Выбрать главу

Kekki westchnęła z zadowoleniem. Słodka dobrze się sprawiła. Cosgo natychmiast się rozpogodził.

– Uroda wymaga poniesienia pewnych kosztów, lecz ja nigdy nie wzdragałem się przed odrobiną niewygód osobistych. Mimo wszystko zastanawiam się, co się stało ze statkiem, który miał do nas dołączyć u ujścia rzeki. Jestem zmęczony tym kołysaniem. Statek tej wielkości jest źle przystosowany do takich otwartych wód.

Słodka spuściła wzrok i zdusiła opinię o ignorancji satrapy. Mieszkańcy Krainy Miedzi odbywali na swoich galerach wielomiesięczne rejsy. Satrapa był zły, że nie zjawił się duży statek, który przejąłby go na swój pokład. Słodka przeżyła gorzki zawód, że ujścia rzeki nie strzegły żadne żywostatki. Znosiła to wszystko tylko udając sama przed sobą, że żywostatki z Miasta Wolnego Handlu zatrzymają obcy statek i ją uratują. Rozpacz, którą nią owładnęła, gdy galera swobodnie płynęła dalej, była nie do zniesienia. Słodka wykazała się głupotą, marząc o ratunku. Takie marzenia tylko ją osłabiły. Ze złością wyrzuciła je z serca: nie było żadnego patrolowego żywostatku, Bras jej nie szukał, nie było żadnych marzeń. Nikt się nie pojawi jak w bajce i jej nie uratuje. Podejrzewała, że jej przeżycie zależy od niej samej. Podejrzewała wiele spraw, którymi się nie dzieliła z satrapą czy Kekki. Jedną z nich było to, że galera ma kłopoty. Rzeczywiście mocno się kołysała i nabierała o wiele więcej wody, niż powinna. Niewątpliwie Rzeka Deszczowa dała się we znaki smołowanym spoinom, a może nawet drewnianemu poszyciu. Po wypłynięciu z rzeki kapitan skierował się na północ, w stronę Krainy Miedzi. Galera płynęła przy brzegu; gdyby się rozpadła, mieliby przynajmniej szansę dotarcia na plażę. Słodka oceniała, że kapitan zdąża do domu, licząc, że dotrze tam nieuszkodzonym statkiem i z nienaruszonym niespodziewanym ładunkiem.

– Wody – wychrypiała Kekki.

Rzadko się teraz odzywała. W ogóle już nie siadała. Słodka w miarę możliwości dbała o jej czystość i ze znużeniem czekała na jej śmierć. Usta Towarzyszki okalały rany, które pękały i krwawiły, gdy tylko Słodka przytykała do nich kubek. Kekki udało się przełknąć. Słodka wytarła delikatnie różowawą wodę, która spływała z kącików jej ust. Towarzyszka wypiła zbyt dużo wody, by przeżyć, lecz nie dość dużo, by ją to szybko zabiło. Jej wnętrzności były zapewne tak owrzodzone, jak usta. Na myśl o tym Słodkiej cierpła skóra.

Mimo bólu i osłabienia Towarzyszka dotrzymała słowa. Słodka utrzymała wszystkich przy życiu i doprowadziła do ich uratowania, a teraz Kekki robiła co mogła, by nauczyć Słodką, jak ma przeżyć. Niewiele mogła mówić, ale przypominała dziewczynie o swojej wcześniejszej radzie szturchnięciami i cichymi jękami. Dzięki niektórym jej wskazówkom życie po prostu stawało się znośne. Słodka zawsze powinna odpowiadać na narzekania satrapy albo ukazując jakiś ich pozytywny aspekt, albo prawiąc satrapie komplementy, jaki jest dzielny, mądry i silny, skoro wytrzymuje coś takiego. Początkowo takie słowa niemal stawały Słodkiej w gardle, ale naprawdę sprawiały, że młodzieniec przestawał jęczeć. Jeśli musi z nim przebywać, to lepiej niech satrapa będzie w dobrym nastroju. Słodka bardzo lubiła te kilka godzin po wieczornym posiłku, kiedy wypalone z kapitanem zioła sprawiały, że odprężał się i podrzemywał.

Inne rzeczy, których dowiedziała się od Kekki, były bardziej wartościowe. Kiedy za pierwszym razem Słodka poszła opróżnić ich wiadro z odchodami, marynarze gwizdali szyderczo i kłapali na nią zębami. Kiedy wracała, jeden z mężczyzn zastąpił jej drogę. Słodka spuściła wzrok i spróbowała go obejść, ale szeroko uśmiechnięty marynarz przesunął się. Serce podeszło jej do gardła. Spróbowała go obejść jeszcze raz. Tym razem ją przepuścił, ale kiedy go mijała, chwycił ją za pierś i mocno ścisnął.

Słodka krzyknęła z bólu i przestrachu. Marynarz roześmiał się i szarpnięciem przyciągnął ją ku sobie, ściskając tak mocno, że ledwie mogła oddychać. Wolną rękę wsunął jej od góry pod bluzkę i chwycił za drugą pierś. Zgrubiałe palce szorstko pieściły nagą skórę Słodkiej. Była tak wstrząśnięta, że znieruchomiała i zaniemówiła. Mężczyzna napierał ciałem na jej pośladki. Obserwowali go inni z roziskrzonym wzrokiem i znaczącymi uśmiechami. Kiedy sięgnął w dół, by unieść spódnicę Słodkiej, dziewczyna nagle odzyskała władzę nad mięśniami. Wciąż trzymała ciężkie drewniane wiadro. Odwróciła się, zamachnęła nim i uderzyła napastnika w ramię. Resztki zawartości wiadra opryskały mu twarz. Mężczyzna ryknął z obrzydzenia i mimo zachęcających wrzasków towarzyszy puścił dziewczynę. Słodka odskoczyła, rzuciła się w stronę płóciennego schronienia i wpadła do środka.

Satrapy nie było. Jadł posiłek z kapitanem. Śmiertelnie przerażona Słodka skuliła się na podłodze obok śpiącej Kekki. Każdy odgłos kroków mógł oznaczać, że idzie po nią ten marynarz. Słodka tak się trzęsła, że aż dzwoniła zębami. Kiedy Kekki się obudziła i zobaczyła Słodką drżącą w kącie i ściskającą kubek na wodę jako jedyną broń, wydobyła z niej całą historię zajścia. Wysłuchała z powagą przerywanej relacji, a potem pokręciła głową.

– To źle… dla nas wszystkich. Powinni się bać… dotknąć cię… bez pozwolenia Cosga. Ale się nie boją. – Mówiła krótkimi zdaniami, oszczędzając usta i gardło. Przerwała, zastanawiając się nad czymś, a potem zaczerpnęła tchu, zbierając siły. – Nie mogą cię zgwałcić. Jeśli to zrobią… a Cosgo nie zaprotestuje… stracą cały szacunek… dla nas wszystkich. Nic nie mów Cosgowi. Wykorzystałby to… do wymuszenia na tobie posłuszeństwa. Do grożenia ci. – Odetchnęła, wyraźnie cierpiąc ból. – Albo żeby cię im oddać… żeby kupić ich przychylność. Jak Serillę. – Znów odetchnęła. – Musimy cię chronić… by ochronić nas wszystkich. – Kekki pomacała niemrawo wokół siebie i wzięła do ręki jedną ze szmatek, którymi Słodka ocierała jej krew z ust. – Proszę. Noś to… między nogami. Zawsze. Jeśli dotknie cię jakiś mężczyzna, mów „Fa-czedżi-kol”. To znaczy „Krwawię”. Przestanie… kiedy tak powiesz… albo kiedy to zobaczy.

Kekki poprosiła gestem o wodę. Kiedy się napiła, westchnęła i znów zebrała siły, by mówić dalej.

– Mężczyźni z Krainy Miedzi boją się krwawienia u kobiety. Mówią… – Kekki odetchnęła i z trudem się uśmiechnęła, ukazując różowe zęby -…że kobiece części się wtedy gniewają. Mogą zabić męską część.

Słodka była zdumiona, że ktoś może wierzyć w coś takiego. Spojrzała na poplamioną krwią szmatkę, którą trzymała.

– To głupie.

Kekki westchnęła.

– Ciesz się, że są głupi. Oszczędzaj te słowa. Oni wiedzą, że nie można krwawić cały czas. – Spoważniała. – Jeśli nie przestanie… nie walcz z nim. Tylko bardziej cię skrzywdzi. – Nabrała tchu. – Będą cię krzywdzić… aż przestaniesz walczyć. Żeby cię nauczyć, gdzie jest miejsce kobiety.

Ta rozmowa odbyła się przed kilkoma dniami. Wtedy Kekki po raz ostatni wypowiedziała do Słodkiej więcej niż kilka słów. Towarzyszka słabła z każdym dniem, a brzydki zapach wydobywający się z jej ran stawał się coraz mocniejszy. Nie zostało jej dużo życia. Ze względu na Kekki Słodka miała nadzieję, że śmierć nadejdzie wkrótce, ale ze względu na siebie bała się tego. Po śmierci Kekki straci jedyną sojuszniczkę.

Słodka była zmęczona życiem w strachu, ale nie miała wielkiego wyboru. Każdą decyzję podejmowała ze strachem. Jej życie obracało się wokół strachu. Nie wychodziła już z pomieszczenia, chyba że nakazywał jej to Cosgo. Wtedy szybko wychodziła, szybko wracała i usiłowała nie patrzeć nikomu w oczy. Marynarze nadal gwizdali i kłapali zębami, ale nie napastowali jej, kiedy opróżniała wiadro z odchodami.