– Może następnym razem – obiecała jej Althea.
Yek spojrzała na nią ze zdziwieniem, jakby Althea ją zganiła, lecz ta tylko zapytała:
– Gdzie oni są? W kajucie kapitana?
– Nie. Na fordeku.
– W pobliżu galionu? Co on sobie myśli?
Yek nie umiała znaleźć odpowiedzi; Althea tak naprawdę się jej nie spodziewała. Pośpieszyła ku dziobowi, żeby się przekonać. Kiedy podeszła bliżej, z niezadowoleniem zobaczyła, że wokół jeńca już stoją Arogant, Amber i Lawon. Poczuła się urażona. Czy Arogant posłał po innych przed nią? Starała się stłumić gniew i zazdrość, ale one już się najwyraźniej zadomowiły w jej sercu. Wchodząc na fordek, nie odezwała się ani słowem.
Jedyny ocalały jeniec był młodzieńcem. Został poturbowany i podduszony, ale poza sińcami i opuchlizną nie odniósł większych obrażeń. Na policzku wiło mu się kilka niewolniczych tatuaży. Czerwona chustka nie była w stanie ujarzmić gęstej strzechy jego rozczochranych kasztanowych włosów. W orzechowych oczach tlił mu się i strach, i wyzwanie. Siedział na pokładzie ze związanymi z tyłu rękoma i z nogami skutymi łańcuchem. Stał nad nim Arogant z Lawonem u boku. Amber odsunęła się od grupy i mocno zacisnęła usta; nie ukrywała dezaprobaty. Po śródokręciu kręciła się garstka marynarzy i przyglądała przesłuchaniu. Wśród nich znajdował się Świstak. Althea zgromiła go wzrokiem, lecz chłopiec utkwił spojrzenie szeroko rozwartych oczu w jeńcu. W tej grupce było tylko dwóch wytatuowanych członków załogi; mieli kamienne twarze i zimne spojrzenie.
– Opowiedz nam o Bystrym.
Arogant mówił już z lekkim zniecierpliwieniem.
Pirat patrzył niewzruszenie przed siebie. Milczał.
– Ja spróbuję, kapitanie – poprosił Lawon.
Arogant nie zaoponował. Pierwszy oficer przykucnął przy piracie, chwycił go za włosy na czubku głowy i zmusił, by na niego spojrzał.
– Wygląda to tak, chłoptasiu – powiedział chrapliwie. Jego uśmiech był gorszy niż grymas nienawiści. – Możesz się na coś przydać i z nami porozmawiać. Albo możesz znaleźć się za burtą. Co wybierasz?
Pirat zaczerpnął tchu.
– Znajdę się za burtą bez względu na to, czy będę mówił, czy nie.
Powiedział to niemal ze szlochem.
Jego odpowiedź wzbudziła u Lawona raczej okrucieństwo niż litość.
– A zatem mów. Nikt się o tym nie dowie i może stuknę cię w głowę, zanim dam ci się utopić. Gdzie jest ten Bystry? Chcemy wiedzieć tylko to. Nosisz jego emblemat. Musisz wiedzieć, gdzie cumuje.
Althea spojrzała na Aroganta z niedowierzaniem. Chciała wiedzieć o wiele więcej. Czy przeżył ktoś z załogi „Vivacii”? Jak jej się wiedzie? Czy jest jakaś nadzieja na jej wykupienie? Pojmany pokręcił głową. Lawon uderzył go otwartą dłonią, niezbyt mocno, ale jeniec i tak się przewrócił. Zanim zdołał się podnieść, Lawon chwycił go za włosy i z powrotem posadził na pokładzie.
– Nie usłyszałem – rzekł szyderczym tonem.
– Zamierzasz… – zaczęła z wściekłością Althea, ale przerwał jej ostro Arogant.
– Dosyć! Mów, co wiesz – powiedział, stając nad piratem. – Powiedz nam, co chcemy wiedzieć, a może nie będziesz musiał umrzeć.
Młodzieniec odetchnął spazmatycznie.
– Wolę umrzeć, niż zdradzić Bystrego – stwierdził wyzywająco i nagłym szarpnięciem głowy wyswobodził się z uchwytu Lawona.
– Jeśli woli umrzeć – odezwał się nagle „Niezrównany” – to mogę mu w tym pomóc. – Jego dudniący głos zabrzmiał donośniej. Zła nuta, którą usłyszała w nim Althea, sprawiła, że zjeżyły jej się włoski na karku. – Rzuć mi go, Lawonie. Będzie mówił, zanim oddam go morzu.
– Dosyć! – Althea bezwiednie powtórzyła rozkaz Aroganta.
Podeszła do jeńca i przykucnęła, by popatrzeć mu w oczy.
– Nie proszę cię o nielojalność wobec Bystrego – powiedziała cicho.
– Co ty sobie wyobra… – zaczął Lawon, ale Arogant nie dał mu dokończyć.
– Cofnij się, Lawonie. To prawo Althei.
– Jej prawo?
W głosie pierwszego oficera brzmiało niedowierzanie i wściekłość.
– Zamknij się albo zejdź z fordeku – powiedział beznamiętnym tonem kapitan.
Lawon umilkł, ale nadal był czerwony na twarzy. Althea nie zaszczyciła spojrzeniem żadnego z nich. Patrzyła na jeńca, dopóki nie podniósł na nią wzroku.
– Powiedz mi o tym żywostatku, który przejął Bystry. O „Vivacii”.
Przez chwilę młodzieniec tylko na nią patrzył, a potem zwęziły mu się nozdrza, a skóra wokół ust zbielała.
– Wiem, kim jesteś – wysyczał. – Wyglądasz jak ten mały kapłan. Mogłabyś być jego bliźniaczką. – Odwrócił głowę i splunął na pokład. – Jesteś z przeklętej rodziny Kotwicy. Nic ci nie powiem.
– Mam na nazwisko Vestrit, a nie przeklęta Kotwica – odparła z oburzeniem Althea. – A „Vivacia” jest naszym rodzinnym statkiem. Wspomniałeś o Prawym, moim siostrzeńcu. A zatem on żyje?
– Prawy. Tak miał na imię. – Oczy jeńca zalśniły. – Mam nadzieję, że nie żyje. Zasługuje na śmierć, i to powolną. Och, udawał życzliwość. Przynosił nam wiadro ze słoną wodą i szmaty, i pełzał po tej brudnej ładowni, jakby był jednym z nas. Ale to wszystko było na pokaz. Cały czas był synem kapitana. Wielu niewolników mówiło, że powinniśmy być mu wdzięczni, że zrobił dla nas, co mógł, i że jak już się wyrwaliśmy na wolność, to dzięki niemu. Ale ja uważam, że zawsze był parszywym szpiegiem. Bo jak inaczej mógł na nas patrzeć i zostawić nas tak długo w łańcuchach? Powiedz mi.
– Byłeś niewolnikiem na pokładzie „Vivacii” – powiedziała cicho Althea.
Tylko tyle. Żadnych pytań, żadnych zaprzeczeń. Jeniec mówił, i to więcej, niż zdawał sobie sprawę.
– Byłem niewolnikiem na twoim rodzinnym statku. Tak. – Potrząsnął głową, odrzucając włosy z oczu. – Wiesz o tym. Nie mów mi, że nie rozpoznajesz tatuażu własnej rodziny.
Niechętnie przyjrzała się jego twarzy. Ostatni tatuaż na policzku pirata przedstawiał zaciśniętą pięść. Coś takiego pasowałoby do Kaja. Althea nabrała tchu i odezwała się cicho:
– Nie mam żadnych niewolników. Nie miał ich też mój ojciec. Wychował mnie w przekonaniu, że niewolnictwo jest złe. Nie istnieje tatuaż Vestritów i nie ma niewolników Vestritów. To, co ci zrobiono, zrobił ci Kaj Kotwica, nie moja rodzina.
– Próbujesz się wymigać, tak? Jak ten twój mały kapłan. Musiał wiedzieć, co się z nami dzieje. Ten przeklęty Torg. Przychodził do nas nocami i gwałcił kobiety na naszych oczach. Jedną z nich zabił. Zaczęła krzyczeć, więc wepchnął jej szmatę do ust. Umarła, kiedy ją posuwał. A on się tylko roześmiał. Po prostu wstał, odszedł i zostawił ją, przykutą obok mojego sąsiada. Żaden z nas nie mógł nic zrobić. Następnego dnia przyszło paru członków załogi, wyciągnęło ją i rzuciło wężom na pożarcie. – Oczy mówiącego się zwęziły. Obrzucił Altheę wzrokiem. – To ty powinnaś się tam udusić. Chociaż raz powinien to być ktoś z was.
Althea zamknęła oczy. Obraz był zbyt żywy. Amber, która stała przy relingu, odwróciła się nagle i zapatrzyła w morze.
– Nie mów tak do niej – odezwał się szorstko Arogant. – Albo sam cię wyrzucę za burtę.
– Nie dbam o to – przerwała mu Althea. – Rozumiem, dlaczego tak mówi. Niech opowiada dalej. – Spojrzała na pirata. – To, co Kaj Kotwica zrobił z naszym rodzinnym statkiem, było złe. Przyznaję. – Zmusiła się do spojrzenia w oczy młodzieńca. – Chcę odzyskać „Vivacię”, a kiedy się to stanie, nikt nigdy nie będzie na niej niewolnikiem. To wszystko. Powiedz nam, gdzie możemy znaleźć Bystrego. Wykupimy statek. Nie chcę nic więcej. Tylko statek. I tych członków jego załogi, którzy jeszcze żyją.