Выбрать главу

Kiedy tylko wyszedł na pokład, wyczuł zmianę. Wysoko w olinowaniu marynarze zmieniali żagle, przerzucając się żartami. Yol wydał kolejny rozkaz i ludzie rzucili się go wykonać. Jeden z nich pośliznął się, ale złapał muskularną ręką za linę. Roześmiał się i podciągnął wyżej. Galion wydał okrzyk zachwytu nad jego sprawnością. W jednej chwili Bystry zrozumiał, że marynarz wcale się nie pośliznął. Popisywał się przed galionem. Smoczyca sprawiła, że cała załoga demonstrowała przed nią swoje umiejętności. Chcieli zwrócić na siebie jej uwagę jak uczniowie.

– Co zrobiłaś, że tak się zachowują? – zapytał ją na powitanie. Roześmiała się ciepło i zerknęła na niego ponad nagim ramieniem.

– Tak niewiele trzeba, by ich oczarować. Uśmiech, słowo, zachęta, by postawili żagiel jeszcze szybciej. Odrobina uwagi, bardzo mała odrobina uwagi, i już rywalizują o więcej.

– Jestem zaskoczony, że raczysz ich uznawać za godnych twojej uwagi. Zeszłej nocy wydawało mi się, że nie znosisz ludzi.

– Obiecałam im polowanie przed jutrzejszym zachodem słońca. Ale tylko jeśli będą umieli dopasować swoje umiejętności do moich zmysłów. Niedaleko stąd znajduje się statek handlowy. Wiezie przyprawy z Wysp Mangardorskich. Jeśli będą dobrze wybierać żagle, wkrótce go dogonimy.

A zatem wydawało się, że zaakceptowała swoje nowe ciało. Bystry postanowił tego nie komentować.

– Widzisz ten statek za horyzontem?

– Nie muszę. Wiatr przyniósł mi jego zapach. Goździki i drewno sandałowe, hasjański pieprz i laski kimori. Zapach samej Wyspy Mangardorskiej; tylko statek z bogatym ładunkiem mógłby przywieźć takie wonie tak daleko na północ. Wkrótce powinniśmy go zobaczyć.

– Naprawdę masz tak wyczulony węch?

Wargi galionu wygięły się w uśmiechu.

– Ofiara nie jest tak daleko. Przemieszcza się między tamtymi wyspami. Gdybyś miał wzrok tak bystry jak ja, mógłbyś ją dostrzec. – Uśmiech zniknął z twarzy galionu. – Znam te wody jako statek. Jako smokowi są mi obce. Od czasu, kiedy ostatnio wzbiłam się w powietrze, wszystko bardzo się zmieniło. To znajoma okolica, a zarazem obca. – Figura zmarszczyła brwi. – Znasz Wyspy Mangardorskie?

Bystry wzruszył ramionami.

– Znam Skały Mangardorskie. Są niebezpieczne we mgle, a przy odpływie są na tyle odsłonięte, że mogą rozpruć dno każdego statku, który się odważy podpłynąć blisko nich.

Po jego słowach zapadła długa, pełna napięcia cisza.

– A więc tak – odezwała się w końcu smoczyca. – Albo podniósł się poziom oceanów świata, albo ziemie, które znałam, zatonęły. Ciekawe, co zostało z mojego domu. – Przerwała na chwilę. – A mimo to Wyspa Innego Ludu, jak ją nazywasz, wygląda na bardzo mało zmienioną. Zatem część mojego świata jest nienaruszona. To dla mnie zagadka, którą będę mogła rozwiązać dopiero po powrocie do domu.

– Do domu? – Bystry starał się, by to pytanie zabrzmiało niedbale. – A gdzie on jest?

– Dom to ewentualność. Nie kłopocz się tym teraz.

Smoczyca się uśmiechała, lecz w jej głosie zabrzmiał chłód.

– Czy mógłby być tym, co zechcesz? – Bystry nie ustępował.

– Być może. Albo i nie. Powiem ci. Przecież nie słyszałam, żebyś się zgodził na moje warunki.

Ostrożnie, ostrożnie.

– Nie lubię działać pochopnie. Nadal chciałbym dowiedzieć się o nich czegoś więcej.

Roześmiała się.

– Ależ mamy niemądry temat rozmowy. Zgadzasz się. Bo w życiu, które musimy dzielić, masz nawet mniejszy wybór ode mnie. Co się w nim kryje dla nas obojga, jeśli nie my? Przynosisz mi podarki, prawda? To bardziej właściwe niż sądzisz. Lecz nawet nie zaczekam, aż mi je pokażesz, i wyjawię ci, że stanowię o wiele większy skarb, niż wyobrażałeś sobie, że kiedykolwiek zdobędziesz. Niech twoje marzenia przerosną te, Bystry, które miałeś do tej pory. Marz o statku, który może wezwać z głębi wód węże do pomocy. Mogę im rozkazywać. Co chciałbyś, żeby zrobiły? Zatrzymały statek i go splądrowały? Odprowadziły inny statek w jakieś bezpieczne miejsce? Przeprowadziły cię przez mgłę? Strzegły portu w twoim mieście przed tymi, którzy mogliby mu zagrozić? Snuj wielkie marzenia, Bystry, a nawet jeszcze większe. A potem przyjmij moje warunki.

Odchrząknął. Zaschło mu w ustach.

– Sięgasz zbyt daleko – rzekł zuchwale. – Czego możesz chcieć, co mogę ofiarować ci wartego twojej propozycji?

Parsknęła śmiechem.

– Powiem ci, jeśli sam tego nie dostrzegasz. Jesteś oddechem mego ciała, Bystry. Poruszam się dzięki tobie i twojej załodze. Jeśli muszę być uwięziona wewnątrz tego kadłuba, to muszę mieć zuchwałego kapitana, który da mi skrzydła, nawet jeśli są tylko z płótna. Potrzebuję kapitana, który zna radość polowania i rozumie dążenie do władzy. Potrzebuję cię, Bystry. Zgódź się. – Jej głos ścichł i zmiękł. – Zgódź się.

Odetchnął.

– Zgadzam się.

Odrzuciła głowę i się roześmiała. Zupełnie jakby zabiły dzwony. Wydawało się, że sam wiatr dmucha mocniej, podniecony tym dźwiękiem.

Bystry oparł się o reling. Przepełniała go ogromna radość. Ledwie potrafił uwierzyć, że jest o krok od spełnienia wszystkich swoich marzeń. Szukał czegoś, co mógłby powiedzieć.

– Prawy będzie bardzo zawiedziony. Biedny chłopak.

Galion skinął głową i westchnął cicho.

– Zasługuje na odrobinę szczęścia. Odeślemy go z powrotem do jego klasztoru?

– To chyba najmądrzejsze wyjście – zgodził się Bystry. Ukrył zaskoczenie tą propozycją statku. – Ale trudno mi się będzie z nim rozstać. Widok jego zniszczonej urody przeszył mi serce. Był bardzo ładnym młodzieńcem.

– Jestem pewna, że będzie szczęśliwszy w swoim klasztorze. Mnichowi nie bardzo jest potrzebna gładka skóra. Mimo to… uzdrowimy go na pożegnanie? Żeby zawsze pamiętał o tym, jak go ukształtowaliśmy?

Błyskawica błysnęła w uśmiechu białymi zębami.

– To też potrafisz uczynić? – zapytał Bystry z niedowierzaniem.

Statek uśmiechnął się porozumiewawczo.

– To też potrafisz uczynić ty. To o wiele skuteczniejsze, nie sądzisz? Idź do jego kajuty. Połóż na nim dłonie i życz mu zdrowia. Poprowadzę cię co do reszty.

* * *

Prawego ogarnęła dziwna niemoc. Usiłował medytować, lecz jego umysł pogrążał się coraz głębiej w abstrakcyjnej otchłani. Zawieszony w niej, zastanawiał się, co się z nim dzieje. Czy w końcu opanował głębszy stan świadomości? Niejasno zdał sobie sprawę, że otwierają się drzwi.

Poczuł na piersi ręce Bystrego. Spróbował otworzyć oczy, ale nie mógł tego zrobić. Nie mógł się obudzić. Coś go przytrzymywało, jakby wielka, ciężka dłoń. Słyszał jakieś głosy – Bystry o coś pytał, a Etta odpowiadała. Coś cicho powiedział Gankis. Prawy chciał się obudzić, ale im bardziej się szamotał, tym bardziej oddalał się świat. Wyczerpany, unosił się w niebycie. Dosięgły go pasemka świadomości. Z rozpostartej dłoni Bystrego płynęło ciepło. Oblało mu skórę, a potem wsiąkło głęboko w ciało. Bystry mówił coś cicho zachęcającym tonem. Nagle buchnął ogień siły życiowej Prawego. Jego świadomość przyjęła to tak, jakby świeca nagle zapłonęła światłem i ciepłem ogniska. Prawy zaczął dyszeć, jakby biegł pod górę. Serce z trudem nadążało za oddechem. „Przestań”, chciał poprosić Bystrego, lecz nie zdołał wykrztusić żadnych słów. Wykrzyczał swoją prośbę w otaczającą go ciemność.

Słyszał. Słyszał pełne zaskoczenia westchnienia i okrzyki podziwu tych, którzy go obserwowali. Rozpoznawał głosy marynarzy.