Pozostawało oszustwo. Jednakże pomysł udawania, że uciekli z Miasta Wolnego Handlu z nadzieją zostania piratami uderzył Altheę jako materiał raczej na farsę niż na plan działania. W ostatecznym rozrachunku mógł się okazać gorszy niż śmieszny albo bezużyteczny. Mógł się okazał wodą na młyn Lawona. Jemu i jego wytatuowanej załodze ten pomysł wyraźnie przypadł do gustu. Czyżby miał nadzieję na posunięcie się o krok dalej i zagarnięcie „Niezrównanego”, by naprawdę wykorzystywać go jako statek piracki? Odgrywanie takiej roli w sposób nieunikniony zaszczepiłoby ten pomysł w umysłach wszystkich marynarzy. Szumowiny portowe z Miasta Wolnego Handlu, które zaangażowali jako załogę, nie będą żywiły silnych oporów moralnych przeciwko takiej zmianie kariery i celu. Jeśli zaś chodzi o sam statek, Althea nic już nie wiedziała. Ta cała przygoda ujawniła takie cechy charakteru „Niezrównanego”, jakich istnienia w ogóle nie podejrzewała. Potrzebowała czasu, czasu na wymyślenie lepszego planu, czasu na zrozumienie tego biednego, szalonego statku. Lecz czas parzył jej dłonie jak rozszalała lina. Każda wachta przybliżała ich do Łupigrodu, fortecy Bystrego.
Nad ranem deszcz ustał. Kiedy skończyła się wachta Althei, słońce przedarło się przez zasłonę chmur, posyłając szerokie strumienie światła w dół na wodę i rozsiane po niej wyspy. Wiatr zaczął wiać porywiście i zmieniać kierunek. Kiedy ludzie Lawona wyszli na pokład, Althea kazała zebrać się swojej wachcie, by wysłuchała zmienionych rozkazów Aroganta. Lawon spojrzał na nią wściekle, ale jego wrogość już jej nie dziwiła. Stanowiła część jej pracy.
Kiedy wszyscy znaleźli się na pokładzie, zabrał głos kapitan. Althea spokojnie słuchała zniesienia zakazu odzywania się do galionu. Tak jak się spodziewała, na twarzy Amber odmalowała się ulga. Kiedy Arogant zabrał z wachty Althei ludzi, by zrobić w niej miejsce dla byłych niewolników, udało jej się zachować spokój. Bez porozumienia z nią zniweczył jej starania o stworzenie gładko funkcjonującego zespołu. Teraz, kiedy z każdym dniem wpływali coraz dalej na terytorium piratów, uczynił ją odpowiedzialną za ludzi, których ledwie znała, ludzi, których być może Lawon podburzał do buntu. Piękny dodatek do jej wachty. Kipiała w milczeniu z gniewu, lecz niczego nie dała po sobie poznać.
Kiedy Arogant skończył, odesłała swoich marynarzy na posiłek i do snu czy też do jakichkolwiek innych rozrywek. Gniew stępił jej apetyt. Poszła bezpośrednio do swojej kajuty, żałując, że tak naprawdę musi ją dzielić z dwiema towarzyszkami. Tym razem była pusta. Yek zapewne jadła, a Amber na pewno poszła już do „Niezrównanego”. Althea poczuła ukłucie winy, że unika galionu. Potem jednak skupiła się na swoim gniewie i uznała, że tak jest najlepiej. Przestała darzyć bardziej ciepłymi uczuciami nie tylko Aroganta, ale także statek i Amber. Tak było prościej i lepiej. Najskuteczniej mogła działać jako drugi oficer wtedy, gdy między nią i jej zadaniami nie stały żadne względy osobiste.
Uznała, że potrzebuje snu. Wyciągnęła wilgotną od deszczu koszulę ze spodni i zaczęła zdejmować ją przez głowę, kiedy rozległo się stukanie do drzwi. Syknęła z irytacji.
– O co chodzi? – zapytała.
Po drugiej stronie drzwi powiedział coś cicho Świstak. Althea z powrotem włożyła koszulę, szarpnięciem otworzyła drzwi i zapytała:
– Co?
Świstak cofnął się o dwa kroki.
– Kapitan chce się z tobą widzieć – wymamrotał.
Jego zaskoczona mina podziałała na Altheę jak chluśnięcie zimnej rzeczywistości. Odetchnęła i wygładziła twarz.
– Dziękuję – powiedziała szorstko i zamknęła drzwi.
Dlaczego Arogant nie mógł jej tego powiedzieć, kiedy była na pokładzie razem ze wszystkimi? Dlaczego musi zabierać jej tę odrobinę prywatności i snu, jakie udaje jej się znaleźć? Z powrotem wepchnęła poły koszuli do spodni i wyszła z kajuty, trzaskając drzwiami.
– Wejść! – zawołał Arogant w odpowiedzi na łomotanie do drzwi.
Podniósł wzrok znad map, spodziewając się Lawona albo jednego ze swoich marynarzy z jakąś ważną wiadomością. Zamiast nich do kajuty weszła stanowczym krokiem Althea i zatrzymała się przed nim.
– Posłał pan po mnie Świstaka, sir.
Zrobiło mu się ciężko na sercu.
– Rzeczywiście – przyznał się i zamilkł. – Usiądź – zaprosił Altheę po chwili, lecz ona odsunęła krzesło tak sztywno, jakby to był rozkaz.
Usiadła, nie spuszczając wzroku z oczu Aroganta. Kapitan Ephron Vestrit zawsze potrafił zmusić go do odwrócenia wzroku.
– Kiedy twój ojciec tak na mnie patrzył, wiedziałem, że czeka mnie prywatna reprymenda, od której zapłoną mi uszy.
Kiedy zobaczył jej wstrząśniętą minę, uświadomił sobie, że powiedział to na głos. Był przerażony, a mimo to stłumił dziką chęć roześmiania się z miny Althei. Odchylił się na oparcie krzesła i z obojętną twarzą dodał beznamiętnym tonem:
– Może po prostu powiedz, co masz do powiedzenia, żebyśmy mieli to z głowy.
Zgromiła go wzrokiem. Widział, jak rośnie w niej napięcie. Nie mogła się oprzeć jego propozycji. Wzięła głęboki wdech, jakby chciała na niego ryknąć, i Arogant napiął wszystkie mięśnie. Niespodziewanie jednak odetchnęła i powiedziała cichym, opanowanym, lecz wciąż lekko drżącym głosem:
– To nie byłoby na miejscu, sir.
– Sir. – Zachowywała się oficjalnie, lecz jej napięcie odzywało się wibracjami w ciele Aroganta. Z rozmysłem nie ustępował, zdecydowany oczyścić atmosferę. – Chyba właśnie dałem ci pozwolenie. Coś cię gnębi. O co chodzi? – Kiedy nadal milczała, poczuł, że ogarnia go złość. – Mów! – warknął.
– Doskonale, sir. – Cedziła słowa, a z jej czarnych oczu sypały się skry. – Trudno mi wykonywać moje obowiązki, kiedy mój kapitan najwyraźniej nie darzy mnie szacunkiem. Upokarzasz mnie przed całą załogą, a potem spodziewasz się utrzymywania wachty w ryzach. To nie jest w porządku i to nie jest uczciwe.
– Co? – zapytał z oburzeniem. Jak ona może mówić coś takiego po tym, jak przyjął ją na stanowisko drugiego oficera, zwierzył się jej z osobistych planów, a nawet radził się jej w sprawach tego, co jest najlepsze dla statku? – A kiedyż to „upokorzyłem cię przed całą załogą”?
– Podczas walki – wycedziła. – Robiłam, co w mojej mocy, by zapobiec abordażowi. Ty nie tylko wkroczyłeś i odebrałeś mi zadanie, ale powiedziałeś też, żebym się cofnęła i nie narażała. – Althea podnosiła gniewnie głos. – Jakbym była dzieckiem, które musisz chronić. Jakbym była mniej przydatna od Świstaka, którego trzymałeś przy sobie.
– Nie trzymałem! – powiedział z ogniem, ale na widok błysku wściekłości w jej oczach ugryzł się w język. – Trzymałem?
– Owszem – odparła zimno. – Zapytaj Świstaka. Jestem pewna, że to pamięta.
Arogant milczał. Nie przypominał sobie, żeby powiedział coś takiego, ale pamiętał, jak na widok Althei w wirze walki serce ścisnęło mu się ze strachu. Czy powiedział coś takiego? Poczuł ukłucie winy. W gorączce walki i zmrożony strachem… zapewne powiedział. Wyobraził sobie, jaki to był afront dla dumy Althei i jej pewności siebie. Jak mógł jej powiedzieć coś takiego w wirze walki i spodziewać się, że zachowa szacunek dla samej siebie? Zasługiwał na jej gniew. Zwilżył wargi.
– Chyba tak było. Jeśli mówisz, że tak było, to wiem, że tak było. Nie miałem racji. Przepraszam.