakby dziwił się pytaniu. Mężczyzna zrobił niby to rozczarowaną minę, ale jakby przypadkiem przeciągnął dłoni po ręce Słodkiej, przez moment dotykając jej biodra. Wstrząśnięta dziewczyna wstrzymała oddech. Kapitan pchnął marynarza przyjaźnie; Słodka uznała, że to zapewne pierwszy oficer. Nie wiedziała, co się właśnie rozegrało, ale stwierdziła, że nie dba o to. Nie zwracając uwagi na nich wszystkich, pomogła Kekki dojść do jedynej koi, lecz kiedy do niej dotarły, Towarzyszka osunęła się bezwładnie na pokład. Słodka bezskutecznie ciągnęła ją za rękę.
– Nie – mruknęła Kekki. – Zostaw mnie. Stań przy drzwiach. – Kiedy Słodka spojrzała na nią ze zdumieniem, kobieta zebrała wszystkie siły, by powiedzieć rozkazująco: – Nie sprzeciwiaj się teraz. Rób, co mówię.
Słodka zawahała się, a potem zdała sobie sprawę, że kapitan się jej przygląda. Wstała niezdarnie i pokuśtykała do drzwi. Jak służąca, nagle sobie uświadomiła. Zapłonął w niej gniew. Rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu. Miało ściany ze skór. Oprócz koi znajdował się w nim stolik, na którym paliła się lampa. To było wszystko. Wyraźna prowizorka. Zastanowiła się nad tym. Chwilę później kapitan życzył satrapie dobrej nocy. Kiedy tylko klapa wejściowa opadła, Słodka osunęła się na podłogę. Wciąż była głodna i spragniona, ale na razie czuła, że wystarczy jej sen. Szczelniej owinęła się kocem.
– Wstań – polecił satrapa. – Kiedy wróci chłopiec z jedzeniem dla Kekki, będzie się spodziewał, że odbierze je od niego służąca. Jeśli tego nie zrobisz, upokorzysz mnie. Przyniesie też ciepłą wodę. Kiedy mnie wykąpiesz, będziesz się mogła zająć Kekki.
– Wolałabym wyskoczyć za burtę – poinformowała go Słodka. Nie poruszyła się.
– A zatem zostań, gdzie jesteś. – Jedzenie i wino przywróciło mu arogancję. Zupełnie nie zwracając uwagi na obecność Słodkiej, zaczął zdejmować brudne ubranie. Urażona, odwróciła wzrok, ale nie mogła zatkać uszu. – Nie będziesz musiała wyskakiwać za burtę. Zapewne pomoże ci w tym załoga, kiedy już z tobą skończy. O to właśnie zapytał pierwszy oficer, kiedy wchodziłyście. „Czy ta przestraszona jest wolna?”, zapytał mnie. Powiedziałem, że jesteś służącą mojej kobiety, która może później da ci trochę wolnego. – Uniósł kąciki ust w pełnym wyższości uśmiechu. – Pamiętaj, Słodka – powiedział tonem ociekającym fałszywą serdecznością – że będąc na tym statku, równie dobrze mogłabyś się znajdować w Krainie Miedzi. Jeśli tutaj nie należysz do mnie, to nie należysz do żadnego mężczyzny. A w Krainie Miedzi kobieta nienależąca do żadnego mężczyzny należy do wszystkich.
Słodka słyszała kiedyś to powiedzenie, lecz nigdy w pełni nie rozumiała, co ono znaczy. Zacisnęła szczęki. Jej uwagę przykuł zachrypnięty głos Kekki.
– Magnadon satrapa Cosgo mówi prawdę, dziewczyno. Wstań. Jeśli chcesz ocalić siebie, bądź służącą. – Westchnęła cicho i dodała: – Pamiętaj moją obietnicę i słuchaj mnie. Jeśli ktokolwiek z nas ma przetrwać, to wszyscy musimy żyć. Ochroni nas jego status, jeśli my go będziemy chronić.
Satrapa kopniakiem odsunął od siebie ubranie. Jego blade ciało zrobiło na Słodkiej wstrząsające wrażenie. Widywała już nagie torsy robotników portowych i rolnych, ale nigdy nie widziała całkowicie nagiego mężczyzny. Wbrew jej woli wzrok Słodkiej powędrował ku jego lędźwiom. Słyszała, jak nazywano to „męskością”; spodziewała się czegoś więcej niż podrygującego różowego ogonka w gnieździe kędzierzawych włosów. Zwisający członek satrapy wydawał się jej jakby spróchniały i niezdrowy; czy wszyscy mężczyźni są tak zbudowani? Przeraziło ją to. Jaka kobieta mogła znieść na ciele dotyk czegoś tak odrażającego? Odwróciła wzrok. Satrapa chyba nie zauważył jej niechęci.
– Gdzie jest ta woda do kąpieli? – zapytał płaczliwie. – Słodka, idź się dowiedzieć, skąd to opóźnienie.
Zanim zdążyła odmówić, rozległo się stukanie w ramę wejściową. Wstała pośpiesznie, gardząc sobą za tę kapitulację. Klapa wejściowa uniosła się i do środka wszedł chłopiec okrętowy, popychając przed sobą kopniakami drewnianą balię i dźwigając dwa wiadra z wodą. Postawił je i wpatrzył się w satrapę, jakby on też nigdy nie widział nagiego mężczyzny. Słodka zadawała sobie pytanie, czy sprawiła to bladość satrapy, czy wiotka budowa jego ciała. Nawet Selden miał bardziej umięśniony tors. Za chłopcem wszedł jeszcze jeden marynarz, niosąc tacę z jedzeniem. Rozejrzał się i podał ją Słodkiej, ale ruchem dłoni pokazał, że posiłek jest przeznaczony dla Kekki. Następnie obaj wyszli.
– Daj jej jedzenie – warknął satrapa do Słodkiej, która wpatrywała się w wodę, suchar okrętowy i cienki bulion. – A potem polej mnie wodą.
Mówiąc to, wszedł do niewysokiej balii i przykucnął. Czekał skulony, a Słodka wbijała w niego wzrok. Znalazła się w potrzasku i miała tego świadomość.