– Idziesz zobaczyć? Wygląda naprawdę dziwnie. – Selden na chwilę zamilkł. – Niektórzy ludzie na pokładzie płaczą.
– Idę – powiedziała ze znużeniem Keffria.
Pora stawić temu czoło. Przez całą drogę unikała rozmów z Seldenem o tym, co mogą zastać. Usiadła. Zaczęła przegarniać palcami włosy, ale szybko przestała. Przykryje je szalem. Był jeszcze wilgotny od jej ostatniego wyjścia na pokład, ale narzuciła go na siebie i wyszła za synem z kajuty.
Dzień był pochmurny i deszcz padał nieprzerwanie. Tak powinno być. Keffria dołączyła do innych pasażerów, patrzących w stronę Miasta Wolnego Handlu. Nikt nie rozmawiał z podnieceniem, nie pokazywał palcem; wszyscy stali i patrzyli w milczeniu. Po twarzach niektórych spływały łzy.
Port Miasta Wolnego Handlu zamienił się w cmentarz. Z wody sterczały maszty zniszczonych statków. „Pojętny” manewrował ostrożnie między zatopionymi jednostkami, kierując się nie w stronę tradycyjnego nabrzeża żywostatków, lecz do tego, które zostało świeżo naprawione. Czysty żółty budulec dziwnie kontrastował z wysuszonym, szarym drewnem reszty nabrzeża i czarnymi, spalonymi balami. Czekali tam ludzie, by powitać przybyłych. A przynajmniej taką nadzieję miała Keffria.
Selden przytulił się do niej. Z roztargnieniem uniosła dłoń i położyła ją synowi na ramieniu. Całe fragmenty miasta zamieniły się w czarne ruiny, wśród których lśniły w padającym deszczu wypalone szkielety budynków. Chłopiec oparł się mocniej o matkę.
– Czy babci nic się nie stało? – zapytał stłumionym głosem.
– Nie wiem – odparła ze znużeniem Keffria.
Była już tak zmęczona powtarzaniem mu, że nie wie. Nie wiedziała, czy żyje jego ojciec. Nie wiedziała, czy żyje jego brat. Nie wiedziała, co się stało ze Słodką. „Pojętny” przeszukał Rzekę Deszczową aż do jej ujścia i nic nie znalazł. Po gorączkowych naleganiach Brasa zawrócili i przeszukali rzekę aż do Trehaug. Nie znaleźli żadnego śladu łódki, którą podobno widział Bras. Keffria nigdy głośno tego nie powiedziała, ale zastanawiała się, czy Bras sobie tego nie wyobraził. Może tak bardzo chciał, by Słodka żyła, że oszukiwał sam siebie. Keffria wiedziała, jak to jest.
W Trehaug na pokład „Pojętnego” weszła Yani Khuprus. Przed wypłynięciem wysłali do Miasta Wolnego Handlu ptaka z informacją dla Rady Kupców, że nie odzyskali satrapy, ale że kontynuują poszukiwania. Była to niemądra nadzieja, lecz ani Keffria, ani Bras nie mogli jej porzucić.
Podczas tego ostatniego rejsu po Rzece Deszczowej Keffria spędzała każdy wieczór na pokładzie, patrząc w gęstniejący mrok. Raz po raz miała pewność, że widzi na rzece niedużą łódkę wiosłową. Raz widziała stojącą w niej Słodką, z ręką uniesioną w geście wzywania pomocy, ale to była tylko przepływająca obok statku kłoda wymyta z brzegu ze sterczącym korzeniem.
Nawet kiedy „Pojętny” wypłynął z rzeki, Keffria nadal wychodziła na pokład na cowieczorne czuwanie. Nie mogła zaufać oku, że będzie obserwowało oczyma matki. Poprzedniej nocy dostrzegła przez zimną ulewę statek z Krainy Miedzi, który „Pojętny” z łatwością wyprzedził. Statek był samotny, ale w trakcie podróży oko dostrzegało inne galery, w grupach po dwie lub trzy, oraz dwa wielkie żaglowce z Krainy Miedzi. Wszystkie albo nie zwracały uwagi na „Pojętnego”, albo ruszały w jedynie symboliczny pościg. „Na co czekają najeźdźcy?” – pytał kapitan. „Zbierają się u ujścia Rzeki Deszczowej? Przy Mieście Wolnego Handlu? Czy może stanowią część floty, która ma zająć Przeklęte Brzegi?”. W tej dyskusji brali też udział Bras i Yani, ale Keffria nie widziała sensu w takich rozważaniach.
Słodka odeszła. Keffria nie wiedziała, czy córka zmarła w zasypanym mieście, czy zginęła w rzece. To, że nigdy się tego nie dowie, toczyło ją jak rak. Czy dowie się kiedykolwiek, co się stało z Prawym albo Kajem? Usiłowała wzbudzić w sobie nadzieję, że jeszcze żyją, ale tak naprawdę jej nie miała. Nadzieja była zbyt stromą górą, by się na nią wdrapać. Keffria bała się, że tylko spadnie w otchłań rozpaczy, kiedy nadzieja okaże się próżna. Żyła, zawiesiwszy wszelkie uczucia. Teraźniejszość była wszystkim.
Bras Khuprus stał obok matki. Deszcz zmoczył jego zasłonę. Kiedy nadchodził podmuch wiatru, mokry materiał uderzał go delikatnie w twarz. Miasto Wolnego Handlu było tak bardzo zniszczone, jak Bras się spodziewał z wiadomości, przyniesionych przez ptaki do Trehaug. Usiłował znaleźć jakieś uczucie pasujące do tego widoku, ale żadne mu już nie zostało.
– Jest gorzej, niż się bałam – mruknęła jego matka. – Jak mogę prosić o pomoc Radę Miasta Wolnego Handlu, skoro ich własne miasto leży w gruzach, a ich wybrzeżu zagrażają statki z Krainy Miedzi?
To miało stanowić część ich misji. Yani Khuprus często reprezentowała Kupców z Deszczowych Ostępów wobec ich krewniaków w Mieście Wolnego Handlu, lecz rzadko w tak poważnej kwestii. Po złożeniu na ręce Rady Kupców formalnych przeprosin za niefortunną utratę satrapy Cosga i jego Towarzyszki zamierzała prosić o pomoc dla Kupców z Deszczowych Ostępów mieszkających w Trehaug. Starodawne miasto Najstarszych zostało niemal całkowicie zniszczone. Przy dużym nakładzie pracy i wielkiej ostrożności można by w końcu na powrót odtworzyć niektóre jego fragmenty. Na razie jednak rodziny Kupców, które handlowały dziwnymi i cudownymi przedmiotami wydobywanymi w mieście, zostały nagle pozbawione środków do życia. Rodziny te stanowiły trzon społeczeństwa Trehaug. Bez miasta Najstarszych, które można by plądrować, nie było żadnego ekonomicznego powodu istnienia Trehaug. Chociaż jego mieszkańcy zdobywali nieco żywności w lesie Deszczowych Ostępów, to nie mieli pól, na których mogliby uprawiać zboże czy wypasać bydło. Zawsze kupowali żywność, a swoje potrzeby zaspokajali za pośrednictwem Miasta Wolnego Handlu. Zakłócenia w handlu spowodowane przez ataki z Krainy Miedzi już dawały się odczuć w Trehaug. Kiedy nadejdzie zima, sytuacja stanie się rozpaczliwa.
Bras znał najgłębszą obawę matki, która wierzyła, że ta ostatnia katastrofa może zniszczyć mieszkańców Deszczowych Ostępów. W ciągu ostatnich dwóch pokoleń ich liczebność zmalała. Dzieci często rodziły się martwe lub umierały w pierwszych miesiącach życia. Nawet te, które przeżyły okres niemowlęcy, nie żyły tak długo, jak zwykli ludzie. Sam Bras nie spodziewał się dożyć czterdziestki. To był jeden z powodów, dla których Kupcy z Deszczowych Ostępów często szukali partnerów wśród swoich pobratymców z Miasta Wolnego Handlu. Takie małżeństwa miały większe prawdopodobieństwo spłodzenia dzieci, a samo potomstwo było silniejsze. Lecz mieszkańcy Miasta Wolnego Handlu za życia ostatnich dwóch pokoleń stali się mniej chętni do przenoszenia się do Deszczowych Ostępów. Dary dla rodziny przyszłego współmałżonka stały się większe, wartościowsze i liczniejsze. Wystarczy pomyśleć o gotowości jego własnej rodziny do anulowania długu ciążącego na żywostatku tylko po to, by zapewnić Brasowi narzeczoną. Yani wiedziała, że po stracie Słodkiej Bras nigdy się nie ożeni ani nie spłodzi dzieci dla rodziny Khuprusów. Podarki dla narzeczonej przepadną. Przy zubożeniu Trehaug inne rodziny z Deszczowych Ostępów z trudem zdołają wyżywić swoje dzieci, nie mówiąc już o negocjowaniu w sprawie partnerów dla nich. Mieszkańcy Deszczowych Ostępów mogą zniknąć z powierzchni ziemi.
Zatem Yani wybrała się do Miasta Wolnego Handlu, by wyjaśnić zaginięcie satrapy i błagać o pomoc. Połączenie tych dwóch zadań stanowiło wielki cios dla jej dumy. Brasowi było żal matki, ale przytłaczało go własne cierpienie. Utrata satrapy mogła doprowadzić do wybuchu wojny, która mogła oznaczać całkowite zniszczenie Miasta Wolnego Handlu. Starodawne miasto Najstarszych, które tak kochał, już zostało zniszczone. Te tragedie stanowiły jednak ledwie tło dla bólu spowodowanego utratą Słodkiej.