Выбрать главу

– Jasne, że ich zabijemy, chłopcze – podjudzał statek Lawon. – Powiem ci, gdzie masz uderzyć, a ty wywrócisz łódkę. Daj mu kij, kobieto! Niech pokaże tym draniom, co potrafi żywostatek z Miasta Wolnego Handlu!

– Ja decyduję! – Amber nie powiedziała tego ostrym głosem, lecz tak wyraźnie, że wszyscy ją dobrze usłyszeli. – To zadanie powierzył mi kapitan. Ja decyduję, kiedy statek potrzebuje broni. Kazano nam uciekać, nie walczyć. – Arogantowi wydało się, że usłyszał w głosie cieśli nutę strachu, lecz maskował ją dobrze zimny gniew. Amber zaczęła przekonywać „Niezrównanego” cichym, poważnym tonem: – Nie jest jeszcze za późno. Wciąż możemy im umknąć. Nikt nie musi umierać.

– Daj mi mój kij! – zażądał statek głosem piskliwie się wznoszącym na ostatnim słowie. – Zabiję tych łajdaków! Zabiję ich wszystkich!

Scena rozgrywająca się na pokładzie dziobowym zastygła przed oczyma Aroganta. Amber stała, ściskając oburącz długi kij „Niezrównanego”. Lawon sprawiał wrażenie, że zaraz może się na nią rzucić, lecz mimo tego, co powiedział, i wsparcia stojących za nim ludzi, nie ośmielił się dotknąć kija. Amber spojrzała na „Niezrównanego” nad ramieniem pierwszego oficera.

– „Niezrównany”? – poprosiła. – Czy naprawdę chcesz, żeby na twoim pokładzie znów przelano krew?

– Daj mu kij! – Lawon nie rezygnował. – Nie usiłuj schować całego statku pod swoją spódnicą, kobieto! Pozwól mu walczyć, jeśli tego chce! Nie musimy uciekać.

Odpowiedź „Niezrównanego” przerwał jakiś dźwięk. Za Arogantem na pokład spadł z głuchym stuknięciem hak, z hałasem przeszorował przez pokład i zanim wpadł do wody, na chwilę zaczepił o reling. Z dołu rozległy się okrzyki zachęty i w górę poszybował następny hak.

– Abordaż! – zawołał Haf. – Sterburta od rufy!

Arogant błyskawicznie znalazł się na fordeku.

– Lawonie! – krzyknął głosem, w którym dźwięczała stal. – Na rufę. Odrzucić tych ludzi! Łucznicy. Do relingu i trzymać łodzie z dala od nas. „Niezrównany”. Reaguj na ster i nie kołysz się. Jesteś statkiem czy tratwą? Chcę stąd odpłynąć.

– Tak jest, sir! – odpowiedział po chwili Lawon.

Jego przyboczni ruszyli na rufę razem z nim. Arogant nie widział, jakie spojrzenia wymienili pierwszy oficer i Amber, ale zauważył jej mocno zaciśnięte usta. Mocniej chwyciła dłońmi broń, którą sporządziła dla statku. Arogant zastanawiał się, co by zrobiła, gdyby Lawon spróbował wyrwać jej kij. Zapamiętał sobie ten incydent.

– „Niezrównany”! Przestań się miotać i płyń – krzyknął do galionu, przechylając się przez reling. – Wolałbym zostawić tę hołotę za sobą, niż z nią walczyć.

– Nie będę uciekał! – oznajmił zapalczywie statek. Chłopięcy głos mu się załamywał. – Uciekają tylko tchórze! Ucieczka przed walką nie przynosi chwały!

– Za późno na ucieczkę! – zabrzmiał z tyłu cienki, podekscytowany głos Świstaka. – Dogonili nas, sir.

Zaniepokojony Arogant błyskawicznie obrócił się na pięcie i obrzucił spojrzeniem pokład „Niezrównanego”. W dwóch miejscach wdarło się na niego kilku piratów. Byli to wyćwiczeni wojownicy, którzy utrzymywali szyk, zostawiając za sobą wolne miejsce dla swoich towarzyszy, błyskawicznie wspinających się po linach przyczepionych do haków. Na razie atakujący chcieli jedynie zachować swoje drobne zdobycze i znakomicie im się to udawało. Niedoświadczeni wojownicy Aroganta wchodzili sobie w drogę, tłumnie atakując piratów. Na jego oczach na pokład spadł kolejny hak, zaczął się ześlizgiwać i o coś zahaczył. Niemal w tej samej chwili czyjaś ręka sięgnęła relingu. Załoga była tak zajęta walką z wrogami, którzy już się znaleźli na pokładzie, że nawet nie zauważyła tego nowego zagrożenia. Tylko Świstak oderwał się od kapitana, skoczył przez główny pokład i stawił czoło piratom. Arogant był przerażony.

– Cała załoga, odeprzeć atak! – ryknął. Odwrócił się z powrotem do „Niezrównanego”. – Nie jesteśmy jeszcze gotowi! Statku, jeżeli nie odpłyniesz od nich, znajdziemy się w ich rękach. Przemów mu do rozsądku! – krzyknął do Amber.

Chciał dołączyć do Świstaka, ale ku swemu przerażeniu zobaczył, że ubiegła go Althea. Chłopiec wymachiwał nożem w stronę pirata, który usiłował przejść nad relingiem, a Althea na próżno szarpała za hak. Jego trzy zęby wbiły się głęboko w reling, a ciężar ludzi wspinających się po przyczepionej do haka linie sprawiał, że metal wbijał się w drewno jeszcze głębiej. Kawałek łańcucha przymocowany do haka uniemożliwiał odcięcie go przez obrońców. Zanim Arogant zdołał dotrzeć na miejsce, Świstak wrzasnął dziko i zamachnął się nożem; klinga wbiła się w gardło szczerzącego zęby w uśmiechu pirata, który właśnie chwycił się relingu. Ciemnoczerwona krew, która trysnęła z ran, zabryzgała Świstaka, Altheę i rozlała się po pokładzie. Okrzyk „Niezrównanego” świadczył, że statek to odczuł. Umierający brodacz spadł do tyłu. Arogant usłyszał ciężkie uderzenie jego ciała o łódkę. Krzyki piratów dowodziły, że spadając, wyrządziło jakieś szkody. Arogant odepchnął Altheę.

– Nie narażaj się! – rozkazał jej. – Cofnij się!

Przerzucił nogę przez reling, a drugą wsunął pod poprzeczkę, pewnie go okraczając. Pchnięciem szabli w dół rozciął twarz piratowi, który wciąż trzymał się liny. Szczęście im sprzyjało. Spadający marynarz niemal zatopił łódkę i przewrócił towarzysza, który trzymał linę. Wtedy Arogant dostrzegł swoją szansę. Skoczył na pokład, wyszarpnął hak i z tryumfalnym okrzykiem cisnął go do morza. Odwrócił się z uśmiechem, spodziewając się, że Althea i Świstak będą uradowani jego zwycięstwem. Pomylił się. Twarz Althei wykrzywiał gniew, a Świstak wciąż patrzył otępiałym wzrokiem na nóż trzymany w ręce i pokrywającą ją krew. Uwagę Aroganta zwrócił krzyk z rufy. Walka nie szła tam dobrze. Pochylił się i potrząsnął ramię Świstaka.

– Będziesz myślał później, chłopcze! Teraz chodź ze mną.

Jego słowa wyrwały Świstaka z transu; popędził za Arogantem. Kapitanowi wydało się, że w tej samej chwili statek nagle nabrał szybkości. Z ulgą zobaczył, że Althea nie rzuciła się za nim do walki. Trzech marynarzy tarzało się po pokładzie z piratem, jakby to była bójka w tawernie. Minął ich i skrzyżował ostrze z wytatuowanym mężczyzną o lśniącej, łysej czaszce. Arogant pozwolił mu łatwo sparować swój cios, żeby mógł sięgnąć za niego do upatrzonego celu i przebić pirata, który właśnie przerzucał nogę przez reling. Kiedy ranny spadał do wody, przyciskając ręce do piersi, Arogant zapłacił za swoją zuchwałość. Łysy pirat zaatakował go, ale choć kapitan rzucił się w bok, poczuł, jak tkanina koszuli ustępuje pod ostrzem. Chwilę później po żebrach rozlała mu się ognista fala bólu. Usłyszał chrapliwy, pełen przerażenia okrzyk Świstaka, po czym chłopiec rzucił się w środek walki. Celował nisko, w stopy i łydki pirata. Zdumiony napastnik odskoczył, chcąc uniknąć ciosów noża. Arogant zaatakował szablą trzymaną oburącz. Czubek klingi wbił się głęboko w pierś łysego, który uderzył w reling, przechylił się do tyłu i z wrzaskiem spadł.

Arogant i Świstak przełamali magiczny krąg broniących się piratów. Załoga rzuciła się na nich, zmieniając bitwę w bójkę. Taką walkę rozumieli; przewrócili pozostałych napastników, kopali ich i tratowali. Arogant wycofał się i rozejrzał po pokładzie. Obserwatorzy wrzeszczeli, że piracki statek zostaje w tyle; „Niezrównany” nabierał szybkości. Lawon i jego ludzie najwyraźniej poradzili sobie z ich przydziałem atakujących. Dwóch marynarzy leżało na pokładzie, ale się ruszali. Na statku znajdowało się jeszcze trzech piratów, ale ich towarzysze krzyczeli z łódki, żeby skakali, żeby zrezygnowali.