– Sir – odparł Lawon.
To nie była zgoda. To było jedynie stwierdzenie, że usłyszał. Zamknął za sobą drzwi.
Arogant usiadł wygodniej. Ta rozmowa niczego nie rozwiązała. Być może kupił sobie więcej czasu. Skrzywił się. Ze swoim szczęściem mógł to wszystko utrzymać do czasu, aż się rozpadnie w Łupigrodzie.
Siedział przez dłuższą chwilę, bojąc się swego ostatniego zadania na ten wieczór. Rozmawiał z „Niezrównanym” i stawił czoło Lawonowi. Wciąż należało załatwić sprawę z Altheą, ale przypomniał sobie słowa statku: „była tak zła, że jej wściekłość z gorącej stała się zimna”. Dokładnie wiedział, co statek miał na myśli, i nie wątpił w prawdziwość jego słów. Usiłował znaleźć odwagę, by wezwać Altheę, a potem zdecydował, że zaczeka do końca jej wachty. Tak będzie lepiej.
Podszedł do swej koi, zdjął buty, wyjął ze spodni koszulę i rzucił się na posłanie. Nie zasnął. Usiłował się martwić o Łupigród i o to, co może tam zrobić. Widmo zimnej wściekłości Althei wisiało nad nim mroczniejszą chmurą niż cień jakiegokolwiek pirata. Bał się tego spotkania; nie słów, jakimi mogłaby go zaatakować, ale tego, jak bardzo pragnął mieć pretekst do znalezienia się z nią sam na sam.
Deszcz był nieprzyjemny, zimny i przenikliwy, lecz pędzący go wiatr wiał równo. Tego wieczoru Althea postawiła przy sterze Cyprosa. Miał do roboty niewiele więcej niż stać i mocno trzymać koło. Yek była na oku na fordeku. Ulewa mogła zmyć z okolicznych wysp kłody wyrzucone na brzeg. Yek dobrze widziała takie zagrożenia i mogła ostrzec o nich sternika z dużym wyprzedzeniem. „Niezrównany” wolał Yek od innych z jej wachty. Chociaż Arogant zakazał załodze rozmawiać z galionem, Yek potrafiła sprawić, że milczenie było raczej kojące niż oskarżycielskie.
Althea krążyła po pokładzie i zastanawiała się nad swoimi problemami. Mówiła sobie z uporem, że Arogant nie jest jednym z nich. Jej największym błędem było dopuszczenie, by jakiś mężczyzna odciągnął ją od jej prawdziwych celów. Skoro już zna jego zdanie o sobie, może przestać o nim myśleć i wszystkie wysiłki skupić na odzyskaniu własnego życia. Kiedy przestawała myśleć o kapitanie, wszystko stawało się jasne.
Od dnia bitwy Althea podniosła poprzeczkę własnych oczekiwań wobec siebie. To, że Arogant uważał ją za nieudolną i słabą, nie miało znaczenia, jeśli tylko ona sama będzie wiele od siebie wymagać. Teraz najważniejszy stał się dla niej statek i jego idealne funkcjonowanie. Wzmocniła dyscyplinę we własnej wachcie, nie biciem i krzykami jak Lawon, ale po prostu wymagając, by każde zadanie było wykonane zgodnie z jej rozkazem, oraz odkryła słabe i mocne strony swoich podwładnych. Semoy nie był szybki, ale miał rozległą wiedzę na temat statków. Podczas pierwszej części podróży bardzo cierpiał z powodu rozdzielenia go z butelką. Lawon wepchnął starego do wachty Althei jako bezużytecznego zawalidrogę o trzęsących się rękach, lecz kiedy Semoy na powrót się przyzwyczaił do kołysania statku, okazał się skarbnicą wiedzy na temat takielunku i lin. Krzywul był prostaczkiem i słabo sobie radził z podejmowaniem decyzji i stresem, lecz w wykonywaniu uciążliwych i rutynowych czynności związanych z żeglowaniem był niezmordowany. Yek stanowiła jego przeciwieństwo: była szybka i chętnie podejmowała wyzwania, lecz zaraz się nudziła monotonną pracą i wykonywała ją niedbale. Althea pochlebiała sobie, że dobrze dostosowała swoją wachtę do jej zadań. Od dwóch dni do nikogo nie musiała się ostro odezwać.
Tak więc Arogant nie miał powodu pojawić się na pokładzie podczas jej wachty. Mogłaby mu to wybaczyć, gdyby sztorm wystawiał jej zespół na najwyższą próbę, lecz pogoda była zaledwie nieprzyjemna, a nie niebezpieczna. Natknęła się na kapitana dwa razy w trakcie swego obchodu pokładu. Za pierwszym razem spojrzał jej w oczy i życzył dobrego wieczoru. Odwzajemniła mu z powagą pozdrowienie i poszła dalej. Zauważyła, że szedł w stronę fordeku. Pomyślała z ironią, że może chce zobaczyć, jak sobie radzi Yek.
Kiedy natknęła się na niego drugi raz, kapitan miał dość przyzwoitości, by wpaść w zakłopotanie. Zatrzymał się przed Altheą i powiedział coś nieistotnego na temat sztormu. Zgodziła się, że jest nieprzyjemny, i chciała wyminąć Aroganta.
– Altheo.
Znieruchomiałą na dźwięk jego głosu i się odwróciła.
– Sir? – zapytała przepisowo.
Patrzył na nią. Jego twarz stanowiła studium przesuwających się płaszczyzn i cieni w chwiejnym blasku latarni statku. Althea zobaczyła, że mruganiem pozbywa się z oczu zimnego deszczu. Dobrze mu tak. Nie miał żadnego powodu, by wychodzić na pokład w taką pogodę. Widziała, jak szuka usprawiedliwienia. Zaczerpnął tchu.
– Chciałem ci powiedzieć, że z końcem twojej wachty odwołam zakaz rozmawiania z galionem. – Westchnął. – Nie jestem pewien, czy zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie. Czasami się obawiam, że izolacja może go wpędzić w jeszcze większe nieposłuszeństwo. Więc odwołam ten zakaz.
Kiwnęła głową.
– Już pan mówił. Zrozumiałam, sir.
Stał jeszcze przez chwilę, jakby się spodziewał, że Althea powie coś więcej. Drugi oficer nie miał już jednak kapitanowi nic do powiedzenia na temat jego oświadczenia. Zamierzał zmienić rozkaz; ona dopilnuje, by załoga go wykonała. Przez chwilę patrzyła na niego uważnie, aż wreszcie Arogant skinął jej głową i odszedł. Althea wróciła do swoich obowiązków.
A więc znów będzie im wolno rozmawiać z „Niezrównanym”. Nie była pewna, czy przyjmuje to z ulgą, czy nie. Może doda to otuchy Amber. Od czasu, kiedy statek zabił, cieśla była pogtążona w mrocznych myślach. Kiedy o tym rozmawiały, zawsze winiła za to Lawona, twierdząc z uporem, że do zabicia człowieka podburzył „Niezrównanego” pierwszy oficer. Althea też tak uważała, ale jako drugi oficer nie mogła się zgodzić z Amber. Trzymała więc język za zębami, co drażniło jej towarzyszkę.
Zastanawiała się, co Amber powie „Niezrównanemu” podczas pierwszej rozmowy. Skarci go czy zażąda, żeby się wytłumaczył? Althea wiedziała, co zrobiłaby ona sama. Potraktowałaby to tak samo, jak wszystkie dotychczasowe grzechy „Niezrównanego”. Zignorowałaby morderstwo. Nie rozmawiałaby o nim ze statkiem, tak jak nigdy naprawdę nie porozmawiała z nim o tym, jak dwa razy się wywrócił i zabił całą swoją załogę. Niektóre czyny są zbyt potworne, by poprzez słowa uznać ich istnienie. „Niezrównany” wiedział, co ona myśli o jego czynach. Był starym żywostatkiem, mającym w swej konstrukcji dużo czarodrzewu. Nie mogła dotknąć żadnego jego fragmentu, nie przekazując mu swego uczucia grozy i przerażenia. Niestety, w odpowiedzi otrzymywała od niego jedynie opór i gniew. Statek uważał, że postąpił słusznie. Złościł się, że nikt inny nie podziela jego przekonania. Althea dodała to do swojej niekończącej się listy tajemnic „Niezrównanego”.
Jeszcze raz powoli obeszła pokład, lecz nie znalazła żadnej nieprawidłowości. Z ulgą znalazłaby sobie jakieś drobne zadanie. Zamiast tego spostrzegła się, że jej myśli zwracają się ku „Vivacii”. Z każdym dniem malała nadzieja Althei na jej odzyskanie. Ból rozłąki z jej żywostatkiem już się zestarzał. Tkwił głęboko w niej, jak rana, która nie chce się zagoić. Czasami, tak jak teraz, dotykała go, jakby poruszała bolący ząb. Rozpamiętywała ból, by go rozpalić na nowo, chcąc po prostu udowodnić sobie, że jej dusza jeszcze żyje. Mówiła sobie, że wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko mogła odzyskać swój statek. Gdyby miała pod stopami pokład „Vivacii”, nie liczyłyby się żadne inne zmartwienia. Mogłaby zapomnieć o Arogancie. Tego wieczoru jej marzenie o odzyskaniu statku wydawało się beznadziejne. Sądząc z tego, co mówił chłopak, zanim „Niezrównany” go zabił, Bystry nie będzie otwarty na propozycję okupu, a szczególnie skromnego okupu. Zostawała więc tylko siła lub oszustwo. Chaotyczna obrona „Niezrównanego” przez marynarzy podczas pirackiego ataku nie pozostawiła Althei żadnych złudzeń co do ich zdolności zmuszenia kogokolwiek do czegokolwiek.