Выбрать главу

Kieresz ich nie okłamywał.

– Możliwe. Może zginiemy i nasz rodzaj nie będzie już istniał. Ostatni raz poszukamy Tej, Która Pamięta, lecz tym razem poświęcimy temu zadaniu wszystkie nasze siły. Znajdziemy przewodnika albo zginiemy.

– A zatem zginiemy.

Głos był zimny i martwy, jakby pękał gruby lód. Do kuli wpłynął biały wąż i zaczął obraźliwie się wić przed Kiereszem. Grzywa Szarpii zjeżyła się z przerażenia. Prowokował Kieresza, by go zabił. Jego bezczelne pozy prosiły się o śmierć. Wszyscy czekali na zapadnięcie wyroku.

Lecz Kieresz się powstrzymał. Sam zaczął rysować ruchami ciała większy wzór, ogarniający obelgi białego i zakazujące innym podejmowania działań przeciwko niemu. Nic nie mówił, chociaż grzywa mu się zjeżyła i zaczęła wydzielać bladą smugę toksyn. Cisza i trucizny utworzyły wokół białego węża sieć. Jego ruchy stały się wolniejsze, a w końcu całkowicie znieruchomiał. Kieresz nie zadał mu żadnych pytań, a mimo to biały odpowiedział gniewnie:

– Bo rozmawiałem z Tą, Która Pamięta. Byłem dziki i bezrozumny, podobny do tych niemych zwierząt, które podążają za tobą. Lecz ona mnie schwyciła, mocno trzymała i wmuszała mi swoje wspomnienia, aż się nimi dławiłem. – Zatoczył gwałtownie krąg, jakby chciał zaatakować samego siebie. Wirował coraz szybciej. – Jej wspomnienia były trucizną! Trucizną! Bardziej toksyczną od jakiejkolwiek substancji, którą wydzieliła grzywa. Kiedy przypominam sobie, kim byliśmy, kim powinniśmy być teraz i porównuję z tym, kim się staliśmy… duszę się. Chciałbym wypluć to obrzydliwe życie, którego wciąż się trzymamy!

Kieresz nie przerywał milczącego, falującego tańca. Jego ruchy tworzyły barierę między białym i zasłuchanymi w bezruchu wężami.

– Za późno. – Biały wyraźnie odtrąbiał każde słowo. – Minęło zbyt wiele pór roku. Nasza pora przemiany nadeszła i minęła dziesiątki razy. Wspomnienia Tej, Która Pamięta dotyczą dawno minionego świata! Nawet gdybyśmy odnaleźli rzekę prowadzącą do terenów, na których smoki przędły kokony, nikt nam nie pomoże ich uprząść. Wszyscy zginęli. – Zaczął mówić szybciej; jego słowa płynęły niczym pędząca rzeka. – Nie czekają żadni rodzice, by wpleść wspomnienia w kokony. Po metamorfozie okazalibyśmy się równie nieświadomi, jak przed nią. Dała mi swoje wspomnienia i mówię wam, nie były wystarczające! Niewiele tu rozpoznaję, a to, co pamiętam, nie znajduje się na swoim miejscu. Jeśli jesteśmy skazani na zagładę, to lepiej straćmy przed śmiercią głosy i zmysły. Jej wspomnienia nie są warte bólu, jaki noszę w sobie.

Jego nastroszona grzywa wypuściła nagle chmurę toksyn. Zanurzył w nich pysk.

Kieresz uderzył tak szybko, jakby atakował ofiarę. Omotał białego i odciągnął go od jego własnej trucizny, błyskając złocistymi oczyma.

– Dosyć! – ryknął. Jego słowa były pełne gniewu, lecz głos był go pozbawiony. – Jesteś tylko jeden! Nie możesz podejmować decyzji za całe kłębowisko albo za całą rasę. Masz obowiązek do wypełnienia i wypełnisz go, zanim odbierzesz sobie głupie, bezsensowne życie. – Kieresz uwolnił chmurę własnych toksyn. Gniewnie wirujące szkarłatne oczy białego węża zwolniły, zmatowiały i stały się rdzawoczerwone. Pod działaniem toksyn jego szczęki rozwarły się leniwie. – Zaprowadzisz nas do Tej, Która Pamięta – powiedział łagodnie przywódca. – Już wchłonęliśmy nieco wspomnień od srebrnego dostawcy. Jeśli trzeba, możemy przejąć więcej. Razem z tym, co uzyskamy od Tej, Która Pamięta może nam to wystarczyć. – Po chwili dodał niechętnie: – Jaki mamy wybór?

* * *

Bystry balansował przed lusterkiem, odwracając twarz z boku na bok. Na jego włosach i przyciętej brodzie lśniła warstewka olejku cytrynowego. Wąsy zakręcały mu się elegancko, lecz bez ostentacji. Na torsie i przy mankietach ciemnoniebieskiej kurty pieniła się nieskazitelna biała koronka. Nawet skórzana obejma jego kikuta została wypolerowana na wysoki połysk. Z uszu zwieszały mu się ciężkie srebrne kolczyki. Pomyślał, że wygląda jak mężczyzna wybierający się w konkury. W pewnym sensie tak było.

Po rozmowie ze statkiem nie spał dobrze w nocy. Jego przeklęty amulet nie pozwalał mu zasnąć, szepcząc, chichocząc i namawiając do przyjęcia warunków smoczycy. Najbardziej denerwowało Bystrego to namawianie. Czy może odważyć się zaufać tej przeklętej rzeźbie? Czy może odważyć się ją zignorować? Rzucał się i przewracał, a kiedy do jego łóżka przyszła Etta, do snu nie mógł go nawet ukołysać delikatny masaż szyi i pleców. W końcu Bystry zapadł w drzemkę, kiedy na niebie zaczął szarzeć świt. Kapitan się obudził z postanowieniem, że przekona statek do siebie. Tym razem nie będzie musiał przynajmniej pokonywać jego przywiązania do Prawego.

Niewiele wiedział o smokach, skupił się więc na tym, co wiedział. To była samica. Przygładzi więc pióra, przyniesie jej dary i zobaczy, co dzięki temu zyska. Zadowolony ze swego wyglądu, odwrócił się do łóżka i przyjrzał zgromadzonym skarbom. Pas ze srebrnych kółek ozdobiony lapis lazuli sprezentuje jej jako bransoletę. Jeśli jej się spodoba, to ma dwie srebrne bransolety, które można przerobić na kolczyki. Etcie nie będzie ich brakowało. We flaszy o grubych ściankach znajdował się olejek z wisterii. Zapewne miał dotrzeć do jakiejś perfumerii w Krainie Miedzi. Bystry nie miał pojęcia, jakie inne zmysłowe drobiazgi mogłyby ucieszyć smoczycę. Jeśli te skarby jej nie poruszą, pomyśli o innych sposobach. Ale ją zdobędzie. Włożył prezenty do aksamitnego mieszka i zawiesił go sobie u pasa. Najlepiej poruszało mu się, gdy miał wolne ręce. Nie chciał sprawić na niej wrażenia, że jest niezdarny.

Na korytarzyku przed kajutą natknął się na Ettę z naręczem czystej pościeli. Otaksowała go wzrokiem, tak że poczuł się niemal urażony, ale aprobata wyzierająca z jej oczu upewniła go, że dobrze się przygotował.

– No, no – zauważyła niemal zalotnie i leciutko się uśmiechnęła.

– Idę porozmawiać ze statkiem – oznajmił szorstko Bystry. – Niech nikt nam nie przeszkadza.

– Natychmiast to rozgłoszę – zgodziła się Etta. A potem ośmieliła się dodać z szerszym uśmiechem: – Mądrze zrobiłeś, tak się ubrawszy. To się jej spodoba.

– A cóż ty możesz wiedzieć o takich sprawach? – powiedział, mijając ją.

– Rozmawiałam z nią dziś rano. Była wobec mnie niezwykle uprzejma i otwarcie mówiła o swoim podziwie dla ciebie. Niech zobaczy, że ty też ją podziwiasz; to połechce jej próżność. Może i jest smoczycą, ale jest w niej dość kobiecości, byśmy się rozumiały. – Po chwili Etta dodała: – Mówi, że mamy ją nazywać Błyskawicą. To imię dobrze do niej pasuje. Bije z niej światło i moc.

Bystry stanął i odwrócił się do Etty.

– Co doprowadziło do zawarcia tego nowego sojuszu? – zapytał.

Etta przekrzywiła głowę i zamyśliła się.

– Ona jest teraz inna. Więcej nie mogę powiedzieć. – Uśmiechnęła się. – Chyba mnie lubi. Powiedziała, że mogłybyśmy być jak siostry.

Bystry miał nadzieję, że udało mu się ukryć zaskoczenie.

– Tak powiedziała?

Dziwka stała z pościelą przyciśniętą do piersi i się uśmiechała.

– Powiedziała, że do spełnienia twoich ambicji trzeba nas dwóch.

– Ach – powiedział Bystry, odwrócił się i odszedł, stukając protezą.

Statek ją zdobył. Ot, tak, kilkoma uprzejmymi słowami? Nie wydawało mu się to prawdopodobne. Etta nie była kobietą, która łatwo ulega naciskom. Co zaproponowała jej smoczyca? Władzę? Bogactwo? Lecz nawet bardziej naglącym pytaniem było „dlaczego”. Dlaczego smoczyca chciała się sprzymierzyć z dziwką?

Stwierdził, że się śpieszy, i z rozmysłem zwolnił kroku. Nie powinien się z nią spotykać w pośpiechu. Trzeba się uspokoić. Zabiegać o jej względy powoli. Przekonać ją do siebie, a wtedy jej przyjaźń z Ettą nie będzie stanowiła zagrożenia.