Выбрать главу

Okrzyki z dziobu oznaczały kolejnych chętnych do abordażu. Arogant postanowił zostawić Lawonowi dokończenie roboty na rufie. Rzucił się w stronę dziobu, wciąż mając za sobą Świstaka. Na pokład „Niezrównanego” wdarło się sześciu ludzi. Arogant po raz pierwszy wyraźnie zobaczył czarny emblemat na ich czerwonych chustkach. Ptak z rozpostartymi skrzydłami. Kruk? Znak Bystrego? Dobyli szabli, gotowi bronić wbitego za nimi haka. Z dołu dochodziły jednak głosy ich towarzyszy:

– Rezygnujemy! Kapitan sygnalizuje, że mamy wracać!

Piraci stali niezdecydowani, wyraźnie nie chcąc stracić tego, co zdobyli.

Althea groziła im szablą. Arogant zaklął pod nosem; przynajmniej miała dość rozsądku, by się do nich nie zbliżać. Tuż obok stała Amber, spokojnie dzierżąc szablę. Ku zaskoczeniu Aroganta osłaniał ją swoim kijem Krzywul – Lawon oznajmił wcześniej, że nigdy mu nie powierzy żadnej białej broni. Wysoki marynarz szczerzył zęby w uśmiechu, uderzając kijem w pokład, a jego dziki zapał bitewny przyprawiał o nerwowość przynajmniej jednego pirata.

– Nadal możemy zająć statek! – ryknął któryś z nich. Wciąż trzymając szablę w pogotowiu, krzyknął do towarzyszy w łódce: – Chodźcie tu! Kazali walczyć z nami kobietom. Cały statek mogłoby zająć dziesięciu z nas!

Był wysoki. Na starym niewolniczym tatuażu miał wykłuty wizerunek ptaka z rozpostartymi skrzydłami.

– Odejdźcie! – odezwała się Amber dziwnie rozkazującym, wyraźnie słyszalnym mimo świstu wiatru tonem. – Nie wygracie. Wasi przyjaciele was opuścili. Nie usiłujcie zająć statku, którego nie uda się wam utrzymać. Uciekajcie, dopóki możecie. Nawet jeśli nas zabijecie, nie utrzymacie żywostatku wbrew jego woli. On was zabije.

– Kłamiesz! Bystry schwytał żywostatek i wciąż żyje! – oznajmił jeden z piratów.

Galion wybuchnął śmiechem. Piraci, którzy znaleźli się na pokładzie, nie widzieli „Niezrównanego”, ale go słyszeli i czuli, jak jego szaleńcze wymachiwanie rękoma wprawia cały statek w kołysanie.

– Schwytajcie mnie! – rzucił im wyzwanie. – Och, schwytajcie. Wejdźcie na mój pokład, rybeńki. Chodźcie i znajdźcie śmierć!

Szaleństwo statku było odczuwalne jak podmuch wiatru, jak zapach, którego nie dawało się pozbyć z nozdrzy. Dotykało ich wszystkich lepkimi palcami. Althea pobladła, a Amber sprawiała wrażenie, że zbiera się jej na mdłości. Szaleńczy uśmiech zniknął z twarzy Krzywulca niczym spływająca farba, zostawiając po sobie tylko szalony błysk w oku.

– Ja znikam – oznajmił jeden z piratów.

W mgnieniu oka przestąpił przez reling i ześliznął się po linie. W jego ślady poszedł jeden z jego towarzyszy.

– Zostać ze mną! – ryknął ich przywódca, ale ludzie go nie słuchali. Znikali za burtą jak przestraszone koty.

– Niech was szlag! Nie szlag was wszystkich! – wrzasnął ostatni z nich.

Odwrócił się w stronę liny, ale nagle podeszła do niego Althea z szablą. Jego towarzysze krzyczeli z dołu, żeby się pośpieszył, że odpływają.

– Zatrzymamy go, żeby go wypytać, co wie o Bystrym! – oznajmiła nagle Althea. – Amber, zrzuć hak; Krzywulu, pomóż mi go przytrzymać.

Według Krzywula przytrzymanie pirata polegało na potężnym młyńcu kijem, który zabójczo blisko świsnął przy czaszce Amber, i uderzeniu nim z trzaskiem w głowę napastnika. Wytatuowany mężczyzna padł na pokład, a Krzywul zaczął podskakiwać w tańcu zwycięstwa.

– Załatwiłem go, załatwiłem pirata!

* * *

„Nie narażaj się”. Słowa te utkwiły w mózgu Althei niczym zadziory. Wykonywała rutynowe zadania, mające na celu przywrócenie porządku i spokoju na pokładzie, ale to, co powiedział Arogant, sączyło w jej duszę gorycz. Mimo wszystko wciąż uważał ją za bezbronną kobietę, którą należy chronić przed niebezpieczeństwem. „Nie narażaj się”, powiedział, a potem przejął jej zadanie, wyszarpując hak. Upokarzając ją przez wykazanie, że mimo wszelkich wysiłków jest niegodna zaufania. Niekompetentna. A wszystko to widział Świstak.

Nie chodziło o to, że tęskniła za walką i zabijaniem. Sa jeden wiedział, że po tym pierwszym starciu jeszcze trzęsły się jej nogi i ręce. Od chwili, gdy piraci zaczęli się wspinać po burcie „Niezrównanego”, nerwy miała napięte jak postronki. Mimo to funkcjonowała. Nie uległa paraliżowi; nie piszczała ani nie uciekła. Zrobiła wszystko, co w jej mocy, by wypełnić swe obowiązki. To jednak nie wystarczyło. Chciała, by Arogant szanował ją jako pełnowartościowego marynarza i oficera. Dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie uważa jej za kogoś takiego.

Weszła na maszt, nie tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie są ścigani, ale także dlatego, że potrzebowała chwili ciszy i samotności. Kiedy ostatni raz czuła taki gniew, wywołał go Kaj. Ledwo wierzyła, że w taki sam sposób uraził ją Arogant. Zamknęła oczy i przez chwilę opierała czoło o napiętą linę. Sądziła, że Arogant ją szanuje, co więcej, że mu na niej zależy. A teraz coś takiego. Przepełniało ją to tym większą goryczą, że starannie go unikała, chcąc wykazać, że jest niezależna i silna. Założyła, że utrzymują dystans dla zachowania dyscypliny na statku. Czy to możliwe, że widział w niej tylko zabawkę, którą trzeba odłożyć, dopóki są na morzu? Zostało jej odebrane wszystko. Nie mogła się zachowywać jak kobieta, która go pragnie, ani jak członek załogi, który zasługuje na jego szacunek. Czym zatem była dla niego? Bagażem? Niechcianym obowiązkiem? Kiedy zostali zaatakowani, nie potraktował jej jak towarzysza, który może mu pomóc, lecz jak kogoś, kogo musi chronić, usiłując jednocześnie bronić swego statku.

Althea powoli ruszyła w dół masztu i zeskoczyła na pokład. W głowie kołatała jej się nieśmiała myśl, że może jest niesprawiedliwa. Ale większa część jej jestestwa, rozdrażniona przez atak piratów, nie zważała na to. Stawienie czoła uzbrojonym mężczyznom, którzy z chęcią by ją zabili, zmieniło Altheę. Dawno już opuściła Miasto Wolnego Handlu i wszystko to, co było bezpieczne i szlachetne. Teraz prowadziła nowe życie. Jeśli ma przetrwać w tym świecie, to musi się czuć kompetentna i silna, a nie chroniona i bezbronna. Stanęła twarzą w twarz z prawdą i kaznodziejski głos w jej głowie nagle umilkł. To dlatego Arogant wzbudził w niej tak wielki gniew. Uznając słabość Althei, zmusił ją, by też tę słabość zauważyła. Jego słowa zżerały jej pewność siebie niczym ślina węża. Rozwiała się prowizoryczna odwaga Althei, jej wola walki i działania, jakby dorównywała fizycznie napastnikom. Nawet na końcu to Krzywul powalił za nią jej przeciwnika. Krzywul, prawie półgłówek, podczas walki był cenniejszy od niej ze względu na swój wzrost i krzepę.

Podeszła do niej Yek, wciąż zarumieniona po walce. Uśmiechała się szeroko, z zadowoleniem.

– Kapitan chce się z tobą widzieć w sprawie więźnia.

Trudno było podnieść wzrok na pewną siebie Yek. W tej chwili Althea oddałaby niemal wszystko za jej wzrost i siłę.

– Więźnia? Myślałam, że mamy ich kilku.

Yek pokręciła głową.

– Kiedy Krzywul macha tym kijem, robi to na poważnie. Ten pirat się nie obudził. Oczy wystąpiły mu z orbit i dostał konwulsji. A potem umarł. Szkoda, bo moim zdaniem dowodził abordażem. Prawdopodobnie mógłby powiedzieć nam najwięcej. Ci, których pilnował Lawon, usiłowali wyskoczyć za burtę. Dwóm się udało, a jeden umarł na pokładzie. Jeden jednak przeżył. Kapitan zamierza go przesłuchać i chce, żebyś przy tym była.

– Idę. Jak ci poszło podczas abordażu?

Yek pokazała zęby w uśmiechu.

– Kapitan zlecił mi wydawanie broni. Chyba widział, że nie straciłam głowy, jak inni. Ale nie miałam okazji do walki.